sobota, 15 czerwca 2013

od Carmen - cd. Sary

Niebo tej nocy było jak granatowy aksamit, przeplatany jedwabnymi, złotymi liśćmi. Pomyślałam, że życie jest cudowne. Nic tak mnie nie cieszyło, jak wolność od wszelkich nieporozumień i trosk. Oczywiście wiedziałam, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i Mroczna Wataha wyjdzie ze swoich twierdzy, aby się zemścić. Na razie jednak (a przynajmniej przez następne kilka dni) nie miałam się czym martwić. Popatrzyłam na niebo i machnęłam łapą. Maleńka gwiazdka podleciała do mojej głowy, a ja wplotłam sobie ją we włosy. Uśmiechnęłam się. Jak dobrze jest mieć magię. Bez niej świat byłby szary. Niedługo szczeniaki podrosną, trzeba będzie zacząć je uczyć. Mam nadzieję, że będą potężniejsze od swoich rodziców. Jeśli tak się stanie, wataha przetrwa po wsze czasy. Westchnęłam. Mam tyle do roboty. I ciągle wszyscy pytają mnie o rady, a ja sama nie jestem pewna, czy dokonuję właściwych wyborów... Mogę się tylko łudzić, że kiedyś wataha będzie bezpieczna. Moje rozmyślania przerwało wycie. Przed jaskinią stała Sara.
- Nie przeszkadzam? - zapytała.
- Nie, wejdź. Czekałam na ciebie. - odpowiedziałam.
- Chcesz pewnie rozmawiać o tym, co wydarzyło się w lesie? - uniosła jedną brew.
- Tak. Miałam zamiar, aby spytać się ciebie, dlaczego uchroniłaś tego wilka przed śmiercią.
- Przecież to moja rodzina! - zawołała wilczyca. - Nie mogłam po prostu tak bezczynnie stać i patrzeć, jak dzieje mu się krzywda.
- Podesłał ci pióro przeciw-ochronne, zdradził cię, podobnie jak matka - pewnie od początku wiedział, co ma w planach. I nie oszukujmy się - on cię nie kocha i nie zrobiłby tego samego dla ciebie.
- Ale... jakaś cząstka mnie ciągle chce wierzyć, że to się nigdy nie zdarzyło. Że moja matka była dobra, a mój brat nie dąży do walki.
- Całkowicie cię rozumiem. - zapewniłam. - Nie możesz jednak kierować się tylko uczuciami. Stawką jest życie całej watahy.
- Postaram się. - powiedziała.
- Tak... - szepnęłam. - Trzeba będzie go wyeliminować...
- Dlaczego? To ze względu na mnie? - wilczyca miała łzy w oczach.
- Nie wiem, co powiedzieć. Musimy go zabić, żeby twoja litość do niego nie zaważyła w jakimś znaczącym momencie.
- Ale proszę... - zapłakała Sara. - Nie możecie mi tego zrobić.
- Tobie? Robię to dla twojego dobra. I stawiam naszą przyjaźń, że twój brat knuje coś niedobrego. No, ale cóż. Rób co chcesz. Najwyżej będziesz miała na sumieniu nasze wilki. Przemyśl to. Nie będę cię winić, jeśli wstąpisz do Mrocznej Watahy. - odwróciłam się i zamknęłam wejście do kryjówki.
Jeszcze długo w noc słyszałam stłumiony szloch Sary...

Sara, zgłaszam brak weny - dokończ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz