Obudziłam się. Było jeszcze dosyć jasno. Jak wstałam dostałam wizji. Widziałam w niej zranionego Caro. W cieniu jakiś wilk. Ocuciłam się. Nagle zobaczyłam Carmen niosącą na plecach Caro.
- O mój Boże...- Powiedziałam.- A mówiłam mu żeby unikał Jaspera!
- To nie Jasper.- Powiedziała Carmen.- To wilki z wrogiej watahy. Możesz go uleczyć?- Poszłam do mojego ''magazynku''. Wzięłam opatrunki z ziołowego miodu i nagietka, eliksir lodu i magiczny grzebień.
- Możesz położyć je na poparzeniach?- Spytałam Carmen.
- Jasne.- Ułożyła delikatnie na ranach. Nalałam mu do pyska eliksiru chłodu(Pomaga przy regeneracji), a magicznemu grzebieniowi kazałam wyszukać i uleczyć drobne rany w futrze. Sama rozpoczęłam regeneracje większych ran.
- Assa fer Singapure Death and Life...- Mruknęłam zaklęcie aktywujące regenerację. Poczułam palący ból od środka.- Kurcze...- Mruknęłam.- Musiał się naprawdę rozchorować.- Po pół godzinie się obudził.- Idźcie już. Nie mam nastroju.- Zakłopotana odprowadziłam ich do wejścia jaskini.
Carmen? Caro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz