Przed chwilą stałem przed najśliczniejszą wilczycą jaką do tej pory widziałem, później z lasu wyleciała coś czarnego, a gdy się odwróciłem nie było jej! Jak to? Zwiała? Tak po prostu? Nie mogłem w to uwierzyć. Zacząłem ją wołać, bezskutecznie. Próbowałem za nią pobiec, wywęszyć ją, ale to też nie przyniosło rezultatu. Ona się po prostu rozpłynęła w powietrzu. Byłem zrozpaczony.
-Myśl!- Warknąłem sam na siebie. Musiałem dowiedzieć się o niej czegoś więcej. -Carmen!- Ta myśl dała mi nadzieję. Hondo powiedział, że ona często rozmawia z Carmen. Musiałem znaleźć przywódczynię. Pobiegłem więc do jaskini alf. Nie było nikogo, tylko nasz jaśnie oświecony przywódca kręcił się po obejściu. Postanowiłem się wycofać. Obiecałem Carmen i Kate Lilly, że będę się trzymał od niego z daleka. Miałem zamiar ( przynajmniej na razie) dotrzymać obietnicy. Jeszcze przez godzinę szukałem Carmen, nigdzie jej nie było i nikt nie potrafił mi powiedzieć gdzie jest. Pozostała mi więc druga wilczyca. Sara też znała Saj’Jo. Pobiegłem do jej jamy, a tam pusto. Takie ja mam szczęście. -Dlaczego jak kogoś szukam to nigdy nikogo nie ma!- Wydarłem się zirytowany. -Mógłbyś być ciszej! – wrzasnął ktoś na mnie, nie zwróciłem uwagi kto bo pobiegłem dalej szukać Sary. I tak jak Carmen przepadła jak kamień w wodę. Usiadłem załamany na półce skalnej. Musiałem coś wymyślić. Przebiegłem w myślach chyba wszystkich członków watahy. Wszystkich odrzucałem. Zatrzymałam się na…. Tak na Jasperze. To była ostatnia osoba na mojej liście tych, których chciałem o cokolwiek pytać. Niestety był on też ostatnią deską ratunku. Wlekąc łapę za łapą i mamrocząc klątwy pod nosem poszedłem w stronę jaskini alf. Pan sztywny siedział pod sporym drzewem i czytał jakieś wielkie, zakurzone tomisko. Kiedy mnie zobaczył wyprostował się i zjeżył. -Czego chcesz?- Warknął. Już miałem mu się odszczeknąć, ale zamiast tego ugryzłem się w język, dosłownie. Zabolało. -Mam do ciebie sprawę… Jasper- Jego imię naprawdę z trudem przeszło mi przez gardło. -Jasper?- Zdziwił się- Nie „Zaraz-Cię-Zjem Jasper” albo „Pan sztywny” czy coś w tym stylu? -Taa…. Wiesz naprawdę mam ochotę na jakąś ciętą ripostę wymierzoną w twoją godność osobistą, ale jako, że muszę cię o coś zapytać postanowiłem jednak się powstrzymać. -A to ci niespodzianka od kiedy to jesteś potulnym pieskiem? – Zakpił ze mnie. -O rzesz ty….- Naprawdę trudno było mi się pohamować. Zamknąłem oczy i doliczyłem do dziesięciu. Czego to facet nie zrobi ze względu na dziewczynę. -Posłuchaj. Naprawdę tym razem nie chcę się kłócić. Chcę tylko wiedzieć co wiesz na temat Saj’Jo. -A dlaczego niby chcesz coś o niej wiedzieć? -A co cię to?- Moje opanowanie topniało jak lody w tropikach.- To powiesz mi coś czy nie? Jasper nie odpowiedział. -Nie to nie!- Warknąłem i zacząłem zbierać się do odejścia. -Zaczekaj. Mogę Ci chyba powiedzieć co nie co- Powiedział Jasper. Jasper dokończ… | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz