...Wszystko potoczyło się zbyt szybko, zbyt nagle, zbyt gwałtownie. Zdawało by się, że potwór z Moczar opętał mnie lata temu, a tymczasem nie minęły dwa tygodnie od tego zdarzenia. Jak to czas leci! Koszmar.
Gdy tak rozmyślałam ujrzałam watahę, która coraz szybciej i szybciej zbliżała się ku mnie. Zerwałam się na równe nogi i popędziłam ku Carmen i reszcie. Zdałam jej relację ze zwiadu w okolicy i opowiedziałam o rytuale, który odprawiał samiec alfa w Mrocznej Watasze. Część osób mi nie wierzyło i chciało iść na wojnę, ale głos alf przesądził jednak w tej sprawie. Niedługo potem zawróciliśmy. W międzyczasie podbiegłam do młodej samicy alfa – Arven i po chwili rozmowy wadera postanowiła mi coś pokazać. Z początku niechętnie, potem coraz szybciej pobiegłam za nią. Zaprowadziła mnie do pięknego i obfitego w roślinność miejsca, którego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam. Zdziwiona przekrzywiłam głowę i wpatrywałam się w okolicę zafascynowana. Wkrótce jednak moją uwagę zwrócił człowiek siedzący nad pobliskim potokiem. Nie, to nie był człowiek. To był elf. Srebrzystoszare włosy odrzucił do tyłu, jego twarz o delikatnych rysach oświetlały wodne refleksy, a oczy jego rozmarzone, z zamyśleniem wpatrywały się w przejrzystą taflę wody.
Zerknęłam na Arven, ciekawa jej reakcji, na niespodziewany widok elfa. Ona jednak nie tylko nie była zdziwiona, ale przyglądała się mu jakimś takim czułym spojrzeniem. Po chwili podbiegła do niego i musnęła go. Elf natychmiast się odwrócił chcąc zaatakować, ale Arven przybrała postać człowieka i On opuścił broń. Chwilę ze sobą rozmawiali, wilczyca (teraz kobieta) przedstawiła mnie Erandowi (bo tak ów młodzieniec się zwał). Wkrótce jednak rozmowa zeszła na inne tematy i młody mężczyzna wyznał, że jego ojciec nie żyje, a nazywał się Kogotha.
Kiedy to tylko usłyszałam poczułam nagły ból w piersi, jakby moje serce zechciało wybrać się na przechadzkę po okolicy. Nie wierzyłam własnym uszom. Ale Erand powiedział wyraźnie: K o g o t h a.
- Kogotha był moim bratem z krwi i kości – zawyłam.
- Nie wierzę wam! – krzyknął tylko, ale widziałam, że jakaś cząstka jego czuje, że w moich słowach kryje się prawda – Nie wierzę!
- To uwierz. – rzekła łagodnie Arven – In, pokaż mu.
Spojrzałam zaskoczona tym zdrobnieniem na wilczycę. Nikt jeszcze nigdy nie pokusił się o zdrobnienie mojego imienia. Czułam się mile zdziwiona. Po chwili jednak przypomniałam sobie o drugiej części zdania, które powiedziała Arven i zerwałam pazurem amulet wiszący na mej szyi. Poczułam, że moje myśli, jakby opuszczają swoje łożysko i krążą miedzy naszą trójką. Wiedziałam, że Arven i Erand widzieli moje nawet te najskrytsze myśli, ale nie stawiałam umysłowych barier, między mną, a nimi, bo... nie miałam wyboru. Mojej towarzyszce ufałam z wyboru, a Erandowi... w końcu był z krwi Kogothy. Co innego miałam zrobić?
Skupiłam się na moich myślach, które teraz oglądali obaj. Widzieli moją przeszłość, mój ból, moją bezradność i brak ochrony. To, że musiałam się wszystkiego sama nauczyć, moją miłość do Kogothy. Wszystko. Każde moje wspomnienie, każdą jedną myśl i uczucie. Czułam się upokorzona i wycoeńczona. I po prostu nic nie mogłam na to poradzić...
W końcu Arven i Erand zobaczyli wszystko co mieli do zobaczenia i mogła odsapnąć. Po chwili jednak poprosiłam elfa na słówko i postanowiłam z nim porozmawiać.
Usiedliśmy w ustronnym miejscu, pod nawisem skalnym po którym pięły się dzikie róże i pędy winnej latorośli. Z początku rozmowa niezbyt się kleiła, ale końcu spojrzałam na niego uważnie, lustrując go całego i badając jego myśli, po czym zapytałam:
- Naprawdę twój ojciec nic Ci nie mówił o swojej rodzinie?
- Nie... kiedyś tylko wspomniał, że miał trzy siostry i dwie z nich zginęły – westchnął Erand – Nie pytałem go o nic więcej...
- A... nie widziałeś w jego zachowaniu nic dziwnego? – spytałam.
- Czy to jest jakieś doprawdy jakieś śledztwo? – warknął elf i chciał wstać, ale skoczyłam na niego i zbiłam go z nóg.
- Uwierz mi, że nie chcę, abyś się wściekał – szepnęłam – ale ja... muszę wiedzieć. Nie tylko dla ciebie był kimś bliskim...
- Może, ale to przez ciebie zginął! – krzyknął elf – gdyby nie ty... – urwał nagle kiedy zobaczył moją zbolałą minę – Przepraszam.
- Ja też – mruknęłam cicho – Czy teraz Ty zostałeś władcą elfów?
- A skąd wiesz, że mój ojciec był królem? – zapytał zdziwiony. Zaśmiałam się tylko cicho i skorzystałam ze swych nowych mocy. Nagle w jaskini zrobiło się ciemniej, słońce zamieniło się w księżyc i gwar życia ucichł.
- Wiem, bo nikt inny nie miałby takich mocy jak twój ojciec – rzekłam. – To dzięki nim został władcą, prawda?
- Tak mi się zdaje – powiedział Erand – A czemu pytałaś mnie o jego stanowisko? Czyżbyś chciała je zająć?
- Bynajmniej nie. Ale pomyślałam sobie, że mógłbyś zostać naszym sojusznikiem.
- Czemu miałbym to zrobić?
- Ze względu na swojego ojca. – wpatrywałam się w niego uważnie – Dobrze?
- Niech będzie – uśmiechnął się słabo.
- To chodźmy do Arven i reszty watahy – mrugnęłam i skierowaliśmy się tam. On biegł leśnymi ścieżkami, ja leciałam górze tak, aby wiedział, którędy wiedzie droga. Po chwili wylądowałam i poszliśmy do Carmen, która stała ze swą córką.
- Jesteśmy Arv – uśmiechnęłam się do młodej wilczycy- I mamy sojuszników.
Arven, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz