piątek, 28 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 2 - INCANTASO

Wschodzące słońce zaróżowiło jak dotąd szarawe niebo nadając mu barwy delikatnego karminu na wschodzie i południu, a bladego błękitu na północnej stronie widnokręgu. W cichych wodach rzeki Lete, która żłobiła szerokim pasmem Krwawe Torfowiska, odbijały się słoneczne refleksy. Wśród wyniosłych nadbrzeżnych wierzb, o nagich i wychudłych ramionach hulał wiatr, który raz szarpał gałęźmi drzew, a kiedy indziej przeczesywał palcami pola dzikich maków i nie obawiał się zaatakować nagle przelatujących w kluczu żurawi. Odzywały się one wtedy zgodnym klangorem i próbowały przekrzyczeć wiatr, który i tak po chwili zdmuchiwał je na ziemię...
Obudziło mnie nagłe szarpnięcie, kiedy do mojej przytulnej jaskini wpadł zziajany białozór.
- Witaj In, - mruknął tylko i wleciał do swej niszy, aby spożyć upolowanego gryzonia.
- Aaagh! – jęknęłam w odpowiedzi i otworzyłam oczy. Jaskinia była zalana słonecznym blaskiem i tylko na niektórych ścianach tańczyły rozedrgane cienie drzew. - Jak tam polowanie?
- A jak miało być? Ta mysz jest pyszna - westchnął lubieżnie.
Nim skończył swą kwestię byłam już przed jaskinią. Czerwone maki falowały monotonnie za każdym tchnieniem wiatru, a znad rzeki dochodziły mnie zawodzenia czajek.
- Nie ma jak piękny poranek - mruknęłam pod nosem i postanowiłam wyruszyć na codzienny zwiad w okolicy. Przemknęłam przez Torfowiska szybko, ale dłużej poszło mi z przeprawą przez rozlewiska rzeki Lete. Kiedy w końcu znalazłam się po drugiej stronie zobaczyłam szarego, skrzydlatego wilka. Problem był tylko w tym, że ów wilk... bliźniaczo przypominał mnie.
- To... niemożliwe. - szepnęłam sama do siebie i pobiegłam tropem mego sobowtóra. Po chwili dołączył do 'drugiej mnie' jakichś złoty basior. Szli chwile razem, kiedy natknęli się na... Sarę we własnej osobie!
- Co... to znaczy? - moje myśli krążyły gorączkowo. - Czyżby ktoś się pode mnie podszywał?
Dwa wilki zaczęły rozmawiać z Sarą dość poufale. Nic nie rozumiałam, ale nadal stałam z boku i nie ujawniałam się z obawy na 'fałszywkę'*. Po chwili towarzystwo się rozeszło, a Sara wraz z moim sobowtórem skierowała się ku jaskini alf. W końcu 'fałszywa ja' pobiegła w ślad za Diego, a ja za nią. Przewidując, gdzie pójdzie, pobiegłam skrótem i po chwili przecięłam jej drogę.
- No, no. - zacmokałam z niezadowoleniem - Czyżbyś się podszywała pode mnie?
- Oh, - zasyczała nieznajoma - Wierz mi, że to tylko chwilowe przebranie. Niedługo wszystko wróci do nor...- urwała, bo skoczyłam na nią i przygwoździłam ją do ziemi.
- Tak? - zapytałam z udanym zaciekawieniem - No czekam, aż skończysz.
Jednak wadera nie mogła nic wydusić, bo ugryzłam ją w krtań i martwa legła u moich stóp.
- Teraz trzeba się pozbyć tego Diego... - mruknęłam pod nosem. - Ale to może poczekać.
Zarzuciłam sobie zwłoki 'fałszywki' na plecy i popędziłam do jaskini alfa. Natknęłam się akurat na Sarę i Carmen, które stały w wejściu.
- Witajcie. - mruknęłam - I wybaczcie, że wam przeszkadzam.
Zrzuciłam z pleców ciało mojego sobowtóra. Sara nagle zbladła gwałtownie, a Carmen od razu zamilkła.
- Mam nadzieję, że nie mnie podejrzewałaś o filtrowanie z tym Diego? - zapytałam.
- Nie, ależ nie. - jęknęła młoda wilczyca, wpatrując się w nieruchome cielsko 'Inci'.
- Incantaso, wytłumaczysz mi co się dzieję? - spytała Carmen.
- Widzisz tu właśnie trupa mojego sobowtóra, a domyślam się, że Sara Ci już wszystko opowiedziała - żachnęłam się - Co chcesz jeszcze wiedzieć?
Carmen milczała, a potem zwróciła się do Sary i mnie lodowatym tonem:
- Zwołajcie wszystkie wilki na Skale Wilczych Posiedzeń. Musimy odbyć naradę - rzekła i odwróciła się, a ja i Sara popędziłyśmy ku watasze...

*fałszywka - ulubiona nazwa Carmen na wilki, któe podszywają się pod inne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz