piątek, 28 czerwca 2013

od Hondo - cd. Incantaso; do Incantaso

-Ona była...słaba..miękka,łatwo wierna i nadęta..ale ty..ty jesteś twarda,niebezpieczna i mroczna.Nie da ci się dmuchać w kaszę.Jesteś waderą która w końcu ustawiła by mnie do pionu.No i jeszcze..jesteś bardzo..jesteś po prostu niesamowicie piękna.Nie mam zamiaru cię zmuszać do miłości.Może..masz rację..może nie powinienem ...nie zasłużyłem na ciebie.Jak jeszcze kiedyś będziesz chciała gdzieś wyjść to wiesz gdzie mnie szukać-powiedziałem starając się ukryć mój smutek,i popędziłem jak torpeda do mojej jaskini.Otrzepałem się z płatków śniegu,i usiadłem na brzegu jaskini.Uśmiechnąłem się do siebie wiedząc że choć trochę mnie polubiła i chce ze mną wariować na lodowisku.Pod koniec tego dosyć dziwnego dnia położyłem się spać.Z dworu co chwila słyszałem ciche,piskliwe i syczące odgłosy mowy śmierciożerców ,,Koledzy Severusa"-pomyślałem i znów zasnąłem.Nie trwało to długo,bo zaraz usłyszałem jak coś białego wpada do mojej jaskini z wielkim łoskotem.Wstałem zaspany i zniesmaczony tym że te zjawy nie dają mi spać.Podeszłem do białego przedmiotu który jak się okazało wcale przedmiotem nie był.
-O,mój Fire-zdołałem powiedzieć.
Pod moimi łapami leżał,a tak dokładnie leżała samica Białego Jelenia(czyli biała łania).Po okrągłym brzuchu mogłem sądzić że była w ciąży.Wyglądała strasznie;Jej piękną,białą sierść prawie całkowicie zalała krew a oczy wywróciły się na drugą stronę.Tam,gdzie powinny być żebra,była wygryziona wielka dziura ukazująca wnętrzności zwierzęcia.Na dodatek z tych nieobecnych oczu wyciekała jakaś czarna ciecz.
Wziąłem zwłoki na grzbiet i wyniosłem na dwór gdzie panowała właśnie wichura.
-Ej,śmierciożercy!-krzyknąłem-Nie dokończyliście kolacji!-rzuciłem zwłoki na śnieg.
Nagle usłyszałem przeraźliwy okrzyk i ze śnieżnej zamieci wyłoniła się czarna postać,przypominająca trochę człowieka.Rzuciła się na łanię i przegryzła jej tchawicę ,swoimi nie naturalnie długimi zębami rozpryskując na wszystkie strony jej krew.
-Smacznego-powiedziałem ze wstrętem i tym razem już zasnąłem.
Nazajutrz rano wstałem wesoły z mojego posłania zrobionego z piór i słomy.Gdy wyszedłem z jaskini zobaczyłem że z boskiego stworzenia została tylko kaurza krwi czaszka i trochę kości.Wziąłem je do jaskini,bo w końcu to jakaś ozdoba nie?Gdy skończyłem ozdabiać jaskinię poszedłem na dziedziniec który jest tak jak by po środku leży,więc właśnie tam spotyka się najwięcej wilków.Ja akurat spotkałem Severusa.Miał ze sobą wiklinowy kosz z ziołami do eliksirów.
-Witaj Hondoseuszu.-uśmiechnął się wiedząc że nie znosze tego imienia.
-Po prostu Hondo-zmarszczyłem się-Przez te twoje zjawy nie mogłem w nocy spać.
-To nie moja wina że tu żerują na krew boskich stworzeń.Dobrze że nie da się zabić śmierciożercy.To moi bracia-wupiął dumnie pierś.
-Ta,ta super masz rodzeństwo.
-Co tam u Incantaso?
-Ale o co ci..?Zaraz zaraz..Nie grzeb mi w myślach szczeniaku!
-Oj przepraszam,ale wygląda na to że ty ją darzysz uczuciem..Na 100% o wiele silniejszym niż wszystkie twoje byłe.
-Zamknij pysk!Ona nie jest zainteresowana.Może i dobrze.Nie chciałbym znów skrzywdzić jakiejś wadery.
-Uch..miłość,ochyda..-wzdrygnął się.
-Może dla ciebie!
-Dobrze muszę iść.Pa Hondoseuszu!-krzyknął oddalając się.
-Hondo idioto!-odwróciłem się i prawie dotkęliśmy się z Incantaso nosami(stała za mną)
-O..yy cześć-zarumieniłem się i przyjąłem wyprostowaną postawę.-Masz ochotę na lodowisko?
-No..tak ale ja nie w tej sprawie.
-A w jakiej?
Incantaso?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz