Tego dnia był nieopisany upał. Siedziałam w jaskini i nie wytykałam nosa na zewnątrz. Obok mnie Arven i Merwan ćwiczyli posługiwanie się żywiołami. Młody basior był bardzo wytrwały: chociaż tworzone przez niego miecze nie raz spadły mu na głowę, gdyż nie potrafił jeszcze ustawiać ich w konkretnym miejscu, nie zniechęcał się. Arven była bardziej niecierpliwa - chciała, aby wszystko wychodziło jej od razu. Po kilku próbach przywołania lawy z wulkanu fuknęła.
- Nic mi nie wychodzi!
- Potrzeba ci lat praktyki. - powiedziałam. - Nie możesz umieć wszystkiego ot tak. Ciesz się, że masz władzę nad wszystkimi żywiołami. Inne wilki są szczęśliwe, jeśli potrafią posługiwać się jednym.
- E, tam. - prychnęła wilczyca i wyszła z jaskini.
W pewnej chwili usłyszałam mentalne wezwanie.
- Pomocy! - to był chyba Jasper.
Przeniosłam się mentalnie do miejsca, gdzie często chodził - mieszkał tam tajemniczy Biały Jeleń. Nie wierzyłam temu zwierzęciu, chociaż legendy mówiły, że jest ono dobre, a Bella miała go w przyszłości dosiąść. A dlaczego nie ufałam jeleniowi? Wyjaśnienie było proste: smoki go nie lubiły, a smoki mają świetną intuicję.
A więc znalazłam się nad Srebrnym Strumieniem, gdzie Jasper miał zwyczaj przesiadywać. Zobaczyłam ukochanego, leżącego w kałuży krwi. Jego wezwania były coraz słabsze. W jednej chwili zaczęłam działać. Wyłączyłam swoje myśli i pobiegłam na ratunek.
Biegłam ile sił w nogach. Wtem zobaczyłam przed sobą Białego Jelenia. Nie uważałam, że jest piękny. Jego uroda była taka zimna i nieprzystępna. Zajrzałam w jego myśli: poczułam wyraźne wspomnienie "ZEMSTA". Jego mózg aż krzyczał. Stanęłam na przeciwko niego i spojrzałam w te okrutne oczy. Zwierzę zaczęło się cofać.
- Co zrobiłeś Jasperowi? - warknęłam.
Jeleń parsknął ze zniecierpliwieniem.
- Jesteś za nisko w hierarchii, żeby ze mną rozmawiać.
- Żartujesz sobie? - prychnęłam.
Poczułam w sobie nieokiełznaną moc. Uwolniłam ją, a z moich boków wyrosły skrzydła. Rozłożyste jak u Smoczego Orła, ale delikatne, jak pajęcza nić. Były rubinowo - szmaragdowe, ozdobione czarnymi koronkami. Moje oczy błysnęły.
- Za nisko w hierarchii? - powtórzyłam. - Jestem alfą Watahy Zaklętego Źródła i przywódczynią Wysokich Elfów Leśnych. Czy to dla ciebie za mało? A może chcesz zobaczyć, ile mam w sobie magii? - zapytałam, śmiejąc się złowieszczo.
- Zabraliście mi brata. Chciałem was ukarać.
- To ja ci zabrałam brata. A wiesz, dlaczego to zrobiłam? Moją misją jest odesłanie wszystkich Białych Jeleni na Podniebne Łąki. I zrobię to. A ty nie waż się tknąć Belli.
- Po co byłaby mi Bella? Arven ma więcej elfich genów, odziedziczonych po tobie. To na nią zapoluję. A Bella może jest przeznaczona do tego, aby dosiąść Białego Jelenia, ale na pewno nie mnie. Ja jestem złym bratem, czarną owcą wśród swoich krewnych.
- Nie ma mowy. Nikt już cię nie dosiądzie. - zawołałam. - Promienie nocy, niewidzialny deszcz, niech skrzydła ciemności otulą cię. Niech zaprowadzą tam, gdzie wieczny świt. Do łąk podniebnych, magii twej zgliszcz.
Biały Jeleń znikł, pozostawiając po sobie kupkę srebrzystego popiołu. W oddali ujrzałam jakąś łapę, przykrytą mchem. Pod liśćmi leżał Rey. Kiedy go wyciągnęłam, zakaszlał.
- Zabrali tatę. - powiedział. - Ja ukryłem się tutaj, chciałem mu pomóc, ale zablokowali mnie magią.
- Kto? - zapytałam, przestraszona.
- Smoczy Wojownicy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz