środa, 31 lipca 2013

Od Jaspera-cd Saverusa

-Co z nią zrobiłeś-krzyknęła Carmen
-Nic!
-Tylko z tobą się przyjaźniła-krzyczałem-tylko tobie ufała!!! Nie możesz tak poprostu nie wiedzieć gdzie jest. Gadaj!!!

Sev.

Ps: Sorry ze mało

Od Saverusa-cd Belli

,Ehh samice''-pomyślałem i wyruszyłem do watahy.Gdy byłem już w swoim domu było już ciemno.Szykowałem się do snu,i wyszedłem tylko przed dom by zgasić lampkę która wisiała na ścianie.Gdy znów wszedłem do domu,zgasiłem wszystkie świece i położyłemsie na łózku
-Nie ma to jak sen..ahhh,czyli sprawa z Bellą zakończona.-już miałem zamknąć oczy,gdy usłyszałem walenie w drzwi-Oh,dajcie spokój!!!
Wstałem zniesmaczony i otworzyłem drzwi.Stał tam zły Jasper i zmartwiona Carmen.
-Czy możesz mi łaskawie powiedzieć,gdzie jest moja córka?!-zaczął basior.
-A niby ja mam wiedzieć?
-Tak bo z nią flirtujesz!
-Co?!Ja z Nią?To ona na mnie leci.Nie wiem gdzie jest

Jasper?

Od Belli-cd Saverusa

-Po pierwsze to nie moja wataha, a po drugie nie ufam ci. Nie wiem nawet kim jesteś.-mówiłam-Właściwie to jestem ciekawa czy jesteś w wataszie do której należę.
-Czy li coś sobie przypominasz-zarechodał
-Odczep się
-Nie odczepię się
-Radziłabym! Może i nic nie pamiętam, ale kilka mocy już umiem-rozjaśniłam wszystko dookoła. Gdy on przez chwilę nic nie widział ja uciekłam. Lecz wiedziałam że on będzie mnie gonił. Nie wiem czemu się w nim niby kochałam skoro jest dziwny...

Sev???

Od Saverusa-cd Belli

Bella była zbyt tajemnicza,a na dodatek straciła pamięć.Jedynym więc kluczem do wymiaru białych jeleni,był jej towarzysz.Ale czy on mnie posłucha?W końcu miałbym zabić jego braci.Ale za jaką cenę!Mógłbym ożenić się z Bellą!.Ale jak skoro ona nic nie pamięta...Nie musi sobie przypomnieć!A ja muszę wybić te jelenie!
-Hej,Bella jak tam twój jelonek-doskoczyłem do niej
-Zostaw mnie.
-Na serio Bella?
-Tak na serio..Sev pchi.
-Uważaj na słowa!-wyskoczyłem przed nią i zagrodziłem jej drogę.Popatrzyła mi w moje błękitne oczy.
-Zejdź mi z drogi farfoclu-burknęła i poszła przed siebie.
-Far...co?
-To co słyszałeś
-A może chcesz odwiedzić towoją watahę?

<Bella?>

od Incantaso - cd. Wicky; do Hondo

Słońce zniżało się ku horyzontowi, kiedy wróciłam do jaskini po przesłuchaniu Wicky. Byłam wykończona i głodna, więc bez przesadnego entuzjazmu przyglądałam się Hondo jak przygotowywał jedzenie. A że wiedziałam, iż trochę mu to czasu zajmie, postanowiłam wyjść przed jaskinię i wypocząć. Maki na torfowisku falowały jak zawsze; zgodnie, melancholijnie i usypiająco, ciągle kołysząc się w ten sam niezmieniony rytm. Słyszałam gdzieś daleko krzyczące żurawie, a ich klangor niósł się echem po okolicy, przypominając mi dawne, dobre czasy sprzed wojny. Westchnęłam lubieżnie i przeciągnęłam się z rozkoszą . Nagle jednak poczułam ujmujący ból, tak gwałtowny, iż zgięłam się w pół i jęknęłam przeciągle, jak człowiek, który w dość niedelikatny sposób rozpłaszczył się na szybie.
- In? - usłyszałam wołanie Hondo, ale byłam chwilowo zbyt słaba i przerażona, aby odpowiedzieć.
- Co Ci się dzieje? - wybiegł z jaskini z kęsem sarny w paszczy i gdyby nie fakt, że cierpiałam na bóle pewnie bym się zaśmiewała z jego wyglądu. Basior przyklęknął i wypuścił z pyska kawałek sarny, który teraz wydawał mi się wyjątkowo obrzydliwy.
- Co Ci jest? - szepnął.
- Nie wiem - zdołałam wydukać. - Ale żywię podejrzenia...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- A chcesz mieć może dzieci...?

Hondo - czekam na twoją reakcję :)
 

Od Belli-cd Saverusa

-Kim jesteś!!-wrzasnęłam
-Jak to nie poznajesz mnie?-zapytał zdziwiony basior
-Niby czemu?!?!
-To ja Saverus, Sev. Naprawdę nie poznajesz?
-Nie!!!
-To przecież ja wilk w którym się kochasz
-Wątpię-powiedziałam-Niby czemu miałabym się w tobie kochać
-Co się z tobą stało? Jesteś inna
-Jestem normalna  I się z tego bardzo cieszę-powiedziałam i wybiegłam z jaskini daleko od dziwnego basiora, ale niestety on biegł za mną. Myśl, że w dawnym życiu kochałam się w nim nie dawała mi spokoju. Nie rozumiałam z tego nic. Czy ja w ogóle kiedyś odzyskam pamięć-myślałam. Biegłam przed siebie. Basior zbliżał się do mnie. Musiałam przyśpieszyć. Nie wiedziałam czego chce. Wiedziałam jedno. Musiałam go zgubić. Tak podpowiadał mi rozum. Nagle coś sobie przypomniałam. Stanęłam jak wryta. Basior dobiegł do mnie ale ja..przeteleportowałam się. Byłam w dziwnym miejscu.( Było to miejsce o którym przed zanikiem pamięci wiedziała tylko ona i Bloodwen. Tylko ona i białe jelenie miały tam wstęp i w ogóle mogły wejść.) Było tam dziwnie. Tak przyjemni i inaczej niż tam gdzie byłam poprzednio.
-Bello-zawołał ktoś
-Kto to?
-To ja Bloodwen. Cieszę się, że nic ci nie jest!
-Kim ty jesteś?!
-Twoim towarzyszem. Białym Jeleniem, najpiękniejszym i najpotężniejszym stworzeniem na ziemi. Nie licząc oczywiście ciebie i bogów.-zaśmiał się pod koniec
-Dziękuję za pochwałę. Ale co to za miejsce i co ja tu robię
-Ach.. tego się obawiałem. Straciłaś pamięć. Na całe szczęście kilka wspomnień przypomnisz sobie w najbliższych dniach. Chodź szybko za mną.-wyszliśmy na polanę(nadal w tym sekretnym świecie) było tam pełno jeleni takich jak on(właściwie łącznie 10 bo tyle ich tylko istnieje)
-Są piękne
-Dzięki to moje stado. Pilnuje ich i zajmuje się nimi. Tak samo ty
-Ja. Nimi?!?-nie dowierzałam
-Nie tylko. Opiekujesz się też wszystkimi innymi. Jesteś księżniczką światła-nadal nie dowierzałam. 
-Lepiej już idź ale obiecaj, że nikomu o nich nie powiesz
-No dobra obiecuję-powiedziałam. Przeteleportowałam się z powrotem do basiora i zaczęły się pytania gdzie byłam. Ale wiedziałam jedno nie powiem ,u gdzie byłam i co tam było musiałam skłamać.

Sev???

Od Saverusa-cd Belli

Nazajutrz rano ja,i inni śmierciożercy zebraliśmy się w sali balowej na uczcie.Do picia była oczywiście krew i kilka innych trunków.A do jedzenia?Mięso.Czyje?Ludzkie,wilcze i cielęce.Dla mnie oczywiście prze pyszne,ale nie każdemu leci slinka na widok krwi i wnętrzności.Siedziałem u boku Saurona.Zamartwiałem się trochę o Bellę,czy ona jeszcze żyje?
-Twoje myśli są denerwujące-syknął Sauron.
-Przepraszam panie.
-Wiesz..ten plan z watahami to nawet niezły plan.
-Co?
-Te całe..
-Dzikie kundle?
-Nie przerywaj mi!Chodzi o to że mają kontakt z patronusami.Te przeklęte stwory niszczą mrok i ciemność.Zabij je wszystkie !
-Wszystkie?
-Wszystkie,tak byśmy mogli pożywić się ich krwią!-krzyknął a śmierciożercy zaczęli wiwatować
-Taaak.Ale to przecież białe jelenie
-No właśnie.Oddaję ci moc zamiany w wilka mój wierny uczniu!-błękitna kula znów we mnie wniknęła
-Dziękuję panie-ukłoniłem się i wskoczyłem na stół,przewracając kielichy z krwią-Obiecuję wam bracia i siostry!Nikt z tych białych kóz ni przeżyje!-trochę mnie poniosło.Zmieniłem się w kruka i wyleciałem przez okno.Chciałem znaleźć Bellę.Ona ma kontakt z białymi jeleniami.Wyczułem jej świetlistą duszę w jakiejś jaskini.Wylądowałem tam i zmieniłem się w wilka.Weszłem do jaskini.
-Stać kto idzie!?-krzyknęła jakaś wadera.Siła mroku uniosła ją do góry i rzuciła o ścianę.
-Witaj Bello wróciłem-syknąłem.

<Bella?>



wtorek, 30 lipca 2013

Od Belli-cd Saverusa

Leżałam gdzieś. Nie wiedziałam gdzie jestem. Wszystko wydawało się nieznajome. Byłam chyba w jaskini. Nie wiedziałam czy to na pewno jaskinia. Nagle ktoś podszedł do mnie i zaczął mówić:
-Dobrze że nic ci nie jest
-Kim jesteś?!?
-Nie poznajesz???
-Jakoś nie
-To ja!
-Czyli kto?-spytałam
-Kate. Nie pamiętasz? Z trudem cię poznałam
-Niby czemu?A poza tym nie znam nikogo takiego jak ty.
-Twoja sierść jest inna
-Naprawdę?-nie dowierzałam-To ona nie była taka odkąd się urodziłam?
-Nie. Sama spójrz w lustro-powiedziała wadera. Podeszłam do lustra wiszącego na ścianie jaskini i zobaczyłam swoje odbicie

-Jestem łowczynią?-spytałam
-Skąd taka myśl?
-Mam łuk
-Nie. Nie jesteś łowczynią. Jesteś księżniczką światła. Nie pamiętasz?-spytała
-Nie. A tak właściwie to jak się nazywam?-zadawałam kolejne pytania
-Bella. Źle z tobą. Pamiętasz coś?
-Niezbyt.
-To pójdź się przejść. Może będzie ci lepiej-powiedziała a ja poszłam




Saverus dokończ. Jak widzisz niezbyt dobrze u mnie

Od Saverusa-cd Belli


Wyrwałem się ze szponów dementorów i podbiegłem do Belli.Nagle posągktóry tak naprawdę był Sauronem,zaczął się kruszyć.Gdy wszystkie jego kawałki były na podłodze,złączył się ponownie.Podszedł do umierającej Belli i postawił na niej nogę,coraz mocniej dociskając do ziemi.
-Nędzna księżniczka.Myślała że przezwycięży ciemność-syczał
-Zostaw ją.-mruknąłem.
-Severusie nie poznaję cie.-zostawił Bellę w spokoju i zwrócił się do mnie-Co się stało z tym dawnym Księciem pół krwi?
-Odszedł.
-Widzę że ta cała wataha cię popsuła-zamachnął się na mnie
-Na to wygląda.
-Jaaa..ja,przywracam ci życie a ty wysyłasz na mnie to wściekłe zwierze?!Gdyby nie ja zciąż leżałbyś w grobie!
-A przypominasz sobie kto mnie zabił?
-Te nędzne dzikie kundle...Pozbawiły mnie najlepszego ucznia!Niee,nie zostawię tak tego-dotknął szponami mojej klatki piersiowej i wyjął z tamtąd błękitną kulę.-Odbieram ci zdolność zamiany w wilka.Na zawsze!A teraz..dobij ją!
-Co?
-Teraz!Nie chcę mieć w zamku jej truchła!
-Asai Menerow-wymamrotałem.Tak naprawdę było to zaklęcie teleportujące do watahy.Ja zostałem już w zamku.Chyba na zawsze.Żeby trochę ochłonąć poszedłem do mrocznego ogrodu.Usiadłem na murku i schowałem twarz w rękach.Nagle poczułem dotyk na plecach
-Boli?
-Co boli?-dopytałem
-Strata ukochanej.Żeden śmierciożerca nie wie nic o miłości.
-Źle trafiłaś.Ja nikogo nie kocham-odsłoniłem twarz i zobaczyłem Sam.Moją znajomą
-No a Księżniczkę światła?
-Bellę?
-Tak,boimy się jej.Kochasz ją?
-Nie wiem.Niestety ona mnie tak.Boję się że może umrzeć
-Nie zamartwiaj się Sevy.Jesteś pupilkiem Saurona.Przecież on traktuję cię jak syna.
-Ojciec nie robi synowi czegoś takiego-pokazałem jej moją bliznę.
-Oj,przestań już-oparła mi głowę o ramię


<Beela,a co u ciebie?>

od Wicky - cd. Incantaso; do Incantaso

Gdy skończyłam opowiadać, zapadła grobowa cisza. Nieznajoma przyglądała mi się z podejrzanym zaciekawieniem. Było po niej widać, że wciąż nie jest pewna czy mnie przyjąć.
-Proszę, przedstawisz mnie parze alfa? - spytałam błagalnie, lecz ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się we mnie znikomym wzrokiem. Po dłuższej chwili ciszy odezwał się jej partner.
-Według mnie ona mówi prawdę. - powiedział do partnerki.
Pokiwała głową, a później mruknęła:
-Tak, też mi się tak wydaje..
-Więc? - spytałam, z rozjaśnionymi oczami. - Przyjmiecie mnie?
-Chyba..chyba tak. - roześmiał się basior. -Co o tym sądzisz Inca? - zwrócił się do niej.
-Masz rację, Hondo. - odparła. - Masz całkowitą rację.
-No, to co my tu jeszcze robimy? - spytał zniecierpliwiony.
-Jak to, co? -
-No, chodźmy już stąd. - roześmiał się. - Incantaso, co z tobą?
-Ach, no tak. Zamyśliłam się. - odparła.
-Gdzie idziemy ? spytałam wesoło. - Do pary alfa?
-Tak.. do nich.
-Mogę o coś spytać? - odezwałam się kiedy weszliśmy na piękną sawannę.
-Proszę. - odparła.
-Jak masz na imię?
Jej partner się roześmiał:
-Jeszcze jej nie powiedziałaś, Incantaso? - spytał ze śmiechem.
-No, jakoś tak wyszło. - powiedziała zmieszana. - To już wiesz; Incantaso.
-Ładnie.. - stwierdziłam. - A ty? - skierowałam się do jej partnera.
-Hondo. - odpowiedziała za niego In.
-Też ładnie..- stwierdziłam ponownie.
Hondo i Inca roześmiali się.
Reszta spaceru minęła w ciszy. Chwila wystarczyła, żeby Incantaso i Hondo zyskali do mnie większe zaufanie.
-No, dotarliśmy w okolice Dzikiego Lasu. - orzekła triumfalnie In.- Teraz tylko trzeba znaleźć Carmen, albo Jaspera.

-To alfy? - spytałam.
-Tak.
Nie trzeba było daleko szukać; Carmen siedziała pod pewnym drzewem z kilkoma innymi waderami.
-O, Incantaso! - zawołała. - I Hondo !
-Witaj Carmen. - uśmiechnęła się Incantaso.
-A to kto? - zmarszczyła brwi Carmen.
-No, właśnie.. - My w tej sprawie. - powiedział Hondo.
-Tak? - spytała.
Inca usiadła tylko, koło Carmen i zaczęła tłumaczyć, jak to mnie spotkała.

(Incantaso- co ty na to)

