niedziela, 24 sierpnia 2014

Cz. 49/50

Cz.49 - Od Shandown'a

Ja i Ester zaczęliśmy podgrzewać jaja. Nie było nigdzie smoczycy. Wszystko bardziej się komplikowało. Smoczyca powinna pilnować jaj stada, lub przynajmniej swoich własnych! Coś musiało się zaraz stać
- Idźcie z Lili poszukać smoczycy, szybko! - powiedziałem i dalej podgrzewałem jaja.

Cz.50 - Od Rey'a

Szukaliśmy smoczycy, albo chociaż jakiegokolwiek smoka. Zauważyłem, że z jednego gniazda coś się wyturlało. Poszłem tym śladem. Jakby ktoś wyturlał wszystkie 4 jaja z gniazda. Zobaczyłem smoczycę leżała ciężko ranna. Podeszłem do niej i uslyszałem dźwięk. Sprawdziłem krzaki. Wyskoczyło z nich coś dziwnego. Jakby nie z tego świata. Nie mogłem się z nim równać, był ogromny chyba nawet większy od Shandown'a. Nie mogłem też uciekać przez chorą łąpę. Musiałem zawołać o pomoc dla mnie i smoczycy
- Cholera! Shandow! Pomocy!!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Belli - cd. Alice; do Alice

- Kimś kto pyta się ciebie - odpowiedziałam. Mimo, że wyleczyłam się nadal "Ona" siedziała we mnie. Nie byłam do końca czystą duszą. - Więc gadasz czy nie? - traciłam cierpliwość. Nie znałam jej.
- Powiedziałam, że jestem Alice
- Tak - warknęłam. - Albo dołączysz do watahy albo spotkasz cię pazur z pazurem z wychowanką Day. Więc jak? - stałam przed nią i patrzyłam. Chciałabym móc cokolwiek zrobić, ale jestem zwykłym wilkiem. Warknęłam jeszcze raz i wadera w końcu odpowiedziała.
- Dobrze, dołączę
- W takim razie chodź. Pokażę ci tereny - poszłyśmy.
~~~
Po pewnym czasie łażenia i opowiadania jej o terenach spytałam
- Skąd jesteś? - spytałam.
- Z daleka.
- Aha, ciekawe... A tak właściwie to jestem Bella. Córka Alf.
- Alf?
- Tak.

Alice???

Od Alice


Ziewnęłam potężnie budząc się z głębokiego snu. Spałam gdzieś na środku pustyni, w promilu 7 kilometrów widać było tylko piasek. Podniosłam się z trudem rozglądając niemrawo dookoła.

Dostrzegłam jakiś ruch w krzakach i stanęłam w gotowości do walki, ale po chwlili z krzaków wyłoniła się wielka głowa Anabelle i opadłam z powrotem na rozgrzany piasek.
-Jak leci? - spytałam, otrzepując się.
Koń podszedł do mnie i przechylił łeb. Spędziłam z nim już tyle czasu, że znałam jego język. Wiedziałam, że to oznacza "Wszystko ok. Żadnych wrogów"
Westchnęłam, czując nagłą chęć polowania.
-Zostań tu - mruknęłam w stronę klaczy, która stanęła w jedynym cieniu na pustyni i przymknęła oczy.
Pobiegłam z niesamowitą prędkością, nie zwracając uwagi na kłęby kurzu wznoszące się za mną. Po chwili jednak wpadłam na kogoś. Jakiegoś wilka. A raczej wilczycę. Stała, wpatrując się we mnie lodowatym spojrzeniem.
-Ee? Co jest? - spytałam podejrzliwie, obchodząc ją dookoła.
-To jest nasz teren. - powiedziała stanowczo, nie drgnąwszy nawet.
-Ok. A ja go naruszam. - odparłam i starałam się ją wyminąć, ale wadera stała mi na drodze.
-Nie. Nie możesz, dopóki się nie dowiem kim jesteś i co robisz na terenie naszej watahy.
-Alice. A teraz wybacz. - mruknęłam ponawiając próbę wyminięcia wadery. Na prożno.
-Nie. Więcej informacji.
-A ty kim jesteś? - spytałam, by zyskać na czasie. Nienawidziłam opowiadać o sobie.

//Na kogo wpadłam?? :) Odpisze ktoś? Sorry, że tak krótko.

Witamy Alice!



Imię: Alice.
Płeć: Wadera.
Wiek: 2,5 roku.
Cechy: Tajemnicza, nieprzewidywalna, magiczna, pomysłowa, skryta w sobie, fascynująca, czarująca.
Stanowisko: Może być skryty.
Żywioł: Woda
Moce: "Rzucanie" kulami wody z taką siłą, że potrafią nawet zwalić z nóg, czytanie w myślach, magiczny węch, może wywęszyć wilka nawet z odległości 500 kilometrów.
Patron: Bóg wody, Water.
Partner: Brak.
Rodzina: Nie żyje.
Historia: Kiedy Mroczna Wataha zaatakowała jej rodzinę, Alice uciekła na zupełnie inną sawannę, którą, jak się okazało, zamieszkiwała "Wataha Zaklętego Źródła" .
Towarzysz:  klacz Anabelle
Właściciel: Jess12


Witam i przepraszam.

Witam, właśnie wróciłam z wakacji i w końcu dostałam nowy komputer.
Chciałam wszystkich przeprosić za moją nieobecność ponieważ miałam warunek że jeśli nie będę korzystała w roku szkolnym z blogów moja mama miał mi dać nowy komputer. A nie lubi gdy siedzę na bloggerze. Teraz postaram się pisać codziennie do końca wakacji, a w roku szkolnym jakoś w sobotę bo lekcje mam do 16-nastej albo 18-nastej. Dodam formularz wilka który został mi ostatnio nadesłany i będę pisać post. Wiem że długo mnie nie było ale nie potrafię oderwać się opd tego bloga, nawet jeśli długo mnie nie ma.

/Maja666666

Mam nadzieję że więcej razy mi się to nie powtórzy.

czwartek, 14 sierpnia 2014

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Stałam bez ruchu i wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w wyjście jaskini. Byłam jakby pozbawiona czucia - bezwolna szmaciana lalka, przed którą stoi ciemność, którą otacza cisza, która tkwi w pustce. Nie mogłam nawet drgnąć, bo przestałam wiedzieć o istnieniu swego ciała. W tym całym bezmiarze, którego nie mogłam pojąć istniała tylko moja dusza. Dusza pozbawiona wszelkich myśli i tożsamości. Dusza istoty, która nie wie kim jest. Zdawać by się mogło, że przez wieki będę tak trwała. Ale nagle niczym elektryzujące kopnięcie poraziły mnie na moment odzyskane zmysły, głośne i natarczywe, a zarazem bolesne. Poczułam się przytłoczona tym co mnie otaczało. Wzrok co chwila mi się zamazywał i na powrót wyostrzał rażąc milionem jaskrawych, oślepiających barw. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Zaczęłam dusić się własnym oddechem, ogłuszały mnie i oślepiały wyostrzone zmysły. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi głowa i umrę, ale ku mojemu zdziwieniu ciągle żyłam. Nazwy i imiona zaczęły mi się mieszać w głowie. Głosy napływały to ostre to zniekształcone. Kakofonia dźwięków i barw doprowadzała mnie do szału. W pewnym momencie wszystko ucichło, a świat na powrót skąpał się w czerni. Zemdlałam.

Ostatnie co zapamiętałam były słowa, które mimo woli przepłynęły przez moje myśli "Jeśli taki rodzaj śmierci wybrał dla mnie Nuka, wcześniej nie podejrzewałam go o taką dozę tragizmu w duszy". 

Umarłam.


Nuka? :3




środa, 13 sierpnia 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Zaśmiałam się cicho. "Jakie to ja mam szczęście", przebiegło mi przez myśl. "Mam ukochanego, który gotów byłby za mną skoczyć w ogień i wodę, zyskałam nową rodzinę i dom, stare krzywdy zostały mi przebaczone… Ale czy to do końca sprawiedliwe? Że spośród tylu nieszczęśliwych, dręczonych bólem i stratą dusz ja jedna jestem bez troski?" Uśmiech zamarł na mych wargach zastąpiony piętnem niepokoju. "Przesadzasz", zrugałam się, ale mimo tego uspokojenia ziarno zwątpienia pozostało, kiełkując powoli na dnie serca.
- Wszystko dobrze? - Aceiro przyglądał mi się badawczo, wyczuwszy, że coś jest nie w porządku. "Jak on to mnie dobrze zna", pomyślałam.
- Tak - uśmiechnęłam się wymuszenie. - Naprawdę wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogę do końca uwierzyć, że ty coś do mnie czujesz, no i w ogóle…
Nie było to kłamstwo, ale nie też i nie cała prawda.
Chłopak posmutniał.
- Jak możesz w to wątpić? - spytał. - Czym mogę cię jeszcze przekonać o bezmiarze mej miłości?
- Nie chodzi o to, że ci nie dowierzam - zaprotestowałam szybko, czując, że sprawy przybierają zły obrót, ale Aceiro nie chciał mnie słuchać.
- Uratowałem ci życie - powiedział cicho, a jego piękne, jadeitowe oczy przygasły. - Cóż jeszcze mogę zrobić? Czym ci zaimponować?
- Nie musisz - wyjąkałam. - Ja cię kocham, naprawdę!
Ale Aceiro był głuchy na moje słowa. Jakby w nagłym przebłysku geniuszu, dosiadł Imenyi i ruszył nią do przodu. Co dziwne, choć nigdy nie dosiadał konia jego ruchy były świetnie zgrane z jej ruchami. Spojrzał na mnie z bólem, po czym odwrócił głowę i zagalopował. Z każdym krokiem Imenya biegła coraz szybciej. 
- Nie, czekaj! - krzyknęłam, i w okamgnieniu dosiadłam ogiera o imieniu Nihet. Był zmienny, dziki i zapalczywy, a do tego należał do najszybszych koni w stadzie. Ruszyliśmy galopem. Choć na ogół galop sprawiał mi satysfakcję, teraz czułam jedynie coraz bardziej potęgujący się strach. Aceiro nie znał tej okolicy. Co jeśli Imenya zapędzi się aż na skraj przepaści, co jeśli spadną? "Czułam się szczęśliwa, lecz dopóki nie wspominałam o tym bogom milczeli tolerując moją radość. Choć są okrutni, sprawiedliwość jest dla nich jedynym prawem, wobec którego nie ma innych zasad. Muszą wyrównać granicę wyrywając mi moje szczęście i niszcząc go w popiół, a wraz z nim i moją duszę. Tak jak i dusze wielu innych" 
Z tymi mrocznymi myślami pędziłam, a wiatr opętańczo usiłował zmieść mnie z konia. Mimo, że galopowaliśmy najszybciej jak się dało, Aceiro był tylko ciemną plamką na horyzoncie. "I tak przeze mnie, bogowie zniszczą nas oboje", pomyślałam. Łza spłynęła po mojej twarzy. 
A tymczasem, tam w dali, Aceiro pędził na spotkanie śmierci.

Ta da da dam… Aceiro? :3



od Aceiro - cd. Racana; do Racana

Patrzyłem, jak basior łapczywie pochłania mięso. Gdy tylko na chwilę przerwał, zaśmiałem się, widząc jego napchane jedzeniem policzki. Siedziałem jeszcze chwilę, a gdy już dokończył, skoczyłem na niego. Racan, zdezorientowany, krzyknął. Zaśmiałem się i zaczęliśmy się bić – to znaczy bawić. Przez chwilę byliśmy jak szczeniaki, które próbują nawzajem zdobyć podziw wśród rówieśników. Racan, bezmyślnie, zaczął biec w stronę rzeki. Najwyraźniej zapomniał, że tam ja mam przewagę. Skoczyłem, łapiąc jego ogon. Potoczyliśmy się na sam dół, wpadając do rzeki.

 Racan? Brak weny x(

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

 - Ime... jak? – spytałem, ale dziewczyny już nie było.
Westchnąłem i spojrzałem na spokojne, ciemne oczy klaczy. Wyglądała na delikatną, ale też bardzo inteligentną. Pogłaskałem ją po szyi, lecz klacz parsknęła i odskoczyła. Spojrzałem a zegarek, który obijał się o mój nadgarstek, wydając przy tym cichy brzdęk. Uśmiechnąłem się ciepło. - Tego się boisz, prawda? – powoli zdjąłem zegarek i włożyłem go do kieszeni. 
Klacz momentalnie stała się spokojniejsza. Podeszła do mnie i oparła łeb na mojej klatce piersiowej. Zaśmiałem się cicho. Podszedłem do jej grzbietu i oparłem na nim dłonie. Odbiłem się od ziemi i, lekko się podciągając, wskoczyłem na nią. Gdy już pewniej siedziałem, cmoknąłem, próbując ruszyć. Niestety. Nie wiedziałem jak to zrobić. W końcu klacz ruszyła, a ja nie wiedziałem jakim cudem. Po chwili wolnego jechania ścisnąłem jej boki łydkami. Klacz przyśpieszyła. Uśmiechnąłem się szeroko i pognałem nad jezioro. Tak jak myślałem – Keira siedziała nad brzegiem, nucąc coś od nosem. Klacz podeszła do niej, wypuszczając powietrze w jej włosy. Dziewczyna zaśmiała się i objęła ją.
- Hej, a ja? – spytałem, uśmiechając się.