poniedziałek, 24 czerwca 2013

od Carmen - cd. Saj'Jo; do Kate Lilly

Dzień był bezchmurny. Ptaki śpiewały, a znad morza unosiła się ciepła bryza. Dzień, który nie pasował absolutnie do mojego nastroju. Biały Jeleń. Co za dureń to wymyślił? Zmiotłabym je wszystkie z powierzchni ziemi! Jak na życzenie, stanęło przede mną błyszczące stworzenie.
- Nie przejdziesz dalej. Nie jesteś panią lasu. - powiedział.
Przemieniłam się w elfa.
- Teraz jestem? - zapytałam, mrużąc oczy.
- Tak jakby. - parsknął. - Co cię do mnie sprowadza? Chyba nie chcesz mnie dosiąść, tak jak ta twoja córeczka? Jeszcze boli mnie grzbiet. - skrzywił się.
- Chyba muszę dla niej ustalić jakąś specjalistyczną dietę, skoro jest taka gruba. - zaśmiałam się.
- Ty jesteś szczuplejsza. - podsumował.
- Ale ja wolę smoki od jeleni. Przejdźmy w końcu do rzeczy. - przedstawiłam mu w skrócie całą historię.
- Hmmm... Ciekawe, bardzo ciekawe. Ale obawiam się, że nie mogę wam pomóc. - udał rozczarowanie.
- Nie kłam. Potrafisz przemieszczać się między światami. Tu też ci się uda. - warknęłam.
- Spokojnie, królewno. - powiedział. - Chodzi o to, że jestem za słaby. Nie mam silnego umysłu.
- Więc jak pomożemy Sarze? - zasmuciłam się.
- Nie skończyłem myśli. Ja nie mam takiej mocy, ale ty - owszem.
- Czy to znaczy, że...? - zdrętwiałam ze strachu.
- Tak, musisz zginąć, aby uwolnić swoją duszę. Ale nie martw się, można sporządzić eliksir, przywracający do życia. Uważaj na siebie. - dodał.
- Od kiedy tak się o mnie troszczysz? - parsknęłam.
- Od zawsze. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - popatrzył na mnie czarnymi oczami.
Udałam się z powrotem do jaskini i przedstawiłam innym całą sytuację.
- O-mój-Boże. - Sara była przerażona. - Nie będziesz się dla mnie poświęcać.
- Będę. - odparłam. - Caro, przygotuj ten wywar, żebyście mogli mnie przywrócić. Nie spieszy mi się jeszcze do nieba, czy tam piekła.
- Zrobię, co w mojej mocy. - obiecał basior.
- A wy macie już wszystkie składniki?
- Tak, Sara poszła po wodę, Saj'Jo po krwawy cierniowiec i pozostaje nam łuska smoka.
Gwizdnęłam. Po chwili do jaskini wleciał piękny, wielki smok koloru szafirów.
- Credonie, użyczysz nam jednej łuski? - zapytałam.
Smok skinął głową i wyciągnął w moją stronę lewe skrzydło. Ja wyrwałam jedną łuskę z samego brzegu i zabandażowałam puste miejsce. Skóra smoka jest bardzo delikatna, jeśli nie chronią jej łuski. Credon połaskotał mnie po policzku.
- Dobra, teraz tylko pozostaje uwolnić moją duszę. - szepnęłam. Przyznam bez wstydu, że trochę się bałam. - Niech Credon to zrobi. Ugryzienie smoka jest śmiertelne.
Towarzysz podszedł i ugryzł mnie w szyję. Zapadła ciemność...
Znalazłam się na granicy światów. Wyczułam za sobą jakiś ruch, a po chwili zobaczyłam niebieską wilczycę o złym spojrzeniu.
- Kogo ja widzę? - zaśmiała się. - Poświęciłaś się dla mojej nic nie wartej córeczki?
Głos miała piskliwy i denerwujący, jak mała dziewczynka, obgadująca koleżanki.
- I co, nic nie mówisz? Boisz się mnie? - znowu zachichotała.
- Incendenso! - zawołałam. Matka Sary wyleciała w powietrze i spadła z hukiem na ziemię.
- Zabiję cię. - wycedziła.
- Ach, tak? - uniosłam z wdziękiem lewą brew. - Approdius! Wilczyca zaczęła się zwijać z bólu.
- Przestań... - wyjąkała.
Doskoczyłam do niej i wbiłam pazury w jej gardło.
- Mam przestać? Tak? - zapytałam.
Skinęła głową: - Proszę.
Puściłam ją. Zawyła triumfalnie, ale ja powtórnie przygwoździłam jej szyję do ziemi.
- Jak mam się ciebie pozbyć? - zapytałam.
- Myślisz, że ci powiem? - skrzywiła się z ironią.
- Ja nie myślę. Ja to wiem.
Rzuciłam się jej do gardła i zaczęłam ją rozrywać na strzępy. Wadera piszczała rozpaczliwie. Jej ciało drgało jeszcze chwilę w konwulsjach, po czym znieruchomiało. Przez pysk uleciała jej dusza. Zawisła nad właścicielką. Za wilczycą leżała mała butelka, a ja już wiedziałam, co mam z nią zrobić. Uniosłam naczynie, a duch matki Sary wpłynął do środka. Zatrzasnęłam wieczko. W tej chwili poczułam, jak coś ciągnie mnie z powrotem na ziemię i za parę minut znalazłam się z powrotem w jaskini, na podłodze.
- Udało się? - zapytała Saj'Jo.
- Tak. - powiedziałam. - Teraz ona jest tu. - podałam butelkę Sarze. - Tylko nie można jej rozbić, bo duch wydostanie się na wolność. Będziemy musieli znaleźć sposób, jak zniszczyć ją całkowicie, ale na razie... to wszystko.
Wyszłam z jaskini i wpadłam wprost w łapy Kate Lilly, która...
Kate Lilly, dokończ ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz