Kiedy Caro uratował Alurien szybko się pożegnałam i zajęłam się kochanym białozorem. Leżał bezwładnie, na wpół przytomny. Przypatrywałam mu się z niepokojem.
- Jak się czujesz? – zagadałam. Ptak spojrzał tylko na mnie urażony (ale czym?) i wycharczał: - Żyję, a coś taka troskliwa? - Też mi. – mruknęłam pod nosem, ale czułam ulgę, że Alurien żyje. Zdjęłam większy koszyk, wymościłam go niego puchem i pierzem,po czym delikatnie ułożyłam tam białozora i wsadziłam jego legowisko do niszy w skale koło mojej koi. Jeszcze chwile stałam nad ptakiem, kiedy Alurien otworzył jedno oko: - Jak będziesz tak stała nade mną jakbym już był trupem, to nigdy nie zasnę – stęknął. Uśmiechnęłam się więc tylko, osłoniłam wejście do jamy ozdobnymi trawami i bluszczem, które zwisał z góry jaskini i położyłam się na koi. - Do-obranoc – ziewnęłam i pomyślałam – „Ten Caro też nie jest taki zły…Ale jak każdy ma już partnerkę…” - i zasnęłam. | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz