wtorek, 31 grudnia 2013

Od Nuki - cd. Severusa; do Severusa

- Ech...- przekręciłem oczami. - Błagam cię, Severus... Nie zachowuj się jak jakiś szczeniak!
- Że niby ja?!
- Tak, ty! - warknąłem zniesmaczony nastawieniem basiora. - Nie mów mi, że przy każdym jesteś tak wkurzony!
- A może po prostu mam gorszy dzień?!
- A może po prostu mnie nie lubisz...? - spojrzałem na niego po ukosie. - Przecież wiesz, że Aisha to po prostu moja przyjaciółka... Nic więcej! Znaczy dla mnie bardzo wiele, ale... Ale wiem, że jest z tobą i nie chciałbym z nią być! A ty zachowujesz się jakbym był jakimś potworem!
- Czegoś żeś się mnie tak uczepił, co?! - warknął i zaczął odchodzić w swoją stronę.
- Czemu? Bo wiem, że Aisha cierpi, gdy zachowujemy się jakbyśmy się nienawidzili... - westchnąłem, a Severus obrócił głowę w moją stronę.
- Czyli co? Mam udawać, że jesteśmy przyjaciółmi?! - syknął.
- Nie, nie musisz udawać. Skoro chcesz, żeby cierpiała, twoja sprawa. Ja miałem dobre intencje. Moim zdaniem jesteś spoko basiorem, ale skoro mnie tak nie cierpisz, nie będę ci się narzucał... - prychnąłem i zacząłem zmierzać w kierunku swojej jaskini...
>
> Severus?

Od Lili - cd. Rey' a; do Rey' a

- Och, Rey... - po moim policzku znów spłynęła łza. - Wiesz, że nie pogodzę się ze stratą kogoś tak bliskiego mi jak ty... Ja rozumiem, że musisz walczyć, ale proszę, ja również chcę tam być... Chcę walczyć!
- Lili, nie wygłupiaj się! Nie możesz!
- Mogę, i nikt mi tego nie zabroni!
- Ja ci tego zabronię !- Rey srogo na mnie spojrzał. - Kocham cię i nie pozwolę ci, żebyś się narażała.... - dodał już ciszej
Nic nie odpowiedziałam. Stałam tak. Mój wzrok skierowany był w ziemię, ale tak naprawdę to myślami błądziłam w nicości... Spojrzałam na Rey’a wzrokiem, który nie wyrażał już nic i usiadłam. Po chwili jednak wzięłam głęboki oddech i znów patrząc na ziemię pod łapami, odezwałam się cichym, niepewnym i bezuczuciowym głosem;
- Wiem, że mój stosunek i przewrażliwienie na temat wojny są dla ciebie obce, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że kiedyś już uczestniczyłam w wojnie.... Znaczy... „Uczestniczyłam”, to za wiele powiedziane. Przyglądałam się jak najbliższe mi osoby tracą życie... - głos załamał mi się, lecz po chwili znów kontynuowałam. - Wtedy właśnie zginęli moi rodzice, mój brat i cała wataha.... Jedynie Nuka się uratował, ale o tym nie miałam pojęcia.... Byłam mała, i choć jeszcze nie potrafiłam dobrze chodzić, musiałam uciekać. Ja wiem, że chcesz walczyć w imieniu watahy, ale Rey, ja nie chcę przeżywać tego drugi raz! Zrozum, ja cię kocham! - przywołanie wspomnień i wyobrażenie, że będę przeżywać to drugi raz, sprawiły, że znów wybuchnęłam płaczem i odwróciłam wzrok od ukochanego...
>
> Rey?

od Incantaso - cd. Ezukae; do Ezukae

- Ezukae! - wrzasnęłam do basiora, kiedy ten zakończył rozmowę z Alfą. - Jaki jest plan ataku?
Wilczur odwrócił tylko głowę i rzucił mi zniecierpliwione spojrzenie,
- Ja, Rey i ty musimy dotrzeć niezauważeni do Carmen, ta zaś przedstawi nam szczegółowy plan. Nic więcej nie wiem - powiedział szybko obawiając się jakby podsłuchu.
- A co z dziewczynami i smokami? - szepnęłam zdezorientowana.
- Poczekają - brzmiała odpowiedź. Westchnęłam tylko zrozumiawszy, że nic więcej z Ezukae nie wyduszę. 
~ Wasza Alfa nie zdradziła mu więcej szczegółów ~ mruknęła cicho Iar. ~ Jest poddenerwowany zbliżająca się walką i dlatego udziela ci takich zdawkowych odpowiedzi. 
~ Skąd o tym wiesz?... ~ wymamrotałam zdziwiona spostrzegawczością towarzyszki.
~ Smoki widzą wiele rzeczy ~ odparła Larayire i zaśmiała się cicho.
~ Nauczysz mnie tego? ~ spytałam.
~ Czego? ~ zdziwiła się Iar moją niespodziewaną prośbą.
~ Daru widzenia ~ odparłam. ~ Chciałabym móc postrzegać świat tak jak ty...
~ Och! ~ zachichotała ubawiona czymś smoczyca. ~ To nie będzie trudne... Ale teraz ci coś pokażę... trzymaj się mocno...
Smoczyca zupełnie niespodziewanie runęła w dół, ze złożonymi skrzydłami i przymkniętymi błogo oczami. Spadała z wdziękiem ku ziemi, lecz kiedy znalazła się tuż ponad czubkami drzew niespodziewanie rozpostarła błękitnawe skrzydła i wykonawszy skomplikowany piruet powróciła do poprzedniej pozycji.
~ Iar! ~ wykrztusiłam niebotycznie zdziwiona. ~ Gdzie ty się tak nauczyłaś latać?

<Ezukae?>

Uwaga! Mamy własny baner!

Tak, tak, mamy własny banner.Wykonałam go ja - arabian horses (Shida, Ezukae, Eden) Jeśli ktokolwiek kliknie w nasz banner, ten przekieruje go na stronę naszej watahy! Dlatego prosimy was, abyście wkleili kod HTML naszego banneru na swoją prezentację.

Oto kod:
<a href="http://www.watahazakletegozrodla.blogspot.com/"><img src="http://1.bp.blogspot.com/-r1_rVIcDRKs/UsL_UCjGobI/AAAAAAAAAOQ/7UmLA1WCw-I/s320/Watahy.gif"></a>

A oto banner:




Jak go użyć?
Wejdź na
Profil -> Moja strona -> zmień (taki ołówek w prawym górnym rogu okna prezentacji)-> Tryb HTML i wklejamy ten kod.
 Mam nadzieję, że baner wam się podoba, a gdybyście mieli jakieś sugestie - pisać do mnie (arabian horses) ~Shida.

Od Ezukae - cd. Incantaso; do Carmen i całej watahy

- Wydaje mi się, że do watahy. Ale wylądujemy chyba w samym sercu bitwy! - krzyknąłem przez wiatr do In. Każdy leciał na smoku, In na Larayire, Shida z Venaią (była jeszcze za mała), Rey na Shandowie, Lili na swojej smoczycy, aczkolwiek od tego zapoznawania się z nowymi smokami kompletnie zapomniałem imienia no i oczywiście ja. Cały czas nie mogę uwierzyć, ale tak! Smok mnie wybrał, i w końcu nie jestem taki sam.
~ Skoro nie możesz uwierzyć, to uwierz. Jeśli ciągle nie będziesz wierzył, to w końcu nie uwierzysz, że faktycznie jesteśmy złączeni. Czy to naprawdę takie trudne? ~ Spytał Orodreth.
~Nie~ Odpowiedziałem.
~Więc skup się na swoich pomysłach dotyczących walki. Nie możemy zginąć tylko dlatego, że zajmowałeś się mną. To nie na miejscu ~ Odparł i więcej się nie odzywał. Na horyzoncie już widać naszą puszczę. Lecz tuman kurzu podnosił się znad lasu. Pokazałem to Rey' owi.
~ Cóż, jednak nie możemy chyba przenocować. Shandow poleci jeszcze długo, ale nie wiem jak reszta. Orodreth także poleci, Larayire też, ale pomyśl o Shidzie, Venayi, i młodzikach. Oni mogą nie wytrzymać, w końcu lecimy już trzeci dzień. Trzeba dobrze to zaplanować, aby nie paść ofiarą zmęczenia.
~ Fakt. Lecisz bliżej Riveyi, zapytaj się, czy Shida nie może na kimś polecieć. Jest wilkiem, a wilki nie powinny latać.
~ To co my tu robimy? HiHi, ale się In ucieszy... Shida może wytrzyma, ale wątpię w Venaię. załatwię to, przywódco...
~ Śmieszne.
Obejrzałem się za siebie. Za nami leciało co najmniej 70 smoków. Posłałem myśli przed siebie. In miała racje ucząc mnie. To jest pożyteczne. Zlokalizowałem "wojsko" naszej watahy, a następnie Carmen.
~ Wracamy! ~ rzekłem do niej.
~ Twój umysł jest odmieniony. Pozostałych także. Ponieśliśmy ciężkie rany, Ale jeszcze nikogo nie straciliśmy. Ale nie atakujcie. Chcę, abyście niezauważeni tu dotarli - Ty, Rey i In. Dziewczyny niech zostaną i w razie czego opiekują się smoczętami. Nie bój się, od razu zauważyłam, że nie jesteście sami.
~Tak pani~

Od Rey' a - cd. Lili; do Lili

- Wiesz, że muszę. Nie mogę zostawić tej watahy. Nie mogę sprawić, żeby to co się tu dzieje zniknęło. Wiesz że jesteś dla mnie najważniejsza. Dlatego musisz uciec. To koniec rozmowy. Jeśli się nie zgodzisz to sam osobiście zaprowadzę cię ze szczeniakami i innymi i stworzę magiczną ścianę. Zrozum nie mogę cię stracić, ale muszę walczyć!


Lili?
Sorry że mało, ale jakoś brak weny(Op. przesyłaj do mnie ok?)

Od Severusa - cd. Nuki; do Nuki

 Uniosłem wyżej głowę, i zmierzyłem basiora spojrzeniem pełnym pogardy.
 - A ty co niby robisz? - uniosłem lekko górną wargę.
 - Przepraszam, nie chciałem zrazić szlachty moją obecnością - uśmiechnął się z przekąsem.
 - Od razu mówię, że Ai odpoczywa w naszej "jaskini" i nie ma ochoty na spotkanie - odwróciłem się na pięcie i podreptałem w moją stronę.
 - H-hej! - podbiegł do mnie i zagrodził mi drogę. - To że do ciebie zagadałem, nie znaczy że chcę wiedzieć gdzie jest Aisha!
 - A więc czego chcesz? - uniosłem brew.
 - No... nie wiem, po prostu spacerowałem i na ciebie trafiłem. Czy to nie dobra okazja by lepiej się poznać?
 - "Poznać"? - przekrzywiłem łeb.
 - No, tak bo ty chyba nie za bardzo mnie lubisz, co?
 - Czytasz mi w myślach? - mruknąłem po czym wznowiłem marsz.
 - No weźźźźź, Sevy... - potruchtał za mną.
 - Nie nazywaj mnie Sevy. Po prostu Severus. Czego ty ode mnie chcesz?

 <NukaXD?>

Od Asoki - cd. Racana; do Racana

"O nie tak łatwo to ze mną nie ma!" Pomyślałam po czym naprężyłam mięśnie, i energicznym ruchem machnęłam skrzydłami. W mgnieniu oka znalazłam się w powietrzu, i z góry obserwowałam rywala. Uniosłam skrzydła wysoko w górę, i skierowałam się w kierunku jabłoni. Niczym jastrząb runęłam w dół. Łzy leciały mi z oczu, bynajmniej nie ze wzruszenia, a z opływu powietrza. Przestałam poruszać skrzydłami. Po prostu leciałam w dół. Ja to nazywam "kontrolowanym spadaniem" ale jak rodzice to widzą to mam wrażenie jakby zaraz mieli dostać zawału. Byłam coraz bliżej ziemi, a dokładniej mojego towarzysza który biegł ile sił w łapach aby wygrać wyścig. Ponownie rozwinęłam skrzydła, i podeszłam  do lądowania, a już po chwili biegłam równo z Racan'em. Uśmiechnęłam się drapieżnie po czym przyspieszyłam. On jednak nie był gorszy - szybko dorównał mi kroku. Był wprost idealny.Taki dziki, tajemniczy, a jego spojrzenie było tak, przenikliwe że miałam wrażenie że wciąż czyta mi w myślach. I jeszcze ta wspaniała blizna! Zawsze wiedziałam, że porządny basior powinien mieć choć jedną. Poza tym, czułam się przy nim bezpiecznie, i ogólnie... tak dziwnie... Nawet się nie obejrzeliśmy jak oboje znaleźliśmy "na linii mety".
 - No... chyba mamy remis - powiedziałam w miarę zadowolona z wyniku.
 - Tak, chyba masz rację - stwierdził Racan.
 - Posiedzimy tu, czy wolisz może iść gdzie indziej? - złożyłam skrzydła.
 - Może... lepiej było by gdyby... zostańmy, tu ok?
 - Dobra, jak wolisz.To znaczy; ja chyba też bardziej chciała bym posiedzieć tu - znów położyłam się pod drzewem. - No.To jak się tu znalazłeś?

 <Racan?>

poniedziałek, 30 grudnia 2013

od Lili - do Rey' a


Był wieczór, a ja próbowałam zasnąć w swej jaskini. W pewnym momencie usłyszałam hałas dobiegający z osobnego pomieszczenia. Nagle ujrzałam Rey’a, który z uśmiechem stanął w wejściu. Ja również się uśmiechnęłam.
- Witaj, skarbie - usiadł obok mnie i objął mnie łapą.
- Witaj... - odpowiedziałam, szczęśliwa, że tu jest.
- Jak się czujesz?
- No... Dobrze - wtuliłam się w jego futro. - Cieszę się, że cię widzę.
- Ja również - musnął mój policzek nosem.
Siedzieliśmy tak chwilę, w milczeniu i przytulaliśmy się do siebie. W końcu jednak Rey wstał i spojrzał mi w oczy;
- Lili...
- Tak? - spytałam podejrzliwie.
- Bo wiesz... Zbliża się wojna, no i....
- I....? - również wstałam i ze zniecierpliwieniem wpatrywałam się w mego wybranka.
- Ech.... Jakby to powiedzieć... - Rey błądził wzrokiem po jaskini.
- Rey! - chwyciłam jego głowę łapą i skierowałam jego wzrok na mnie. - Proszę cię, nie mów, że idziesz tam walczyć!! Przecież ta wojna to pewna śmierć!
- Ależ Lili! Jestem młodym alfą, to mój obowiązek!!
- Ale.. ale... - do moich oczu napłynęły łzy.
- Proszę, Lili, nie płacz, wiesz, że tak musi być... - zapatrzył się w podłogę.
- Tak wiem... Nuka również idzie - wytarłam łzy łapą. - Więc ja też!
- Lili, nie możesz!
- A to niby dlaczego?! Dobrze wiesz, że się zabiję, jeśli się wam coś stanie!
- Ale ty jesteś opiekunką szczeniąt, uciekniesz razem z innymi waderami które nie walczą, przez nasz tajny tunel!
- To czemu cała wataha nim nie ucieknie?!
- Bo... Bo inaczej stracimy ziemię! A teraz koniec tematu, przestańmy się kłócić...
- Nie, Rey! Nie przestanę, bo wiem jak to będzie! Ja razem z innymi będę siedzieć bezczynnie w norze, a ty i inne basiory będziecie ginąć na polu bitwy!
- Lili, tak musi być....-  basior przełknął ślinę.
- Nie musi... czy tereny są dla ciebie ważniejsze niż życie?! Niż ja? - nerwowo odwróciłam wzrok i wybiegłam z jaskini.

Rey?

od Tranquilo - cd. Ayline; do Ayline

- Skoro tak - warknąłem - powiem ci wprost. Zakochałem się w tobie. A teraz co mi zrobisz?
Wadera zmierzyła mnie przeciągłym spojrzeniem.
- Nic - wzruszyła ramionami. - Nie jesteś nic wart.
- Miło mi - odparłem obojętnym tonem, choć w rzeczywistości słowa wadery niewyobrażalnie mnie zraniły. - Ale jeśli tak jest to czemu wciąż cię spotykam?
Wilczyca milczała. W pewnym momencie po prostu odwróciła się i ruszyła przed siebie.
- Poczekaj! - zawołałem za nią. - Nie odchodź po raz kolejny! Nie będę już o nic pytał tylko zostań!
Wadera odwróciła się do mnie i obrzuciła mnie kpiarskim spojrzeniem.
- Jesteś nudny - stwierdziła - i głupi. Nie mam co robić w takim towarzystwie. 
Westchnąłem i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Proszę bardzo, idź. Nikt cię nie zatrzymuje - spuściłem wzrok i skierowałem się ku mojej jaskini. Odchodząc czułem nieme, lecz wściekłe spojrzenie wadery na swych plecach.

<Ayline?>

od Ayline - cd. Tranquilo; do Tranquilo

- Och, a czemu ty się tak spieszysz? - spytałam zirytowana.
- Wiesz, może po prostu chciałbym znać twoje imię, co? - warknął.
- Ależ spokojnie - zaśmiałam się. - Nie lubię nadmiernego pośpiechu - powiedziałam.
- Wiesz, co... - basior szykował się do jakiegoś wywodu. Przewróciłam oczami.
- Uważaj, bo się zapowietrzysz - parsknęłam.

Tranquilo?

od Nuki - do Severusa

Rozkoszowałem się swą zdobyczą, mianowicie dorodnym jeleniem. Gdy skończyłem, oblizałem pysk z krwi. Nagle usłyszałem przeraźliwe miauczenie. Znałem ten głos... Bez namysłu skoczyłem na równe nogi i popędziłem w stronę źródła dźwięku.
*********

Na miejscu ujrzałem Meridę, która zwisała bezradnie na jednej z gałęzi rozłożystego dębu. Pod drzewem stał wilk o kremowej sierści, najwyraźniej łakomy na białą kotkę. Warknąłem i skoczyłem na wilka, próbując obronić towarzyszkę Lili, lecz zanim zdążyłem zadać jakikolwiek cios, wilk uciekł przerażony. Dążyłem za nim wzrokiem, próbując zrozumieć przyczynę nagłej ucieczki. Dopiero gdy Merida znów miauknęła, zdałem sobie sprawę, iż przerażona kotka nadal próbuje utrzymać się na drzewie. Zmierzyłem drzewo wzrokiem i skoczyłem na grubą gałąź, po czym złapałem kotkę za kark i zeskoczyłem ze drzewa. Mera podziękowała mi, a ja zaprowadziłem ją na tereny watahy. Pomyślałem, że jeszcze trochę pospaceruję, a że była pora zachodu słońca, postanowiłem wybrać się na Moczary. Tam bowiem widoczne są najpiękniejsze zachody i wschody słońca w watasze.
*********

Gdy już siedziałem na jednym z głazów, usłyszałem szmery za plecami. Odwróciłem się więc gwałtownie, a postać zwróciła ku mnie swój wzrok. Zeskoczyłem ze swojego siedziska i wolnym krokiem ruszyłem w kierunku nieznanej postaci. Podczas gdy byłem parę kroków od tajemniczego wilka, dało się zauważyć, iż był to nie kto inny, lecz Severus. Jeden z potężniejszych czarnoksiężników w historii, syn Saurona, narzeczony Aishy....

Severus?

od Incantaso - cd. Ezukae; do Ezukae

~ Jak się zwiesz? ~ spytałam w pewnym momencie swą towarzyszkę.
~ Moje pełne imię brzmi Larayire ~ odparła smoczyca cicho. ~ Przez inne smoki nazywana byłam jednak Iar. Nie wiem czy nazwa ta cokolwiek oznacza, jestem jednak z niej dumna. Jej niezwykłość jest bowiem jedyną rzeczą, która mnie wyróżnia.
~ Nie mów tak ~ zaprotestowałam. ~ To, że cię wybrałam spośród tylu smoków bez wątpienia coś oznacza... 
~ Co? ~ przerwała mi Iar. ~ Jestem tylko niepozorną smoczycą, na którą nikt nie zwraca uwagi!
~ Mylisz się. Jesteś niewyobrażalnie piękna, ale nie tylko to cię wyróżnia ~ odparłam z tkliwością. ~ Twoje serce jest czyste jak śnieg, a dusza nie splamiona najmniejszą nawet skazą. Wybrałam cię, bo jesteś aniołem, który znalazł się pośród diabłów.
Iar wydała z siebie niespodziewanie dziwny, lekko charczący odgłos. Dopiero po chwili domyśliłam się, że jest to śmiech.
~ Moi towarzysze nie są diabłami, Incantaso ~ zachichotała. ~ Są nie mniej szlachetni ode mnie, o ile jestem tak szlachetna jak ty to przedstawiasz... chodzi tylko o to, że... niektórzy są bardziej pewni siebie, inni mniej. Ja jestem...
~ ..."tylko niepozorną smoczycą" ~ dokończyłam za Iarayire. ~ To nieprawda. Pokochałam cię całą swoją duszą. Coś to oznacza. Ale nie czas na pogaduchy!...
- Ezukae? - krzyknęłam do lecącego w pobliżu basiora. - Gdzie my tak właściwie lecimy?...

<Ezukae?

od Destiny - cd. Merwana; do Merwana

Byłam wściekła jak nigdy dotąd. Co on sobie myśli?! Że będę się lepiej czuła w jaskini nie wiedząc co się z nim dzieje?!
- Będę walczyć i nie zabronisz mi tego! - krzyknęłam. Z jednej strony byłam wściekła na Merwana, ale z drugiej tak bardzo chciałam żeby mnie przytulił i dodał otuchy.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Za co? - zdziwił się.
- Nie powinnam tak na ciebie krzyczeć, ale zrozum ja nie chcę siedzieć w jaskini z myślą iż jestem bezpieczna, a ty w tym samym momencie możesz umierać - jęknęłam.
( Merwan ? )

od Racana - cd. Asoki; do Asoki

Biegliśmy tak szybko, że już po chwili dotarliśmy do Doliny Skarbów. Nie uwierzyłem własnym oczom...
- Tu jest naprawdę przepięknie - szepnąłem do wadery.
- Owszem - odpowiedziała Asoka z uśmiechem. - Dlatego tak uwielbiam to miejsce...
Zachwycaliśmy się malowniczymi krajobrazami.
- Może usiądziemy? - zaproponowałem, wskazując miejsce pod kwitnącym drzewem. - Tam jest trochę cienia.
- Jasne.
Podeszliśmy do wskazanego przeze mnie miejsca. Asoka wygodnie położyła się na miękkiej trawie.
- No, co tak stoisz? - roześmiała się. - Chodź!
Ułożyłem się obok niej. Leżeliśmy bardzo blisko siebie, wręcz czułem jej dotyk... Nigdy w życiu nie byłem tak blisko jakiegoś wilka...
Asoka zauważyła moją niepewność.
- Racan? - spytała. - Wszystko dobrze?
- Tak, jasne - szybko odpowiedziałem. - Miałem tylko... powrót do przeszłości.
- Powrót do przeszłości? - zdziwiła wadera.
- Nie martw się o mnie - położyłem delikatnie łapę na jej łapach. - To tylko...takie przypomnienie, co kiedyś przeżyłem.
- Aha - Asoka wyglądała na uspokojoną, po czym uśmiechnęła się. - Ale chyba nigdy w życiu nie widziałeś tak szybkiej wadery, jak ja, co?
- Oczywiście, że nie - nie udało mi się powstrzymać uśmiechu.
Roześmialiśmy się wspólnie. Nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy, jak w tej chwili... Patrząc na Asokę, czułem bardzo przyjemne ciepło w piersi, co było jak, jak... Po chwili zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu, zależy mi na kimś, a Asoka jest mi najbliższą osobą... Uświadomiłem sobie, że się w niej... zakochałem.
Uradowana wadera wyrwała mnie z przemyśleń.
- Racan? - spytała. - Masz ochotę na mały wyścig?
- Jasne - uśmiechnąłem się. 
- Do tamtego kwitnącego drzewa i z powrotem - wyjaśniła Asoka.
- Którego kwitnącego drzewa? Jest ich tu mnóstwo!
Jednak wadera roześmiała się figlarnie i wskazała na jabłoń, która rosła jakieś sto metrów dalej.
- Już przegrałaś - powiedziałem i ruszyłem w kierunku drzewa. Po raz pierwszy nie obejrzałem się za siebie.

Asoka?

niedziela, 29 grudnia 2013

Od Ezukae - do Shidy/ Rey'a/ Lili/ Eden/ Incantaso

Spotkajcie się!
Wykrzyknęła Riveya, bo tak zwała się pramatka. O co jej chodzi? No właśnie nie wiem, ale In wiedziała. Skąd?
Większość smoków pozostała w miejscu, lecz młode i ciekawe zaczęły powoli podchodzić do nas. Rey i Shida stali z uśmiechniętymi minami i patrzyli na nas z pramatką. Nagle łuski na czubku nosa zabłysły i Riveya rzuciła czar. Przez całą łąkę przepłynęła fala energii. Poczułem myśli wszystkich, ale także tych, których nie widziałem.
Kto to?
To Eldunari.
Czyli?
Serca Serc w pradawnej mowie. Wy jej nie znacie, ale podejmiemy uczenie was. A do tematu... Gdy smok się wykluwa, jego Eldunari jest czyste i nieskazitelne, bezbarwne. Zwykle pozostaje takie przez całe życie i po śmierci właściciela rozkłada się razem z ciałem, chyba że smok zdecyduje się przelać w nie swoją świadomość. Jest to proces nieodwracalny i narażający właściciela na wiele niebezpieczeństw. Po tym procesie Eldunari nabiera barwy łusek właściciela i zaczyna się jarzyć niczym rozżarzony węgiel. Jeśli smok to uczyni, Eldunari przetrwa rozkład ciała i jego esencja może trwać bez końca. Smok może również usunąć z siebie Eldunari jeszcze za życia. Wówczas każdy kto trzyma je w dłoniach może porozumieć się ze smokiem bez względu na odległość. W ten sposób ciało i świadomość mogą trwać osobno a równocześnie pozostawać złączone.
Gdzie one są? Nie widzę ich!
Wiele smoków ma je z sobą. Są ukryte i niewidzialne za pomocą magii.
Znowu wycie. Bliskie wycie. O co chodzi? Jesteśmy przecież co najmniej 100 mil od terenów watahy... Na terenach Mrocznych.

Riveyo?
Tak?
Rozpoczyna się atak. Nie sądzę, aby mroczni wygrali, ale jednak...
Masz rację. Ale to jest ważniejsze.
Niż życie watahy?
Nie zginą tak szybko, jak myślisz.
To ja jestem dowódcą wojowników!To ja mam najwięcej doświadczenia w watasze, a ty śmiesz narażać życie moich bliskich?!
Tak, śmię. To ja jestem pramatką największego rodu, smoków, to ja żyję przeszło 2000 lat i brałam udział w wielu bitwach, gdzie ty masz może 27 lat i uczestniczyłeś w kilku pojedynczych potyczkach. Uzbrój się w cierpliwość i idź...
Dokąd?
Tam, gdzie wszyscy. I Popatrz.  Powiedziała i skierowała mój wzrok na polanę, gdzie były smoki. Lili i In stały przed jakimiś smokami, jak wryte.
Nagle, In dotknęła smoka, przed którym stała. W miejscu "zetknięcia" przepłynęła wstęga i na całej polanie zrobiło się jasno. Jak w dzień, a było już pod wieczór. W pierwszym momencie myślałem, że to smok zionął ogniem. Lili zrobiła to samo i ten sam efekt. Nic się nie zmieniło. Ale jednak...
Przyjrzyj się.
Dlaczego nie mają naszyjników, albo innych błyskotek, tak jak Shida?
Ponieważ... Nie ważne. Lecimy.
Dokąd?
Na pole walki.
Shida! Polecisz z Venaią, jest jeszcze za mała, żeby cię ponieść. Rey, na Shandowie polecisz, tak samo Incantaso i Lili na swoich smokach.
A ja?!
Na którymś z nich.  Wskazała pyskiem w stronę smoków stojących na polanie.
Ale... Którym?
Wybierz. Wybieraj głosem serca. One już wybrały.
Skupiłem się. Jak? Nie czuje ich myśli, nie znam ich, nie znam ich uczuć i myśli. Jak? Nagle moją uwagę przykuł smok, jasnopomarańczowy, nieco większy niż Shandow, ale nie przerastał Riveyi. Zresztą, nic jej nie przerośnie. Smok(  nie wiem jaka płeć) zaczął walić ogonem w ziemię. Inne smoki ruszyły za Riveyą, która kazała wystartować młodzikom. Skoczyłem w bok, a ten wzdrygnął się. Gdy zobaczyłem, że nie ma zamiaru mnie atakować ruszyłem do niego. Cały czas wpatrywałem mu się w oczy.Stanąłem przed jego dużym nosem. Dotknąłem go...

Powitajmy nowego wilka!


Imię: Astrid
Płeć: Basior
Wiek: 3,5 lat
Cechy: Niebezpieczny i groźny. Jednak dla tych, których chce poznać bądź lubi jest bardzo przyjazny, ale też czasami upierdliwy.
Stanowisko: Skryty
.
Żywioł: Ogień, ciemność.
Moce: Zmiana w cień, skrzydła, oślepiające spojrzenie (spojrzy tym wzrokiem, a jego oczy zalśnią na czerwono że inni stracą wzrok).
Patron: Fire.
Partner: No cóż, podoba mu się... Asoka.
Rodzina: Nie ma!!!

Historia: Dołączył tu głównie dla pięknej wadery. Na początku chciał odejść.
Właściciel: Goldi666
Inne zdjęcia:
Skrzydła:

Od Asoki - cd. Racana; do Racana

 Jedzenie było jeszcze pyszniejsze ze względu na to że byłam naprawdę głodna. Może jeszcze bardziej smakowało mi dlatego że jadłam w towarzystwie urodziwego basiora? Gdy skończyliśmy posiłek powiedziałam.
 - Masz ochotę na spacer?
 - Tak, w sumie to chętnie się przejdę.
 - Fajnie. Co powiesz na Doline skarbów? Bardzo lubię to miejsce.
 - Jeszcze tam nie byłem ale... - wilk nie dokończył gdyż błyskawicznie mu przerwałam.
- To ja cię oprowadzę-  zaproponowałam serdecznie się uśmiechając. - No chyba że nie chcesz.
- No co ty. Prowadź proszę.
 Uszczęśliwiona  rozpoczęłam swą szaleńczą szarżę do celu. Początkowo zdezorientowany wilk nie wiedział co robię, lecz po chwili wyrównał ze mną bieg.
 - Jej, szybki jesteś! Tylko niektórym udaje się mnie dogonić - wysapałam w biegu.
 Byłam szczerze zaskoczona, ponieważ zazwyczaj dogonienie mnie zajmuje wilkom więcej czasu. W końcu jestem jedną z najszybszych wader w watasze.

<Racan?>

sobota, 28 grudnia 2013

Informacja

Informacja dla wszystkich członków watahy:
Od dzisiaj, tj. 28.12.13. będę zamieszczała przesyłane przez Was opowiadania raz dziennie, ok. 20.00. Tak więc czy wyślecie opo o 23 czy 7 następnego dnia, nie robi różnicy.
//Carmen (koniara5842)

od Racana - do Asoki


Poranne promienie słońca wpadły gwałtownie do mojej jaskini. Ja jednak już nie spałem. Czuwałem od dobrej godziny na wschód słońca; to właśnie wtedy miałem zamiar poznać się z wilkami nowej watahy. Wstałem, przeciągnąłem się i wyszedłem z groty. Na miejscu spotkań watahy stała smukła wadera o srebrnym futrze i pięknych skrzydłach.
- Witaj - podszedłem do niej. - Jak cię zwą?
Wadera zmierzyła mnie przenikliwym wzrokiem.
- Asoka - powiedziała pewna siebie. - To ty jesteś tym nowym wilkiem? Jak masz na imię?
- Racan - odpowiedziałem. - A ty... pewnie jesteś młodą samicą beta, zgadza się?
- Owszem - potaknęła smutno wadera. - Zły moment wybrałeś na dołączenie do watahy. Wojna zbliża się nieubłaganie...
- Będę robił wszystko, by obronić to stado - uśmiechnąłem się. - W końcu to mój nowy dom, nie?
Spojrzałem na Asokę. Ta wadera potrafiła skłonić nawet takiego mrocznego typa jak ja do uśmiechu. Od razu wzbudziła moją sympatię.
- Głodna jesteś? - spytałem.
- Eee... no... tak...
- To chodźmy na coś zapolować - zaproponowałem.
- Dobry pomysł - na ustach wilczycy zagościł szeroki uśmiech.
Weszliśmy do pobliskiego lasu, w którym roi się od zwierzyny, szczególnie o tej porze roku. Po paru minutach usłyszeliśmy szelest za plecami. To była młoda łania. Bez żadnego sygnału, równocześnie ruszyliśmy w pogoń za ofiarą i po chwili ją dopadliśmy.
- Smacznego - powiedziałem, na co Asoka zareagowała lekkim uśmieszkiem.
- Smacznego.

Asoka?

od Tranquilo - cd. Ayline; do Ayline

Niezmiernie zdumiony niespodziewanym zajściem stałem nieruchomo pod drzewem z głową zadartą ku górze i - co było wręcz pewne - wyglądałem jak idiota. 
- Przecież to nierealne - mruczałem do siebie. - Ale widocznie piękne kobiety tak mają - zawsze pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie i nim się obejrzysz już znikają.
Sfrustrowany ruszyłem w drogę powrotną. Dopiero, gdy znalazłem się pod jaskinią przypomniałem sobie o polowaniu. Zawróciłem więc ponownie i skierowawszy swe kroki ku pobrzeżom Puszczy rozpocząłem łowy. Nie minęło jednak kilka minut, kiedy usłyszałem tuż za sobą ostrożnie stawiane kroki. Wstrzymawszy oddech obróciłem się powoli - za mną stała owa nieznajoma, lubująca wysokości wadera. 
- Spłoszyłaś mi śniadanie - wycedziłem przez zęby spoglądając z wściekłością na wilczycę. Ta jednak, nie robiąc sobie nic z mojego gniewu, zachichotała.
- Cóż, dla ciebie to zapewne wielki problem - uśmiechnęła się pod nosem. - Ale nawet dla takiego kiepskiego łowcy znajdzie się pociecha - w tym lesie jest dużo zajęcy - mruknęła z właściwą nauczycielom nutą pobłażliwości.
- Kiepskiego łowcy, powiadasz? - zmrużyłem oczy zapomniawszy nagle jak wiele dla mnie znaczyła ta urocza, lecz niezwykle wkurzająca wadera. 
- Dokładnie - kiwnęła głowa. - Skoro od czasu kiedy się widzieliśmy nie udało ci się jeszcze nic upolować jesteś bez wątpienia najgorszym łowcą jakiego widziałam w życiu - stwierdziła.
- Ach tak? - warknąłem. - To pokaż mi łaskawie co potrafisz.
- Proszę bardzo - wilczyca tylko się uśmiechnęła, po czym niespodziewanie skoczyła w bok, odbiła się od pnia pobliskiego drzewa i poszybowawszy nad ziemią złapała w locie dzikiego gołębia. Choć całe to przedstawienie nie trwało dłużej niż kilka sekund oczarowało mnie swym wdziękiem i urokiem.
- Tak się poluje - wadera wyszczerzyła do mnie zęby z satysfakcją.
- Jak się nazywasz? - szepnąłem i spojrzałem z lękiem w oczy wilczycy, z obawą, aby ta nie rozwiała się w powietrzu, jak to robiła wcześniej.

<Ayline, mistrzu? :)>
 

Od Dantego - do Sary

 Była noc. Leżałem na głazach i wpatrywałem się w ciemną przestrzeń obojętnym wzrokiem. Dużo rozmyślałem i podjąłem decyzję. Wziąłem do pyska czarną róże i poszedłem. Ostatni raz patrzyłem na te tereny. Nic mnie nie zatrzyma. Nie mam nic.
 W końcu doszedłem. Stała tam. Musiałem to w końcu powiedzieć.
 - Sara? - puściłem różę.
 - Wróciłeś?
 - Nie. Przyszedłem się pożegnać. Jestem za słaby by tu być. Tym bardziej teraz. Jest wojna. Nie zdołam cię uchronić... wybacz - powiedziałem i znikłem w cieniu nocy.

Sara???

piątek, 27 grudnia 2013

Od Ayline - cd. Tranquilo; do Tranquilo

- Co ty tu robisz? - spytał basior.
- Siedzę i patrzę, na twoje "łowy" - powiedziałam. - To całkiem niezła zabawa, wiesz?  - basior sprawiał wrażenie zmieszanego.
 - Widziałem Cię już wcześniej... - powiedział.
 - Och, nie do wiary! - wykrzyknęłam. - Naprawdę? - spytałam drocząc się z basiorem. On tylko przewrócił oczami.
 - Może mi się w końcu przedstawisz? - spytał.
 - Jeszcze nie teraz... - zaśmiałam się i rozpłynęłam w powietrzu.

Tranquilo?

od Tranquilo - do Ayline

La più bella spoglądała na mnie spod przymrużonych leciuchno powiek i uśmiechała się figlarnie, z niejaką kokieterią. 
- Kim jesteś? - spytała w pewnym momencie przekręcając swą wdzięczną głowę w bok. 
Milczałem, niezdolny do wykonania najdelikatniejszego ruchu i tylko śledziłem wilczycę uważnie. 
- Tranquilo - szepnąłem w końcu. - Omega Watahy... Której Imienia Nikt Już Nie Pamięta. 
A ty... kim ty jesteś?
Wadera roześmiała się tylko dźwięcznie.
- Nie mogę ci tego powiedzieć - powiedziała śmiejąc się perliście. - Ale jestem pewna, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Żegnaj... - i niczym senna zjawa rozpłynęła się w powietrzu.

***
 Obudziłem się zdyszany i odruchowo dźwignąłem na nogi. Dopiero po chwili zrozumiałem, że znów dręczył mnie ten sam, ustawicznie powtarzający się koszmar.
Chcąc się orzeźwić wybiegłem z jaskini na polowanie, niestety myśli o śnie wciąż dawały mi się we znaki. Byłem nieuważny, potykałem się i hałasowałem płosząc dziką zwierzynę.
W końcu się zatrzymałem.
- W ten sposób nigdy nic nie upoluję - prychnąłem sam do siebie.
- Masz świętą rację - odezwał się ktoś nade mną. Odruchowo zadarłem głowę do góry, gdzie na gałęzi drzewa siedziała błękitna wadera o hipnotyzujących, zielonych oczach.

<Ayline?>

Nowy wilk!


Imię: Racan
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata (nieśmiertelny)
Cechy: Jest samotnikiem, nie lubi przywoływać swojej przeszłości, żyje tym, co będzie. Odwaga i wojowniczość nigdy go nie opuszczają. Jest bardzo inteligentny i sprytny. Choć wydaje się, że jest bardzo mroczny, miewa przebłyski radości i śmiechu.
Stanowisko: Przywódca magów.
Żywioł: Woda, lód.
Moce: Doskonale włada białą magią, może kontrolować wodę i wywołać zamieć, oddycha pod wodą, kieruje prądami morskimi. Poza tym, zamienia się w cień, czyta w myślach, przewiduje ruchy przeciwnika i może stać się niewidzialny.
Patron: Water, bóg wody.
Partner: Podoba mu się Asoka...
Rodzina: Porzuciła go.
Historia: Od razu, gdy się urodził, rodzina porzuciła go. Jako szczeniak długo błąkał się po świecie, a potem odnalazł go Duch Wyroczni Południa. Wybawiciel nauczył go, jak przeżyć i zaszczepił w nim moce. Po opuszczeniu domu Ducha, przybył do watahy i tam go przyjęli (dzięki Dixitowi).
Właściciel: lumino

od Nuki - cd. Aishy; do Aishy

Lekko oszołomiony, tym co zaszło, spoglądałem za odlatującą Aishą. Zaraz jednak doszło do mnie, że doprowadziłem swą przyjaciółkę do płaczu.
- Nie pozwolę, aby tak bliska mi osoba płakała... - warknąłem pod nosem, sam do siebie. - Nie przeze mnie! - dodałem i choć ledwo trzymałem się na nogach, pogalopowałem przed siebie.
Podczas biegu rozmyślałem nad tym, co mogła sobie zrobić tak zdesperowana osoba, jak Aisha w tym momencie. Nerwowo zaglądałem za każdy krzak, za każdy głaz... W końcu dobiegłem do jej jaskini. Westchnąłem głęboko i wszedłem do środka.

                                                                  ***********

Odetchnąłem z ulgą. Aisha leżała na podłodze, wciąż łkając. Zmierzyłem ją zatroskanym wzrokiem i uśmiechnąłem się lekko. Podszedłem do niej i objąłem ją łapą, lecz ta uskoczyła w bok. Nie chcąc, aby uciekła podciąłem jej łapy i skoczyłem na nią, powalając ją. Oczywiście robiłem to delikatnie, aby nie zrobić jej krzywdy.

- Och, Ai... - pokręciłem głową. - Czy ty myślisz, że kiedyś się mnie pozbędziesz? - zaśmiałem się. - Kocham Cię jak siostrę, więc przede mną nie uciekniesz... Nie wiem, dlaczego to zrobiłaś, ale wiem jedno. Nigdy Cię nie opuszczę, będę bronić Cię do ostatniej kropli krwi, i choćbyś błagała mnie na klęczkach, nie dam Ci spokoju. To, że ja nie jadłem, nie oznacza, że ty też masz głodować - wadera próbowała zacząć na mnie krzyczeć, ale ja zatkałem jej usta łapą. - Nie wyjdę stąd, dopóki się nie uspokoisz i nie przyrzekniesz mi, że już nigdy nie będziesz płakać, bo aż mi się serce kraja, gdy widzę, że w twych pięknych oczach pojawiają się łzy... - objąłem ją, na znak, że na mnie może liczyć i uśmiechnąłem się do niej, po czym przetarłem jej łzy łapą.

Aisha?

czwartek, 26 grudnia 2013

od Merwana - cd. Destiny; do Destiny

Widząc, jak z oczu Destiny wypływają potoki szklanych łez, coś ścisnęło mnie za serce. Podszedłem do wilczycy i powiedziałem:
- To nie tak, jak myślisz - wyznałem. - Po prostu...
- Co? No co? Bądź ze mną szczery. Nie jestem już dzieckiem - warknęła Destiny.
- Pomyślałem, że... Na czas wojny szczenięta i niektóre wilczyce, które będą się nimi opiekować, wyjdą przez tajne tunele na Nieznane Ziemie. Ukryją się daleko poza naszymi terenami, w jaskiniach.
- I ja mam iść z nimi?! - zawołała. - Nie! Mam moc, jestem silna, dam sobie radę.
- Za bardzo bym się o ciebie martwił - wyznałem.
- Tak? A moje uczucia cię nie obchodzą, ty egoisto?! - wrzasnęła. - Co ja bym przeżywała, siedząc w jaskini, nie mogąc ci pomóc? To mnie pęknie serce, jeśli cię zamordują! Ty nic nie będziesz czuł w chwili śmierci!
Odjęło mi mowę. Patrzyłem tak, gdy kipiała ze złości, stojąc przede mną z furią w wielkich oczach. Nie wiedziałem już, jak się tłumaczyć. Moje beznadziejne argumenty się wyczerpały.

(Destiny? Twoja kolej)

od Natalie - cd. Ricka; do Ricka

- A skąd mam wiedzieć gdzie jest Bella, skoro mam swoje obowiązki?
- Nie wiem, a co ci się stało z łapą?
- Nic.
Spojrzałam na łapę, Rick najwyraźniej też na nią patrzał.
- A te opatrunki?
Ściągnęłam opatrunki, rana była paskudna.
- Jakie opatrunki?
- Nieważne, to skoro już tu jesteś to idziemy gdzieś?
- Gdzie?
- Nie wiem... - spuścił łeb.
- Podnieś głowę, nie ma czasu na takie idiotyczne rzeczy i sprawy.
- Ona mnie nie kocha, prawda? - spytał.
Nie chciałam odpowiedzieć.
- Jak myślisz?
Dalej nie odpowiadałam, nie chciałam mu zrobić krzywdy, a w dodatku może mu skłamać.
- Odpowiedz!
Milczałam.
- No powiedz!
Znów milczałam. Basior nie wiedział co robić. Czułam jego strach i bezsilność, każdy by to wyczuł.
- Powiedz!
Rzucił się na mnie, popatrzyłam w jego oczy. Były pełne łez.
- Ty naprawdę ją kochasz?
Basior odchylił głowę i "zszedł" ze mnie. Usiadł gdzieś i po cichu płakał.
- Ona ma innego... Nie będę im w to wchodzić, pomóż mi ją znaleźć!
- Nie mogę...
- Możesz!
- Ale ja naprawdę nie mogę, a jeżeli cię kocha?
Basior zamilkł. Podeszłam do niego.
- Spróbuj zawołać...
Basior zawył, nie wiedziałam czy ktoś odwył.

od Fella - do Leny

"JAK DOTARŁEM"

Leciałem, leciałem wciąż w górę. Zobaczyłem kosmos i wszystkie planety. Przeczekałem chwilę w kosmosie po czym zleciałem na ziemię szukając nowego domu. Wenus szła smutna obok mnie. Po chwili zobaczyłem jezioro, a tam siedziałam wadera. Miała ładne, czarne futro. Była jedyną normalną waderą jaką zobaczyłem w życiu, ale jednocześnie najpiękniejszą jaką widziałem. Przez przypadek nadepnąłem na gałąź. Wilczyca mnie spostrzegła i delikatnie starała się podejść. Wyszedlem zza krzaków. Wadera zapytała:
- Kim jesteś?
- Ja jestem Fell, a ty?
- Ja jestem Lena.
- Miło mi cię poznać.
- Co robisz na terenie mojej watahy?
- Szukam domu, ponieważ z mojej watahy mnie wyrzucili bo nie chciałem być alfą.
- To straszne. Chodź ze mną. W mojej watasze dla każdego znajdzie się miejsce.

(Lena?)

od Ricka - do Natalie

Myślałem o mnie i o Belli. Kochałem ją i kochać będę, ale czy zasługuję na to? Nigdy nie myślałem, że mogę być tak daleko. Wojna trwa, a ja nie wiem co się dzieje. Jestem bezsilny... Zmieniłem się w swoją postać, kiedy zostałem przeklęty. Skrzydła znikły, sierść zmieniła barwy; z jasnej stała się ciemna, zamiast być aksamitna, stała się sklejona, szorstka, jednym słowem brzydka. Gdzie ona jest? - zadawałem sobie to pytanie. Nie wiedziałem co się dzieje w watasze. Dużo wilków już zaleca się do Belli, czy mam odpuścić? Czy może jestem zbyt głupi? Kiedy zacząłem iść gdzieś po za tereny, napadło na mnie kilka wilków z wrogiej watahy. Wiedziałem, że czują to, że teraz jestem słaby. Przygnietli mnie do ziemi. Nie wiedziałem co robić, straciłem chęci do życia. Usłyszałem znajome wycie. Coś zaszeleściło, ujrzałem blask i zemdlałem. Kiedy obudziłem się, widziałem jak szarawy wilk powala przeciwników na ziemię. Wstałem, ujrzałem już zarysy pyska, Natalie mi pomogła. Podeszła i pomogła mi się otrząsnąć:
- Rick, sam umrzesz. 
- Wiem...
- Musisz uważać.
- Wiem, ale się zamyśliłem.
- Gdzie twoja ukochana?
- Sama mi to powiedz. A tobie co się stało w łapę?
------------------------
Natalie?

od Destiny - cd. Merwana; do Merwana

Ruszyłam za Merwanem trochę nie wiedząc co o tym myśleć. Nadal było mi smutno, bo jednak Merwan powiedział, że nie powinniśmy być razem. 
- Merwan... - przerwałam milczenie nie mogąc już wytrzymać. - Czyli twoim zdaniem nie powinniśmy być razem ?
- Destiny, nie zaczynaj znowu. Proszę - odparł nie patrząc na mnie.
- Będę zaczynać - warknęłam - Póki mi wprost nie odpowiesz.
- Ale ja teraz nie mogę... - zaczął.
- Czego nie możesz?! Nie owijaj w bawełnę tylko jak nie chcesz ze mną być to mi to powiedz prosto w twarz - powiedziałam, a z oczu znów zaczęły mi ściekać łzy.

( Merwan ? )

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Odemknęłam powieki i rozejrzałam się. Pierwszym obrazem, który zarejestrowałam zgłodniałym wzrokiem był widok dwóch martwych gryzoni z których rachitycznych ciałek wypływała krwistoczerwona ciecz. Dopiero po chwili, kiedy zdołałam oderwać spojrzenie od mięsnych ochłapów dostrzegłam Nukę. Nie mniej osłabiony niż ja, spoglądał na mnie uśmiechnięty i zadowolony. Zupełnie tak, jakby w przeciągu ostatnich kilku dni nic się nie wydarzyło. 
- Witaj, maleńka - basior wyszczerzył do mnie zęby zobaczywszy z jakim apetytem spoglądam na pożywienie i nie chcąc jakby przedłużać mojego cierpienia skinął głową i mruknął. - Na co czekasz? To dla ciebie...
Zgłodniała zabrałam się do konsumowania smakowitych kąsków, w pewnym momencie jednak coś mnie tknęło i uniosłam głowę znad gryzoni.
- Nuka? - zagaiłam do towarzysza. - Chcę cię o coś spytać i proszę, odpowiadaj szczerze...
Wilczur zmrużył oczy, zaskoczony, ale po chwili tylko uśmiechnął się słabo i szepnął;
- Pytaj, o co tylko chcesz, Ai...
Wzięłam głęboki oddech i rzuciłam Nuce przeciągłe spojrzenie.
- Złowiłeś dla mnie te wiewiórki i za wszelką fatygę bardzo ci dziękuję... powiedz mi proszę tylko, czy ty już coś dzisiaj jadłeś?
Basior zmieszał się i spuścił wzrok, jakby coś w mym pytaniu go onieśmieliło.
- Aisha... Jeśli mam mówić całkiem szczerze, zdradzę ci, że nie... Od kilku dni nie miałem nic w ustach, ale nie martw się o mnie, jestem silny, dam sobie radę... 
Zerwałam się na równe nogi, rozwścieczona.
- Chcesz powiedzieć, że te gryzonie złowiłeś tylko i wyłącznie dla mnie, podczas, gdy ty głodujesz już od kilku dni?! - wrzasnęłam.
- Ai, nie denerwuj się... wiem, że jesteś Nieśmiertelna, ale widzę też jak bardzo osłabłaś... Jesteś wycieńczona, nie podołasz takiemu wysiłkowi! Zrozum, że...
- Jakiemu wysiłkowi?! - przerwałam Nuce. - Wiesz, w czym tkwi problem? W tym, że ja nie zrobiłam nic, żeby nas uwolnić! Tkwiłam nieprzytomna w więzieniach, podczas, gdy ty się wysilałeś, aby nas stamtąd wydostać! Mówiłam ci to tyle razy, a ty nigdy nie słuchałeś! Jestem zerem, rozumiesz? Zerem! - ze łzami gniewu w oczach wybiegłam z jaskini. Pędziłam na oślep, wściekła i pełna goryczy.
"Zatruwam ci życie!" - krzyczałam telepatycznie. - "Niepotrzebnie cię narażam, szkodzę! Prawda jest taka, że nie powinniśmy się nigdy poznać, a to, że się tak jednak stało... oznacza dla ciebie tyle samo co pewna śmierć. Przyjaźniąc się ze mną tylko ryzykujesz. Rozumiesz, to Nuka? Jestem ryzykiem i niebezpieczeństwem, nie uroczą, malutką waderką!"
Wciąż pałająca gniewem wzbiłam się w powietrze i uleciałam w kierunku watahy, w kierunku rodzinnego domu.

<Nuka?>
 

Od Mork'a - cd. Belli; do Belli

Zawsze potężna i waleczna wadera zrezygnowała ze swojej mocy dla mnie. Może gdzieś w jej duszy jest ukryty duch zła, ale serce ma czyste.  
Widać, że była osłabiona. Na to liczyła. Nie chciałem, żeby to uczyniła. Nie chciałem, ponieważ straciła moc, a chce mnie uratować. Niestety ja znam przyszłość...

"Bezsilna wadera o złotej sierści przybędzie zabić wielkiego mrocznego. Alfę tamtych terenów. Nikt nie będzie mógł jej powstrzymać*. Będzie walczyć do upadłości. Chodź więziona zdoła się uwolnić. Pokona tego, który stworzył tą watahę~mojego ojca...
 Wydawałoby się, że to koniec walki, lecz została jeszcze mroczna wataha do zabicia. To zrobi ze mną. Najpierw będziemy ich wypędzać, aby inni zabili, lecz...ja nie skończę dobrze. Wilk o czarnej sierści przypominający tego o kim opowiadała jak o przyjacielu zada mi ogromny cios. Będę umierał. Ona postawi się. W jej duszy obudzi się mroczna strona. Uczucie, że ktoś mnie zabił sprawi że jej serce ogarnie wielka rozpacz.  Jej tęczowe oczy pociemnieją i zrobią się czarne jak noc. Przejdzie na stronę złych.** Będzie żądała śmierci"

Nie wiedziałem co się stanie, ale bałem się tego. Nie dlatego że mogę umrzeć, ale że ona może...
Spojrzałem na nią lekko, ale szybko odwróciłam wzrok gdy na mnie popatrzyła.


Bella?



*Złapią ją, ale zawsze będzie miała na tyle sił by się uwolnić.

** Przejdzie na stronę<tu: nie będzie chciała pomagać WZŹ i będzie wolała zginąć.

środa, 25 grudnia 2013

od Nuki - cd. Aishy; do Aishy

Zmierzałem przed siebie, wolnym, acz miarowym krokiem. Po chwili dołączyła do mnie zdyszana Aisha. Odwróciłem ociężale łeb, spoglądając na nią mętnym wzrokiem. Wadera nie nadążała za mną, choć - jak już wcześniej wspomniałem - szedłem wolno. Szczerze powiedziawszy, nie byłem zadowolony z faktu, że ma przyjaciółka nie rozpoznała mnie, a co gorsza, nazwała mnie bałwanem. W końcu jednak zatrzymałem się i stanąłem naprzeciwko wilczycy. Westchnąłem i zmierzyłem ją wzrokiem. Wyprostowałem się i odchrząknąłem. Wadera, widząc moją poważną minę, cofnęła się o krok i spojrzała na mnie podejrzliwie. Zrozumiałem, że naprawdę zachowuję się jak typowy bałwan... Mój wzrok złagodniał, a na pysku pojawił się uśmiech. Podszedłem do niej i szturchnąłem ją przyjacielsko.
- Ai... Przepraszam... - spojrzałem na nią troskliwie. - Nie powinienem tak się zachowywać, szczególnie, że miałaś prawo mnie nie rozpoznać.... Znaczy po uderzeniu głową o głaz - dodałem szybko.
- Nic nie szkodzi - wadera uśmiechnęła się. - Ja również przepraszam. Przez chwilę zachowywaliśmy się jak dzieci.
- Racja - przytaknąłem zadowolony, że między nami jest znów jak dawniej. - Może odpoczniemy?
- No... Dobry pomysł.
Znaleźliśmy jakąś małą jaskinię. Gdy stwierdziliśmy, że nic w niej nie mieszka, rozgościliśmy się. Aisha położyła się w rogu, a że była zmęczona, od razu zasnęła. Ja postanowiłem upolować jakąś wiewiórkę, czy coś takiego. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Chwilę później stałem przed Aishą z dwoma gryzoniami w pysku. Szturchnąłem ją lekko łapą. Gdy się obudziła, położyłem przed nią zdobycze.

Aisha? (Przepraszam, że tak długo czekałaś...)

od Virii

Pocałowałam Dixita. Spojrzałam głęboko w jego oczy i po raz pierwszy ujrzałam w nich niepewność i strach. Próbowałam rozpalić w nim iskierkę nadziei. W końcu on też powinien wiedzieć...
- Nie bój się, skarbie - uśmiechnęłam się. - Może nie uwierzysz, ale...
Dixit spojrzał na mnie uważnie.
- Tak? W co miałbym nie uwierzyć?
- Nadciągają posiłki - wyjaśniłam. - Pomogą nam smoki.
- Skąd wiesz? - Dixitowi opadła szczęka.
- Rozmawiałam z Carmen. A ja jej wierzę.
- Ja też ci wierzę - zapewnił mnie szybko Dixit i pocałował w policzek.
- Może wygramy tę wojnę - wtuliłam głowę w pierś Dixita. 
- Ale przecież Mroczni mają ogromną przewagę! Nawet smoki nam nie pomogą wygrać bitwy!
- Nie doceniasz tych przedwiecznych istot - oburzyłam się. - Smoki potrafią zdziałać więcej niż myślisz!
- Wierzę ci - zapewnił mnie mój ukochany.
- To cześć - powiedziałam. - Muszę się przygotować do bitwy.
- Tylko wróć w jednym kawałku.
Nasze wargi znów się spotkały w długim, namiętnym pocałunku... 
Rzuciłam tylko przelotne spojrzenie Dixitowi i zbiegłam z wzgórza. Gdy już znalazłam się w dolinie, zawyłam. Nocną ciszę przeszył czysty skowyt, zagrzewający do walki.

Powitajmy nowego wilka!


Imię: Fell
Płeć: Samiec
Wiek: 4 lata
Cechy: Fell jest jest przyjacielskim wilkiem. Jest otwarty na nowe znajomości. Jest bardzo zorganizowany i każdego tygodnia planuje sobie cały miesiąc. Doskonale poluje. Dużo czasu spędza na świeżym powietrzu. Lubi znajdować nowe miejsca. Zna się na ziołach. Stara się żyć w zgodzie z innymi co nie zawsze jest łatwe w jego przypadku. Nie pozwoli obrażać siebie lub innych wilków. Bardzo lubi szczenięta. Jest bardzo szybki i zwinny. Szybko lata. Potrafi zadbać o swoją partnerkę. Nie zdradza swojej watahy ani przyjaciół.
Stanowisko: Mag.
Żywioł: Magia, kosmos.
Moce: Związane z żywiołem. Zmiana w inne zwierzę lub w człowieka, niewidzialność, bezszelestny krok, latanie w kosmosie.
Patron: Uniwers.
Partnerka: Zakochany w Belli.
Rodzina: Wyrzekli się go.
Historia: Nie chciał być alfą w swojej watasze, ponieważ jego wataha była pełna gburów i zabójców. Wataha o mało go nie zabiła kiedy odlatywał.
Towarzysz: Wenus.
Właściciel: kucyk39627

od Merwana - cd. Destiny; do Destiny

- Arven nauczy nas, jak opierać się twoim mocom. Jest Księżniczką Cienia, którym można przesłonić myśli. Na pewno znajdzie na to sposób - pocieszyłem ją. A sam pomyślałem: "O ile wróci z Nieodkrytych Ziem".
- Mam nadzieję...
- A teraz chodź - powiedziałem.
- Dokąd?
- Do mojej mamy, Carmen. Pomoże ci panować nad emocjami, żebyś bez odczuwania ich mogła zarażać - wyjaśniłem jej.
- To wspaniale! - rozpromieniła się. Humor Destiny ulegał ciągłym zmianom. - Czy ona też ma taką moc?
- Nie. Ale wszystko ci wyjaśni, kiedy jej opowiemy o nowym darze.

(Destiny?)

od Destiny - cd. Merwana; do Merwana

Pędziłam na oślep przez twardą i nieurodzajną ziemię terenu mrocznej watahy. Czułam straszliwy ból i smutek który rozdzierał moje serce. Zanim się spostrzegłam z moich oczu płynęły potoki łez. Nie miałam już siły biec. Byłam zrozpaczona. zatrzymałam się i padłam na ziemię. Moim ciałem wstrząsał tylko niepohamowany płacz. Nie chciałam dłużej żyć, chciałam zginąć i przestać istnieć. Po chwili podbiegł do mnie Merwan.
- Des... - zaczął.
- Nie. Cokolwiek chcesz mi powiedzieć nie mam zamiaru cię słuchać - wyszlochałam - Kocham cię, Merwan, ale jeśli ty nie kochasz mnie to jaki to ma sens ?
- Destiny - powiedział niezmiernie poważnie - To nie o to chodzi. Nie długo będzie wojna z mroczną watahą i mogę nie przeżyć. Choć z twoją nową mocą...
- Jaką nową mocą? - przerwałam mu.
- Zarażasz istoty dookoła siebie swoimi uczuciami, w tym wypadku smutkiem - wyjaśnił.
- I co z tego? - jęknęłam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem. 
- Jeśli zarazisz wilki z którymi będziemy walczyć smutkiem łatwiej ich będzie pokonać.
- A jeśli zarażę też was? - spytałam.

( Merwan ? )

wtorek, 24 grudnia 2013

od Aragorna - cd. Dixita; do Arven

Pomimo świadomości faktu, że powinniśmy być już na miejscu bitwy, wciąż nie mogłem oderwać wzroku od Arven. Była wyraźnie osłabiona, ale choć słaniała się na nogach, uparcie chciała wziąć udział w walce. 
- Ar... - szeptała. - Jeśli wam nie pomogę, zginiecie. Mroczni są silni, nic ich nie powstrzyma... Błagam, najmilszy, weź mnie ze sobą... nie zostawiaj mnie tu samotnej, skazanej na opuszczenie... Nie odtrącaj mnie w decydującym momencie... przecież mnie kochasz... przecież jesteśmy złączeni na wieki... przecież...
- Dobrze, Arven - po dłuższej chwili zwiesiłem głowę nie mogąc słuchać dalej błagalnego szeptu ukochanej. - Chodź z nami, ale proszę cię, uważaj na siebie. Byłbym spokojniejszy, gdybyś wróciła do swej jaskini i odpoczęła tam... ale nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwa tej podróży... zostań z nami, chodź Arv... - z tymi słowy ruszyłem truchtem pilnując jednocześnie by Arven trzymała się mego boku. 
Wadera, wycieńczona walką z Dimenticate - Zapomnianymi Duszami - szła tuż koło mnie i pomimo usilnych prób pozostania przytomną często potykała się i upadała.
- Wejdź na mój grzbiet - poprosiłem w pewnym momencie ukochaną. - Polecimy. 
Arven tylko skinęła głową i usadowiwszy się wygodnie niemal po chwili zasnęła. Rozwinąłem niewidzialne skrzydła, i z cichym szelestem piór wzbiłem się w powietrze.
- Zdążaj do celu, Dixit - zawołałem za moim przyjacielem i już po chwili zniknąłem w tumanach mgły i chmur.

<Arven?>
 

od Merwana - cd. Destiny; do Destiny

- Des... - zacząłem niepewnie.
- Tak? - zapytała, ukazując zęby w uwodzicielskim uśmiechu. Oczekiwała jakiegoś miłosnego wyznania, a ja po prostu chciałem jej przekazać straszną prawdę - że możemy się już więcej nie zobaczyć.
- Destiny, ja... Wiesz, że zbliża się ostateczna walka z Mroczną Watahą i my nie powinniśmy...
- Myśleć teraz o własnych przyjemnościach? O założeniu rodziny? O byciu razem? - zapytała. Teraz w jej szklistych oczach malował się czysty smutek. Nic więcej. Tylko smutek, którym natchnęła też mnie.
- Przestań! - zawołałem. Spojrzała na mnie.
- Nie kochasz mnie już? - zapytała.
- To nie tak... Des, zaczekaj! - krzyknąłem. Ale wilczyca już się odwróciła i pobiegła przed siebie. Na teren Mrocznych. Usłyszałem telepatyczne wołanie: 
"Nie mam dla kogo żyć, skoro mnie już nie kochasz" 
"Destiny, czekaj! Po prostu odkryłem twoją nową moc" - przekazałem jej, również telepatycznie. Jednak ona, zaślepiona furią, już mnie nie usłyszała. 
Ja wiedziałem jednak swoje. Destiny ma moc zarażania smutkiem i strachem. To może się przydać w walce z Mroczną Watahą. Jeśli tylko powstrzymam wilczycę przed śmiercią.

(Destiny?)