- Mamo, to jest Erand. - przedstawiłam elfa. - Syn Kogothy.
- Erandzie, to jest Carmen. Moja matka i alfa Watahy Zaklętego Źródła oraz władczyni Wysokich Elfów Leśnych.
Kogotha ukłonił się.
- Teraz już wiem, po kim pani córka odziedziczyła urodę. - uśmiechnął się do Carmen olśniewająco.
- Mi także miło jest poznać bratanka Incantaso. A tak przy okazji, to jesteście trochę podobni.
Erand obrzucił szarą wilczycę uważnym spojrzeniem.
- Rzeczywiście. Może... trochę.
- Widzę, że chyba chcecie pobyć chwilę sami. - zwróciła się do mnie matka. Chyba czytała mi w myślach.
Erand uśmiechnął się do mnie. Był taki przystojny... Nie wiedziałam, kiedy zaczęłam go całować. Pogłaskał mnie po włosach.
- Jesteś taka piękna. - wyszeptał pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim.
Tę miłosną scenę przerwał mój ojciec, który ni stąd, ni zowąd, pojawił się na polanie.
- Widzę, Arven, że znalazłaś sobie kandydata na męża? - zaśmiał się.
- Tato... - mruknęłam.
- Miło mi poznać. - powiedział Erand.
- Mi także. Ale chyba będę musiał sprawdzić, czy jesteś wart mojej córki. Chodź ze mną. - skinął na elfa i obaj znikli mi z pola widzenia w Mrocznym Lesie.
Westchnęłam. Dlaczego Jasper zawsze musiał być taki staroświecki?
Jasper, dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz