Siedziałam oszołomiona, po raz pierwszy widziałam taki rytuał. Martwiłam się o Sarę okropnie. Byłą moją przyjaciółką, nie wiem co zbroiłabym gdyby coś jej się stało. Kiedy Carmen oświadczyła, że na razie się udało, kamień spadł mi z serca.
- Co teraz? – zapytałam nadal niespokojna.
- Musimy zabrać ją do Birdy. Ona zna się lepiej na opętaniu i złych duchach niż ja.
Tak też zrobiłyśmy. Na całe szczęście Birdy była w swojej jaskini.
-Birdy, potrzebna nam twoja pomoc – zaczęła Carmen i opowiedziała jej wszystko co się zdarzyło. Szamanka pomyślała przez chwilę, a później zaczęła biegać z najrozmaitszymi flakonikami i proszkami. Z części z nich usypała nieregularny kształt wokół Sary, inne wsypywała do wielkiego kotła z wrzątkiem. W powietrzu unosiła się nieprzyjemny zapach ziół, zbyt intensywny dla moich wyczulonych zmysłów. Wszystko to trwało niemal godzinę, a Birdy nie odezwała się przez ten czas, ani razu.
- Skończone – powiedziała wreszcie cicho.
- Saro, wypij to proszę – Szamanka podała młodej wilczycy buteleczkę płynu. Sara wypiła zawartość z głośnym jękiem, widać smakowało to gorzej niż leki Kate Lilly.
- To powinno obronić Sarę przed kolejnym opętaniem – powiedziała Birdy. Nagle Sara zaczęła się krztusić.
- Co się dzieje? – spytałam.
- O nie! To nie działa. Ale dalczego? To powinno zadziałać. Napój ochrony dusz, zawsze działa – lamentowała Szamanka.
- Birdy, uspokój się proszę – powiedziała stanowczo alfa – musimy coś wymyślić. Nie pozwolę żeby coś stało się Sarze. Obiecałam jej to i zamierzam obietnicy dotrzymać.
- Cz jest wśród nas ktoś jeszcze kto zna się na opętnikach i innych takich? – byłam zdeterminowana pomóc przyjaciółce.
- Ja się trochę znam – usłyszałyśmy. To był Caro.
- Cześ wam, witaj księżniczko – powiedział uśmiechając się do mnie – Mój ojciec był szamanem. Chcąc nie chcąc czegoś się tam nauczyłem.
Opowiedziałyśmy więc Caro wszystko co wiedziałyśmy. Birdy dołączyła do tego opis mikstury, którą podała Sarze.
- Taa… Znam to świństwo. Leczy większość tego typu przypadków. W tym mamy jednak problem. Pewnie nie byłoby problemu gdyby Sarę opętał jakiś obcy wilk. Z krewnymi jest gorzej, tym bardziej jeśli to jej matka. Jakby na to nie spojrzeć, Sara jest krwią z jej krwi. To ułatwia przejęcie kontroli.
-Co więc możemy zrobić? – spytała Carmen.
- Cóż, jak na razie ochronię umysł Sary tarczą. Jej mamuśka nie wejdzie nawet jakby tarana urzyłą. To jednak rozwiązanie tymczasowe. Trzeba ją na stałe zneutralizować. Tu pojawia się problemik. Żadne z nas nie ma raczej takiej mocy, żeby zniszczyć jej duszę. Można ją jednak wysłać gdzieś skąd, albo nigdy nie wróci, albo gdzie będzie ktoś kto skróci ją o głowę.
- Najważniejsze pytanie. Jak to zrobić? – spytałam.
- Spokojnie słoneczko, mam już plan. Potrzebujemy wody z rzeki pamięci, łusek smoka, krwawego cierniowca no i obecności istoty z innego świata, takiej która potrafi swobodnie się między światami przenosić, mówiąc dokładniej.
- Tylko gdzie znaleźć taką istotę?
- Biały Jeleń – odpowiedziała Carmen. W je głosie był niepokój i odraza.
Carmen, no trzeba znaleźć twoich „kumpli”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz