Po tym wszystkim co się wydarzyło siedziała drętwa, patrzyłam się na wyjście z jamy.
-Sara co ci?-Zapytała Saj'Jo
Nie odpowiedziałam nic, zaczęłam powoli iść do przodu i węszyłam.
-Wyczułam obcy zapach-wyjąkałam zaniepokojna, lecz pewna siebie.
-Mrmr.mroocznna......mroczna wataha?-niechętnie powiedziała wadera.
-Nie!-krzyknęłam i popędziłam ku temu zapachu.
Saj'Jo ruszyła za mną, chociaż tym razem to jej było trudno choćby i prześcignąć mnie.Samica nie raz pytała dokąd pędzę,lecz za każdym razem słyszała tylko tupot moich ciężkich, potężnych łap.
-jesteśmy na miejscu-odpowiedziałam ani trochę zmęczona biegem.
-Gdzie?Jak ty to?-Powiedziała zadziwiona.
Normalnie, a teraz cicho.-odpowiedziałam szepcząc.
-Spójrz tam jest stado owiec.-odpowiedziała zdumiona Saj'Jo.
-Właśnie to wyczułam.
-Pokarm?-Spytała
-Nie, coś gorszego.
Saj'Jo zaatakowała jedną z nich i wtedy zaczęły się kłopoty.
-UciekajKrzyknęłam.
Tuż za nią był myśliwy.Odwróciła się i zaczęła pędzić jak wiatr ku naszym terenom.
-Sara szybko!
-Uciekaj ja zostaję!
-nie!
-Rób co ci karzę!-wykrzyczałam się.
Saj'Jo uciekła jak najszybciej by powiadomić parę alfa i resztę stada.
Ustałam na dwóch łapach, by pokazać wrogowi to, że jestem groźniejsza, silniejsza.A nawet aby mu zaimponować zaczęłam wyć jak najgłośniej potrafiłam,lecz nie było to zwykłe skomlenie było ono ostrzegawcze.Sądzę, że usłyszała je wataha.Nagle zmieniłam się we wodną wilczycę.Zrozumiałam, że wtedy rozwinęłam moje umiejętności.Chociaż nie umiałam z nich korzystać, starałam się robić co tylko mogłam a zwłaszcza umiałam.Wykorzystałam moją moc w słusznym celu.Dzięki niej obroniłam się, a może nawet i całą naszą watahę.Wtedy spotkałam Ince (Incantaso)
-Hej poznaj Diego
-Jaki Diego?
-Należę do tej watahy od kilku dni.-odpowiedział
-Ych a ja jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatnia-fuknęłam.
-Ech nie bądź taka ął, ęł cudowna Saro.
-Ta i jeszcze do tego brakuje mi jakiegoś pantoflarza no pięknie!
-Dlaczego taka jest?-szepnął do Inci.
-Nieważne, dowiesz się z czasem.
-A teraz ty nowy zejdź mi z oczu!
Basior odszedł unosząc głowę godnie do góry.
-Inca nie chcę go więcej widzieć!
-Ok,ok-obiecywała mi.
-Wiesz jestem tutaj już trochę, ale ciebie ni znam do końca.Lecz ufam ci.Nawet w tej drobnej sprawie ci ufam.Sądzę, że bymy pasowały do siebie jako nawet jako przyjaciółki.
-Naprawdę super!-ucieszyła się wadera.
Powróciłyśmy razem na nasze tereny.Czas powrotu spędziłyśmy bardzo miło.Cały czas rozmawiałyśmy,żartowałyśmy a czasem nawet o kimś plotkowałyśmy.Zatrzymałam się przed jaskinią alf
-Ja idę do Carmen muszę coś załatwić.
-Ok do zobaczenia!
Carmen chcę ci podziękować.
-Za co?
-Właściwie za wszystko, wszystko co postkało mnie od dołączenia do watahy-oznajmiłam radośnie.
-Ach nie ma za co!-Uśmiechnęła się, zaśmiałyśmy się.
-Mam też pytanie.
-Jakie Saro?
-Diego.
-Jaki Diego?
-No ten z naszej watahy, widziałam go dziś. Razem z Incą.
-I?
=Czemu ja dowiaduję się o tym ostatnia?
-Nie denerwuj się, nie dowiedziałaś się ostatnia.
-Ychy o co chodzi?
-Ja dowiedziałam się teraz od ciebie, nie ma nikogo takiego u nas~!
-Czyżby jakiś wędrowiec zaczarował Incę?
-To jest możliwe, ale nie tylko to.
-Jest wiele więcej opcji pradwa?
-Tak.
-Ale ja chcę wiedzieć już!
-Na razie nic nie wiadomo.Idę się czegoś o tym dowiedzieć a ty idź spać i nie zawracaj sobie tym głowy.
-no dobrze.
-Rano przyleciała do mnie zdyszana Carmen, oznajmiła, że musimy zrobić coś, co jest niebezpieczne, lecz pomoże In.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz