czwartek, 29 maja 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Roześmiałam się cicho, radośnie wzdychając. Odsunęłam się nieco od ukochanego, zmierzyłam go czułym spojrzeniem, po czym zaplotłam mu na szyi ręce.
- Czyżby mój niepokonany rycerz się o mnie martwił? - szepnęłam, unosząc kąciki ust w półuśmiechu. 
Aceiro nic nie odpowiedział, pochylił tylko głowę, jakby w oczekiwaniu. Staliśmy tak jakiś czas, on wpatrzony w dół, a ja w niego. Po chwili, która zdawała się ciągnąć godzinami, chłopak podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Widząc uczucie, jakie się w nich kryło zaparło mi dech w piersi, jakby ktoś uderzył mnie weń spiżowym młotem. Trwałam tak, wpatrując się w te nieziemsko piękne oczy, skrywające miłość, oddanie i lojalność. 
- Aceiro… - wymamrotałam, czyniąc niepewnie jeden krok do przodu. Uśmiechnął się tylko delikatnie, i wyciągnął ku mnie rękę. Przyjęłam ją, z mimowolnym wahaniem. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie. Nie przerywając, zaczął płynąć w stronę świata. Drżąc z podekscytowania oddałam pocałunek i trzymając go ciągle za rękę jęłam poruszać się w górę. Zatraceni, ledwo zauważyliśmy, kiedy nasze głowy przebiły powierzchnię wody i owionął nas chłodny, orzeźwiający wiatr. Nie zwracaliśmy uwagi na fale rozbijające się wokół nas, na ostre wiry szarpiące naszymi ciałami, deszcz spadający z nieba. Istnieliśmy tylko my, w środku tej całej walki żywiołów. Dwie istoty, kochające się nad miarę, przeznaczone dla siebie, i tylko dla siebie stworzone.
- Keira… - Aceiro na moment oderwał się ode mnie by zaczerpnąć oddechu.
- Kocham cię… - odparłam z mocą. Chłopak w odpowiedzi ponownie mnie pocałował. Jego wargi smakowały morzem, słoną wodą i wiatrem. Oczy, o pięknej barwie jadeitu zdawały się być zaszklone. 
- Chodź - szepnął i pociągnął mnie ku niskiemu brzegowi. Kiedy nasze nogi, poczuły pod stopami piasek poczułam napływ nowej siły. Uśmiechnęłam się do Aceiro, a jemu w odpowiedzi błysnęły tajemniczo oczy.

Aceiro? ;3

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

- Keira! – z mego gardła wydarł się krzyk.
 Zwierze obok mnie gwałtownie podniosło kopyta nad głową leżącej wadery. Bez namysłu skoczyłem w jej stronę i zablokowałem kopyta zwierzęcia, zamieniając się w człowieka i chwytając je rękoma. Koń gwałtownie odskoczył, zszokowany obrotem sprawy. Coś pękło, a koń wydobył z siebie cichy dźwięk. Teraz był wolny.
Chwyciłem głowę Keiry, unosząc ją. Drugie ramię wsunąłem jej pod grzbiet i wstałem, podnosząc ją. Koń zarżał i skoczył w moim kierunku. Teraz jego oczy zabłysnęły, a z chrap wydarło się chrapliwe, pełne paniki rżenie. Zwierze chciało walczyć. To było obroną przed strachem. Zarzuciło łbem i swe masywne ciało skierował wprost na mnie. Zacisnąłem dłonie na futrze Keiry i zrobiłem unik przed atakiem ze strony magicznego stworzenia. Jego muskularne nogi znów zawisły w powietrzu. Koń znów zarzucił łbem, ukazując białka swoich oczu. Keira poruszyła się niespokojnie, najwyraźniej się powoli przebudzając. Nie chciałem, aby coś jej się stało, tym bardziej, iż chciała ona uspokoić tego ogiera. To nie skończyło się dobrze. Przyłożyłem dłoń do jej skroni, usypiając ją i robiąc ją niewidzialną. Przykucnąłem i pogładziłem Keirę po uszach. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
- Uspokoję go, nie robiąc mu krzywdy. Obiecuję – szepnąłem i chwilowo zamieniłem jej ciało w wodę, która rozpłynęła się w otchłani
Czułem, jak ziemia za mną drży. Odwróciłem się gwałtownie, wstając. Szybkim ruchem ręki wytworzyłem naokoło mnie elektryczną osłonę. Gdyby nie to, iż posiadam żywioł wody, tworzenie czegoś takiego w wodzie mogłoby skończyć się bardzo źle. Tak jak przypuszczałem, koń od razu wyczuł niebezpieczeństwo. Uderzył ogonem w ziemię i stał, przyglądając mi się. Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem przez osłonę, nie wyrządzając sobie krzywdy. Koń bez namysłu ruszył w moim kierunku. W mojej zaciśniętej dłoni pojawiła się kula elektryczności, którą wystrzeliłem przed kopyta ogiera. Zwierze zawróciło gwałtownie i popędziło przed siebie. Odbijając się od piaszczystej ziemi, zagrodziłem mu drogę, łapiąc go za pysk. W jego okrągłych, inteligentnych i czarnych oczach widoczna była panika, jaka ogarnęła go teraz. Zgarnąłem z jego czoła grzywkę i przyłożyłem do niego dwa palce, łącząc się z nim telepatycznie. Koń zacisnął zęby i odwrócił łeb. Nie ufał mi. Do tego nie było to bezpodstawne... Walczyłem z nim. Przycisnąłem swoją twarz do jego pyska, przytrzymując go za grzywę. Koń chciał się wyrwać, lecz powstrzymałem go. Zamknąłem oczy i wyrównałem oddech. Po paru minutach ogier był spokojny. Spojrzał na mnie swym dzikim, acz łagodnym wzrokiem. Po chwili ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się pospiesznie, przygotowując się do obrony. Lecz ku mojemu szczęściu była to Keira pod postacią człowieka. Rzuciła mi się na szyję, a ja wplotłem palce w jej włosy, przyciskając ją do siebie. Pocałowałem ją i odetchnąłem z ulgą.

Keira? :*

od Aceiro - cd. Racana; do Racana

Wadera skinęła głową. Ruszyliśmy przed siebie. Spojrzałem na Racana.  Basior wyglądał na zadowolonego z siebie. W końcu właśnie ustalił taktykę polowania dla Przywódcy polowań. Uśmiechnąłem się do niego. On odwzajemnił uśmiech. Niech się cieszy, pomyślałem.
Po chwili Asoka wytropiła stado jeleni. Gdy chciałem ruszyć, Racan zagrodził mi drogę.
- A może by tak nasz kochany Aceiro sam zapolował? – spytał z nutką powątpiewania w głosie – Założę się, że nie dasz rady!
- Ach tak? – zakpiłem – Zrobię to z palcem w nosie!
- To jak? Do dzieła! – zaśmiała się Asoka
- Przyjmuję wyzwanie. – szepnąłem z determinacją i ruszyłem w stronę stada
Poruszałem się niezauważalnie, bezszelestnie i do tego szybko. Racan rzucił za mną kamień, przez co stado w popłochy rzuciło się do ucieczki. 
- To nie fair! – rzuciłem przez ramię i, jeszcze bardziej zdeterminowany, ruszyłem w pogoń za jeleniami
Biegłem, oddychając miarowo. Gdy byłem wystarczająco blisko napiąłem mięśnie i skoczyłem na najbliższego jelenia. Za mną stał następny, którego powaliłem mocnym kopniakiem w głowę. Oba jelenie leżały teraz na ziemi, wydając ostatnie tchnienie. Spojrzałem w stronę Racana i Asoki. Uśmiechnąłem się z dumą i wysłałem im kpiące spojrzenie.
- I co? – zapytałem, prostując się – Zatkało?
 
 Racan? >:)

czwartek, 22 maja 2014

od Incantaso - cd. Hondo; do Hondo

Obudziło mnie ciche tykanie. Im bardziej starałam się na powrót pogrążyć we śnie, tym ono bardziej narastało, jednak ja ciągle uparcie je ignorowałam. Dopiero kiedy przerodziło się w tubalne tupanie otworzyłam zaspane oczy.
- Dzień dobry - usłyszałam za swoimi plecami. Niechętnie odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz kiedy zobaczyłam Hondo nagle cała moja niechęć znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś? - spytałam z wyrzutem. 
Wilczur tylko się zaśmiał.
- Budzę cię od co najmniej pół godziny - odparł rozbawiony. Chwilę jeszcze wpatrywałam się w niego lekko zirytowana, po czym westchnęłam.
- Nie jestem w stanie się na ciebie złościć - mruknęłam tonem obrażonego szczeniaka. - To niesprawiedliwe - poskarżyłam się.
- Ależ co jest niesprawiedliwe? - Hondo zbliżył się do mnie i pocałował. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy rzuciłam mu spojrzenie pełne zadowolenia, a zarazem irytacji. 
- To - odparłam, całując go jednocześnie - że możesz mną manipulować. To skandaliczne. Żyjemy w wolnym państwie, gdzie niewolnictwo jest zakazane. 
Oparłam głowę o jego ramię i mimowolnie westchnęłam.
- Przykro mi to przyznać, ale cię kocham - mruknęłam. Wilczur tylko się roześmiał, a na jego wargi wypełzł łobuzerski uśmieszek.
- Ja ciebie też - spojrzał na mnie z oddaniem - w tym, że mi akurat nie jest przykro. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie. 
- Czy tylko mnie ta rozmowa wydaje się dziwna? - wyszczerzyłam zęby. - W normalnych parach nie ma takich dylematów.
- A bo my niby jesteśmy normalną parą? - Hondo posłał ku mnie najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. - Chodźmy lepiej zapolować.

Hondo? <3 Wena (*)