Od paru dni nie czułam się najlepiej. Birdy wyruszyła na jedną ze swoich wypraw w celu zdobywania składników do swoich eliksirów, więc nie mogła pomóc mi w odebraniu mocy Kevinowi. A miałam wrażenie, jakby jakaś nieznana trucizna wypalała mnie od środka, niszcząc moje moce. Odgryzłam bandaż, którym owinięta była moja kostka. Rana zaczęła się jątrzyć, przybierając fioletowo-żółtawy kolor. Musiało się wdać zakażenie... Pójście po poradę do Kate Lilly nie miało sensu - moja choroba miała magiczne podłoże i zwyciężyć można ją było jedynie magią...
Moje rozmyślania przerwało pukanie: to pewnie któryś ze szczeniaków wrócił do domu. Wszystkie wybrały się dzisiaj na próbne polowanie, tylko Merwan został w domu, gdyż opracowywał nowe techniki walki. Wstałam i podeszłam do wejścia, chcąc odsunąć kamień. Jednak nie miałam siły: ból był nieznośny, a straciłam przecież władzę nad żywiołami.
- Pomogę, mamo! - zawołał Merwan.
Stworzył metalowy łom, za pomocą którego odsunął głaz. Wtuliłam nos w jego ciepłe futerko. Z tego mojego wilczka robił się prawdziwy dżentelmen.
Wyjrzałam na zewnątrz. Do jaskini wpadły zdyszane Saj'Jo i Sara.
- Co się stało? - zapytałam.
Wilczyce zaczęły mówić jedna przez drugą:
- Kevin nas zaskoczył.
- Mówił, że moja mama i tak powróci...
- Podobno nie masz już takiej mocy jak kiedyś...
- Co to ma znaczyć?! - zawołały chórem.
- Może niech jedna opowie, co się wydarzyło. - zasugerowałam.
- No to może ja...
- Nie, ja lepiej wiem.
- Przestańcie się kłócić! - warknęłam. - Mam wystarczająco dużo spraw na głowie i nie chcę jeszcze was uciszać! Sara, zacznij.
Wilczyca opowiedziała mi całą historię. Kiedy skończyła, poczułam, że muszę usiąść. Zatoczyłam się na Saj'Jo, która powstrzymała mnie przed upadkiem w ostatniej chwili.
- Carmen, co się dzieje? - pisnęła z przestrachem Sara.
- Nic, nie przerywaj sobie. - szepnęłam.
- Carmen, przestań zgrywać taką twardą. - powiedziała Saj'Jo. - Powiedz, co ci jest i o co chodziło Kevinowi? Jak to nie masz już tyle mocy, co niegdyś?
Westchnęłam: - Znalazłam o tym notatkę dopiero dzisiaj rano. - zaczęłam. - Już od jakiegoś czasu czułam, że z moją magiczną siłą jest coś nie tak. A zaczęło się to w dniu, kiedy powstrzymałaś Jaspera od zabicia Kevina. - zwróciłam się do Sary.
- To wszystko moja wina... - wilczyca była wyraźnie skruszona.
- Nie, absolutnie. - zapewniłam ją. - To ja nie byłam dość ostrożna. Kevin wszedł w mój umysł przez głowę Jaspera: myśli kochanków są połączone niewyjaśnionym do tej pory sposobem. Dlatego na początku w ogóle tego nie poczułam. Potem usłyszałam od Sary, że Kevin ma moc czytania myśli. i to całkiem pokaźną. Nie wiedziałam, co o tym myśleć i nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero kiedy musiałam siedzieć w kryjówce - tu wskazałam na kostkę. - Z powodu nudy próbowałam porobić jakieś sztuczki - na przykład przywoływanie gwiazd, które jest bardzo proste dla kogoś o dobrze rozwiniętej mocy. Nie udało mi się. Potem spróbowałam przeczytać myśli gołębia, który wleciał do jaskini - też na nic. Wtedy zaczęłam zastanawiać się nad Kevinem i tym, o czym mi wcześniej opowiedziałyście. Doszłam do wniosku, że twój brat stopniowo pozbawia mnie mocy. - popatrzyłam znacząco na Sarę.
- Jak to odwrócić? Będziesz... - przełknęła ślinę. - Ż-żyć?
- Aby moja moc powróciła, trzeba... zabić Kevina. - powiedziałam.
- Przecież on jest niepokonany! - zawołała Saj'Jo. - Nawet Jasper z nim przegrywał.
- Cóż, musimy mieć nadzieję.
- Bo inaczej wasza ukochana alfa zginie. Ha ha ha! - przy wejściu do jaskini stał Kevin.
Saj'Jo, dokończ proszę. ;) Niech Kevin gnije w piekle xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz