Poszłem nad Zaklęte Źródło. Tam wszystko się zaczęło. Oglądałem jak ptaki śpiewają. Leżałem i słuchałem muzyki ptaków. Nagle dostałem wizji.
~~Wizja~~
Widziałem dwa małe wilki. Jednego nie widziałem . Ciągle się chował. Drugi był złoty. Była to wadera. Widziałem tę małą waderę gdy jest dorosła. Hasała po łące. Przyszła do jeziora. Nagle pojawił się Biały Jeleń. Nie dowierzałem własnym oczom! Dotykała stworzenie i...dosiadła go. Tylko jeden wilk byłby do tego zdolny. To była moja córka...
~~Po wizji~~
Nie powiem o tym nikomu.-myślałem-na razie...
Poszłem do mojej jaskini. Tam spotkałem Caro( i jak już napisał się stało)
--Nie to nie!- Warknął i zaczął zbierać się do odejścia.
-Zaczekaj. Mogę Ci chyba powiedzieć co nie co- Powiedziałem
-Więc mów.
-Nie tak szybko. Najpierw musisz ze mną wygrać.
-W czym?
-W wyścigach-powiedziałem z uśmieszkiem. Wiedziałem, że to nie możliwe.
-Jak chcesz. Na pewno wygram-powiedział z nutką pewności. Zaczęliśmy się ścigać. Przed startem powiedziałem mu, że ścigamy się do łąki. Biegłem sobie normalnie. Kiedy chciał mnie wyprzedzić wystarczało bym lekko przyśpieszył. Byłem pierwszy. Gdy czekałem na Caro on biegł do mety. Był cały wyczerpany.
-Wygrałem-powiedziałem chichocząc.
-Nie to nie. Sam się dowiem gdzie są.
-Jeszcze nie powiedziałem, że nic ci nie powiem-wilk odwrócił się do mnie.
-No to mów
-Warunek.
-Jaki?
-Dasz mi święty spokój i idę z tobą.
-Nie ma mowy
-Nie musisz wiedzieć gdzie są.
-No dobra...na jakiś czas-powiedział Caro. Zacząłem czytać w myślach. Skupiłem się. To była ważna sprawa. W końcu dostałem się do umysłu Carmen. Już wiedziałem gdzie są.-Mam je-powiedziałem
-Gdzie są?
-Na terenie mrocznej watahy!
-Wyruszamy-powiedział
-Masz rację-wyruszyliśmy. Biegliśmy przez teren mrocznej watahy. Nagle..przed nami stanął Smoczy Wojownik.
-Uciekaj!!!-nakazałem
-Nie!!
-Wrr!!-warknąłem. Basior zrozumiał ostrzeżenie. Odwróciłem od niego uwagę wojownika. Skoczyłem do niego. Dzięki łuskom był potężny. Nie miałem zamiaru odpuszczać. Nie atakował mnie. Wolał poczekać aż ja go zaatakuję. Chciałem go ogryźć. On to wykorzystał. Złapał mnie za tylną łapę. Rzucił mną o drzewo. Udawałem martwego. Gdy się przybliżył..skoczyłem mu do gardła. Byłem bez litosny. Jego krew była wszędzie. Sprawdziłem czy nie żył. Naprawdę był martwy. Miałem nadzieję, że Caro znalazł już dziewczyny...
Caro???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz