poniedziałek, 23 czerwca 2014

od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro

- Tak szczerze to nie - odpowiedziałem. - Tak się ciągle przechwalasz, uważasz się za najlepszego...
- Ach tak? - warknął Aceiro. - A co, ty może jesteś lepszy? Też...
- Chłopcy - przerwała nam Asoka, wchodząc między nas. Nie mówiła głośno, ale uciszyła nas z taką samą mocą, jakby na nas krzyknęła. - Dość już. Za chwilę źle się to skończy. Przecież jesteście najlepszymi przyjaciółmi, nie?
Zapadła cisza, Aceiro wbił wzrok w leśną ściółkę, a ja byłem bardzo zainteresowany swoimi pazurami.
- Nie? - powtórzyła wadera.
Kiwnęliśmy głowami, a Asoka podeszła do mnie. Zerknąłem na nią i zdążyłem dostrzec figlarny błysk w jej ślepiach na ułamek sekundy przed jej przyjacielskim ciosem łapą. Zachwiałem się. Asoka z radością skoczyła na mnie, by już całkowicie mnie przewrócić. Przetoczyłem się i uśmiechnąłem się. Oto cała Asoka - nie potrafi być poważna. 
Wtedy zauważyłem naglące spojrzenie Asoki i poczułem delikatne ocieranie się innej świadomości o mój umysł. Zrozumiałem, że moja ukochana chce mi coś przekazać myślą. Wpuściłem ją do swojego umysłu.
"Racan, ja muszę już iść. Matka przysłała mi wiadomość, że jestem potrzebna w jej jamie."
"A w czym musisz pomóc?"
"Nie wiem, nie powiedziała mi, ale naprawdę muszę iść."
Zerknąłem na Aceiro, który zajął się upolowanymi jeleniami. Podszedłem do Asoki, zmieniając się w człowieka, a wadera poszła w moje ślady. Zbliżyłem się do niej i objąłem ramieniem, a Asoka nie opierała się. Wplotła swoje zgrabne, zwinne palce w moje włosy i przejechała po nich. Wtedy obniżyłem trochę głowę i delikatnie dotkąłem wargami jej ust. Wadera wydawała się na początku tym zaskoczona, a ja widziałem jak przymyka lekko powieki i odwzajemnia dotyk. Nigdy wcześniej nie próbowałem jej pocałować, ona strasznie mnie zawstydzała. Były między nami tylko przytulanki i cmoknięcia w policzek. Jednak to był nasz pierwszy, pełnowymiarowy pocałunek. Przejechałem dłońmi po ciele Asoki, aż doszły do szyji. Objąłem dłońmi twarz wadery, która utkwiła we mnie wzrok. Ponownie zniżyłem głowę i rozchyliłem jej wargi własnymi ustami. Asoka odwzajemniła pocałunek, a mi zabrakło tchu w nowy, fascynujący sposób. Znów rozchyliłem jej wargi, a ona przejechała palcami po moich włosami, czochrając je. Moje ręce powędrowały w dół i chwyciły zaborczo Asokę w talii. Po chwili odsunąłem lekko głowę, przerywając pocałunek. Asoka oddaliła ode mnie głowę i spojrzała w moje ślepia. Zerknąłem na nią z czułością i dostrzegłem to samo uczucie w oczach dziewczyny. Opuściłem ręce, podobnie jak Asoka. Staliśmy przez chwilę wpatrzeni w siebie. Aż nagle jakiś głos wyrwał nas z odrętwienia.
- Nie chcę wam przerywać, ani przeszkadzać, ale mówię wam, że jelenie są gotowe - odezwał się specjalnie uniżonym tonem Aceiro. 
Odwróciłem się w jego stronę, ale żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z moich ust, które przed chwilę dotykały warg Asoki.
- Aceiro! - wykrzyknęła Asoka ze złością. - Podglądałeś nas?!
- Ekhem, no kiedy się odezwałem, to... - Aceiro cały aż się skulił pod spojrzeniem Asoki.
- To? - ponagliła go.
- To byłem już od kilku sekund - wycharczał basior. - Więc... Idę zająć się mięsem.
- Dobra, ale dla mnie nie przygotowuj - odparła wadera. - Muszę iść. Żegnaj, Aceiro. 
Szybkim krokiem ruszyła, aż znikła z pola widzenia. Zerknąłem na basiora, który stał i się gapił w dal.
- Nie słyszałeś?! - warknąłem. - Idź do jeleni!
Aceiro z podkulonym ogonem i zawstydzoną miną pobiegł do mięsa, a ja poleciałem za Asoką. 
Była już daleko, jednak ja magicznie przyspieszyłem i po chwili biegłe u jej boku. 
 - Asoka?! - krzyknąłem do niej.
Ona zatrzymała się i ujrzała mnie.
- Racan!
Podbiegła do mnie i zarzuciła ręce na moją szyję. Pochyliła się i pocałowała mnie. Dotyk jej warg był delikatny niczym skrzydła motyla.
- Chciałem się z tobą pożegnać.
- Dzięki - uśmiechnęła się. Odwróciła się w stronę celu. - Ale muszę już iść.
- Wiem - odparłem i wyjąłem z kieszeni niebieski brylant zawieszony na sznurku. - To jest szafir.
Asoka sięgnęła po brylant i zawiesiła go na szyi. 
- Sam go zrobiłem z wody i magii, będzie cię chronił i zaświeci, kiedy o tobie pomyślę.
Wadera spojrzała na mnie z uczuciem.
- To także dowód mojej miłości do ciebie - dodałem szeptem.
W tej samej chwili brylant zaświecił.
- Czyli działa! - powiedziała Asoka.
- A czemu miałby nie działać?
Asoka zaśmiała się i rzuciła się mi w ramiona.
- Czas mnie nagli.
- Jasne. Żegnaj.
Asoka zamieniła się w wilka i pobiegła, a ja szybko wróciłem do Aceiro.
- No i jak było? - spytał.
- Nie wiem o czym mówisz - burknąłem, wciąż na niego obrażony.
- No weź, Racan, mi też jest przykro. Ale jak było? Chodzi o pocałunek. Wiem, że to twój pierwszy.
- Tylko się żegnaliśmy.
- Taa. Nie wciskaj mi kitu, Racan. Lepiej zjedz jelenia. Specjalnie zostawiłem dla ciebie soczystą tylną nogę. 
- Daj spokój, Aceiro. Na przyszłość po prostu się pilnuj.
- O co ci chodzi? - spytał, nagle zdezorientowany Aceiro.
- O pocałunek. Podglądałeś nas!
- Widziałem tylko końcówkę! Nie wiem co robiliście wcześniej, ale…
- Żałujesz, że nie przyszedłeś wcześniej?! - warknąłem. 
- Nie!
Westchnąłem ciężko, pomyślałem o Asoce i wyobraziłem sobie świecący szafir. To mi poprawiło humor.
- Dobra. Daj mi tę nogę.

Aceiro??? Wena się na mnie obraziła…

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Cofnęłam się o krok i uśmiechnęłam lekko. 
- A teraz chodź - powiedziałam chwytając Aceiro za rękę. 
- Gdzie? - zdziwił się. Zatrzęsłam się w duchu ze śmiechu widząc jego zagubioną minę.
- A myślisz, że niby po co tu przyszliśmy? - uniosłam brwi. 
Zmarszczył czoło, a kiedy nareszcie zrozumiał, jego twarz gwałtownie pobladła. 
- Ty… to jest… nie… ale jak…? - wybełkotał. Pomyśleć, że wciąż to był ten sam bohaterski, niezwyciężony Aceiro, który stał koło mnie jeszcze przed chwilą. Westchnęłam ciężko.
- Nie mów mi, że boisz się jazdy konnej - mruknęłam z udawaną rezygnacją. 
- Ale przecież ja nigdy nie siedziałem na koniu!… - zaprotestował. 
- No to teraz będzie ten pierwszy raz - uśmiechnęłam się. - No chodź.
Mimo strachu, który emanował z całej jego postaci, Aceiro podążył za mną. Podeszliśmy do samotnej klaczy, która uniosła łeb znad trawy i obrzuciła nas badawczym spojrzeniem. 
- To jest Imenya - zwróciłam się ku chłopakowi. - Jeśli nie dasz jej ku temu żadnych powodów nie powinna cię zrzucić. Zresztą jest nadzwyczaj spokojna i tolerancyjna, więc nie będziesz miał problemów. A teraz zostawię was na chwilę samych - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę reszty stada.

Aceiro? ;3

sobota, 21 czerwca 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

- Konie? - spytałem - Nie spodziewałem się, że...
- Tak, wiem. - szepnęła i spojrzała na mnie, tajemniczo się uśmiechając
Ścisnęła moją dłoń i ruszyła przed siebie. Posłusznie szedłem za nią, wpatrując się w jej smukłe ciało i jasne włosy. W końcu dziewczyna przystanęła, a ja spojrzałem na nią. Staliśmy naprzeciwko ścianie z drzew i krzewów. Keira uśmiechnęła się szeroko. Pogładziłem ją pieszczotliwie po policzku, a ona pocałowała mnie. Chwyciłem obie jej dłonie, a nasze palce splotły się. Westchnęła cicho.
- To tutaj? - spytałem
- Tutaj. - potwierdziła, patrząc się w dal
Trzymając się za ręce weszliśmy w krzewy, przechodząc na drugą stronę. Byłem nieco wyższy od Keiry, ale taka różnica wystarczyła, abym przy każdym kroku musiał schylać się, unikając konarów drzew. Przeszliśmy na drugą stronę, a Keira strzepała sobie z włosów odłamki roślin. 
- Jeszcze kawałek. - oznajmiła
- Ale co tam jest? 
- Dowiesz się. - uśmiechnęła się do mnie
- Kiedy?
- W swoim czasie.
- Ech... Niech Ci będzie, Keira. - pocałowałem ją w policzek, a ona oblała się rumieńcem - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Ale chodź już. - zaśmiała się cicho
Przewróciłem oczami, udając zirytowanego. Keira szturchnęła mnie lekko ramieniem i puściła się biegiem. Oczywiście ja ruszyłem za nią. Po kilku minutach biegu dotarliśmy. Przed nami rozciągał się nieziemski widok. Stado dzikich koni pasło się, jak gdyby nigdy nic. Otworzyłem usta, zdziwiony, ale też zachwycony. Keira stała u mego boku, uśmiechając się. Zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła głowę w moją klatkę piersiową. 
 
Keira? C:

od Nuki - do Aishy

 Moje ciało przeszył prąd. Ból rozdzierał moją klatkę piersiową i rozsadzał mi głowę. Jedyne, co widziałem w tej ciemności to dwie pary oczu, ciągle wpatrujące się we mnie. Śledziły każdy mój ruch. Wrzasnąłem z bólu, gdy znów poczułem prąd. 
- Co to, do jasnej cholery?! – krzyczałem
Ale nie uzyskałem odpowiedzi. Znów poczułem ból. Był ogromny, przenikający każdą cząstkę mojego ciała. Coś mną potrząsnęło, coś znów zadało ten sam ból. Zacisnąłem zęby. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałem już siły. 

Otworzyłem oczy. Leżałem w swojej jaskini, cały zlany potem. To tylko sen. Zwykły, codzienny sen... Ale wciąż czułem ten sam ból, który, zdawać by się mogło, kilka minut temu rozszarpywał moje ciało na miliony kawałków. Ten sam prąd wędrował po moich żyłach, przenoszony razem z krwią. Wstałem, lecz straciłem równowagę i znów runąłem na ziemię. Czułem, że muszę coś zrobić. Lecz co? Wybiegłem z jaskini. Coś, albo raczej ktoś mną kierował. Kazał mi iść do jaskini Aishy. Po co? Próbowałem się opierać, nie chciałem tam iść. Miałem co do tego złe przeczucia. Lecz moje ciało mnie nie słuchało. Myśli kłębiły się w mojej głowie, mieszały się. W końcu doszedłem do jaskini. Wparowałem do środka. Incantaso spojrzała na mnie, oszołomiona, lecz nim zdążyła coś powiedzieć uderzyłem w nią kulą ognia. Wadera, nie spodziewająca się takiego obrotu sprawy, była bezbronna. Uderzyła w kamienną ścianę i straciła przytomność. Uśmiechnąłem się podle. O to chodziło. Teraz miałem jedną, jedyną myśl – Zabić Aishę. Zmierzałem w jej kierunku, zostawiając za sobą niszczące wszystko płomienie. Jedyne, czego pragnąłem, było niesienie bólu i cierpienia. Nie. To nie było moje pragnienie. To było pragnienie tego, który mnie kontrolował. Stanąłem naprzeciwko Aishy. Wadera ucieszyła się na mój widok. Podeszła w moją stronę, lecz po chwili cofnęła się. 
- Nuka? - szepnęła - Co się stało?
- Nic. - syknąłem - Jak na razie...
Rzuciłem się na nią, ślepo klepiąc zębami. Wadera krzyknęła. Pomieszczenie zaczęło płonąć, a ona szarpała się. Zaśmiałem się szyderczo i uniosłem łapę w górę. Gdy miałem zadać cios, Aisha spojrzała na mnie, wystraszona.
- Nuka! - krzyknęła - Przestań! To nie możesz być ty! Przestań! 
- Siedź cicho! - wrzasnąłem i z całej siły ją uderzyłem
Jęknęła z bólu. Spojrzała na mnie. W jej oczach kłębiły się łzy. Bała się mnie. Nie wiedziała, do czego jestem zdolny. Nie chciała ze mną walczyć. 

Ale to nie ja ją raniłem. Widząc cierpienie wymalowane w jej dużych, ciemnych i zalanych łzami oczach coś do mnie dotarło. Muszę walczyć. Ale nie z nią, czy kimkolwiek z zewnątrz. Z samym sobą. Wrzasnąłem i odskoczyłem od Aishy. Wadera spojrzała na mnie zszokowana. Wszędzie szalały płomienie. Moje ciało przeszedł prąd. Tak dobrze mi znany ból powrócił. Zacisnąłem powieki i zacząłem krzyczeć, wijąc się z bólu. Przez zalane łzami oczy zdążyłem jedynie wykrzyknąć;
- Uciekaj!
Wadera zaniemówiła. Nie chciała mnie tu zostawić. Próbowała do mnie podejść, lecz płomienie zagradzały jej drogę. Zaczęła kaszleć, dusić się dymem. 
- Uciekaj! - powtórzyłem - Proszę... - dodałem szeptem 
Nie miałem siły. Ból znów rozszarpywał me ciało, znów pochłaniała mnie ciemność. Ale mimo to walczyłem nadal. Po chwili moje ciało stanęło w płomieniach, a ja runąłem na ziemię. Wszystko ucichło. Ogień zniknął, ja straciłem przytomność. 

Obudziłem się, cały obolały. Drgałem, wykończony. Z trudem łapałem powietrze. Aisha stała nade mną. 
- Co.. Co się stało? - wyszeptałem, prawie niedosłyszalnie
I wtedy wszystko do mnie doszło. Ostatkami sił odskoczyłem od Aishy.
- Aisha... - napiąłem mięśnie
Wadera zrobiła krok w tył, niepewna moich zamiarów. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie... Nie podchodź. - powiedziałem
- Co się stało, Nuka? - wyszeptała
- Nie wiem. Ale nie mogę Cię stracić. Nie podchodź. Proszę... - zacisnąłem zęby
Wadera odwróciła wzrok. Z trudem nabrałem powietrza. Westchnąłem cicho. I, zaciskając powieki, wybiegłem z jaskini. 

Aisha? Wiem, scena niczym z nieudanego horroru x)

sobota, 14 czerwca 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Szliśmy jakiś czas pogrążeni w milczeniu, krocząc polną ścieżyną w kierunku przeciwnym do morza. Kłosy traw obcierały się o nasze stopy wywołując delikatne mrowienie. Przystanęłam i odwróciłam się, by spojrzeć na błękit oceanu, teraz lśniący delikatnie w blasku poranka.
- Będąc przynależnymi do żywiołu wody doceniamy to co ona z sobą niesie - powiedziałam cicho. - "Łączy, odpowiada, truje, odkrywa i maskuje. Popatrz tylko, nadchodzi i odchodzi, zabierając wszystko za sobą" - wyszeptałam. - Woda nas fascynuje i podnieca, ale zarazem sprawia, że czujemy się w niej bezpiecznie, wbrew wszelkiemu prawu. Jesteśmy przystosowani do życia w niej, ale mimo to wybieramy ląd, nie mogąc się wyrzec jego naturalnego piękna. Zakochujemy się w świecie ponad nią. W lekkim muśnięciu wiatru, w ostrej burzy, w krwawych zachodach i równie krwawych wschodach. Wiesz, co kocham w życiu na powierzchni? - zwróciłam głowę ku Aceiro, delikatnie unosząc brwi.
- Przyjaciół?
- Kiedyś byłam samotna - przypomniałam mu. - Nie wiedziałam co to jest prawdziwa przyjaźń i więź między jedną osobą, a drugą. Jestem zatem w stanie żyć bez nich - pokręciłam głową wpatrując się w falujące morze. - Kocham coś, czego nigdy, choćbym żyła latami nie będę w stanie się wyrzec.
- Co to takiego?
Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam ukochanemu spojrzeniu z ukosa.
- Konie.

Aceiro? ;3

sobota, 7 czerwca 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

Drobny, zimny piasek szczypał nas w stopy, lecz nie zważaliśmy na to. Ścisnąłem dłoń Keiry i pognałem przed siebie, ciągnąc za sobą dziewczynę. Po chwili odwróciłem się, a dziewczynę przyciągnąłem w swe objęcia. Po raz kolejny ją pocałowałem. Gdy nasze usta tkwiły w namiętnym, długim pocałunku wszystko inne traciło wartość, istnieliśmy tylko my. Pogładziłem ją po policzku, a ona zarumieniła się. Zetknęliśmy się czołami, wpatrując w oczy. Serca nasze biły w tym samym rytmie, oddechy zrównały się. Usiedliśmy na piasku. Zapletliśmy nasze palce, a Keira oparła głowę na mym ramieniu. Przed nami rozpościerał się przepiękny widok - zachód słońca. Dziewczyna westchnęła cicho. Tu było tak spokojnie, błogo. Przymknąłem na chwilę powieki, rozkoszując się ostatnimi promieniami słońca. Niebo miało teraz czerwono - pomarańczową barwę.
- Przy Tobie czuję się tak bezpiecznie, Aceiro... – wyznała
Uśmiechnąłem się do niej czule. Cieszyłem się, że darzy mnie tak bezgranicznym zaufaniem. Z wzajemnością. Nic nie powiedziałem. Zamiast tego nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w policzek, który znów oblał się różowym rumieńcem. Mógłbym powiedzieć teraz coś w stylu ”Nigdy Cię nie opuszczę”, albo ”Chciałbym, abyś już zawsze była przy mnie”, ale wydawało mi się to zbędnym elementem. Keira bowiem wiedziała o tym doskonale. Milczałem więc, wpatrując się w jej piękne, błękitne oczy, które wiedziały o mnie wszystko. Czułem, jakby te właśnie oczy potrafiły czytać z mych myśli wszystko, nie zostawiając nawet krzty informacji. Ale tak było dobrze. Bo wiedząc o sobie wszystko, nic nie pozostawało do ukrycia. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale dziewczyna przyłożyła mi do warg palec, na znak, abym pozostawił to dla siebie. Uśmiechnęła się tajemniczo i wstała, puszczając moją dłoń. Ruszyła w stronę lasu, a ja poszedłem za nią.
- O co chodzi, Keira?
- Teraz ja Ci coś pokażę... – szepnęła

Keira?