Od Belli-cd Saverusa

Gdy podążałam z Bloodwenem przez krainę cieni poczułam ból. Jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.
-Wszystko w porządku?!?-spytał Bloodwen
-Tak, tylko jest mi trochę słabo, ale to nie czas na pogaduchy-ruszyłam dalej.-nie mam zamiaru stać w miejscu, chociaż wiem że stanie się coś złego to muszę się poświęcić. -nie czekałam ani chwili dłużej. Ruszyłam przed siebie. Nie wiem co się stało,ale chwilę potem zapadła ciemność. Poczułam ukucie,a potem nie ustępliwy ból.
-No,no,no. Kogo my tu mamy-powiedział tajemniczy głos(nie wiedziałam kto to bo moje oczy nic nie widziały, byłam przykuta w jakieś łańcuchy)
--Kim jesteś?!?
-Przybyłaś tu a nie wiesz kim jestem-zaśmiał się arogancko
-A więc to ty...
-W końcu się domyśliłaś Bello. A może raczej Arlietta Flora-Bella?
-Skąd znasz moje prawdziwe imię!!
-Nie musisz wiedzieć!Jesteś nikim!!! Nie lubię takich jak ty!!!
-Chyba się pomyliłeś-odzyskałam wzrok- Nie wiesz kim jestem. Jestem Księżniczką Światła !!!-moje łańcuchy się rozpadły- Byłam trenowana przez całe życie do tej chwili, chwili w której cię zabiję. Moje imię zostało mi nadane przy koronacji i tego nie zmienisz!!
-Nie lubię takich pyskatych jak ty-powiedział i rzucił mną o ścianę jakąś magiczną siłą.
-Jeśli myślisz, że to mnie powstrzyma to jesteś w błędzie-powiedziałam, a on tą samą magiczną siła przyciskał mnie do ściany jego mrocznej kryjówki coraz bardziej i bardziej. Nie wydawałam żadnego jęku aby nie poczuł, że przegrywam. Podszedł do mnie i swoimi wielkimi pazurami uderzył. Poczułam ból. Ogromny ból. Lecz wyrwałam się z siły, którą trzymał mnie przy ścianie
-Nie lubię takich jak ty!!-wrzeszczał-Ale nie zabiję cię od razu. Najpierw zobaczysz jak twój kolega ginie-zaśmiał się. Wtem do komnaty został wprowadzony Sevi.
-Nie!!-krzyknęłam ze łzami w oczach
-Jednak nie jesteś taka silna-znowu powiedział Sauron ze złowieszczym śmiechem. Podszedł do Saverusa i.. zamachnął się żeby go uderzyć
-Zabij mnie!-wrzasnęłam-jego zostaw w spokoju
-Skoro chcesz,ale go może i tak zabiję, w końcu on też jest stworzeniem ciemności.
-Nie jest! W każdym drzemie iskra światła-mówiłam podczas gdy od panował nad mocą, która zabijała mnie od środka.-On nie jest całkowicie oddany twojej władzy! Jest też dobry i uczciwy. Jest wierny i przyjacielski! Nie możesz zabić go całego tak samo mnie, ani nikogo innego bo w każdym jest mała iskierka światła-mówiłam,a on pomału stawał się kamieniem.-Światło jest wieczne! Ciemność krótka! Tej małej iskry nigdy nie zabijesz! Ona jest w nas!!! W naszym sercu-gdy skończyłam mówić on był już posągiem i został pokonany. Ja upadłam. Byłam na pół martwa. Odchodziłam z tego światła i tylko miłość mogłaby uzdrowić światło. Umierałam.....

Saverus chyba sam wrócisz do watahy :'(

od Amaranth do Carmen

Jak tylko dołączyłam postanowiłam pozwiedzać. Najpierw postanowiłam zobaczyć Wiosenną łąkę. Była piękna i pełna kwiatów. Jednak ja nie przepadam za kwiatami... Poszłam więc do lasu. Już z daleka słyszałam hałasy. Było dziś upalnie więc pewnie większość wilków siedzi w cieniu. Podeszłam bliżej żeby się przyjrzeć członkom. Widziałam tam Carmen. Ma piękny, puszysty, długi ogon co bardzo mi się podoba. Koło niej siedziała jakaś młodziutka wilczyca. Pewnie jej córka, bo bardzo podobna. Siedziało tam jeszcze kilka samic. Z drugiej strony siedziały samce. Kilka rozmawiało a jeszcze inni śmieli się. W pewnej chwili usłyszałam głos Carmen.
- Amaranth choć do nas poznasz watahę - z radością podeszła do mnie i poprowadziła mnie koło miejsca gdzie wcześniej siedziała, usiadła i zaczęła po kolei przedstawiać mi członków watahy.

< Carmen ?>

Przysyłanie postów

Od tej pory każda osoba, zamieszczająca posty będzie miała przydzieloną do siebie grupę. Każdy z grupy ma wysyłać opowiadania wyłącznie do osoby, do której został przydzielony.

Kto do kogo wysyła posty?
  1. do koniara5842 (Carmen) - SimiXD, mrunia, Silmarilion, Amaranth, Makolągwa436, Acheron
  2. do Maja666666 (Jasper) - Tygrysica, Chloe_xD, Paulinka17, Filamissa, linka333, *Izabelka*
  3. do Igas (Incantaso) - piamonkey, Rainbow, Wikusia112, Sikorka36
Proszę o wysyłanie postów do wyznaczonych sobie osób i nie przesyłania ich do wszystkich. Jeśli wasz post zostanie zamieszczony z opóźnieniem, spokojnie. Nie siedzimy cały dzień na howrse.  Jeśli ktoś chciałby zmienić swój przydział, ma czas do piątku.

//Carmen ;)

Powitajmy nowego wilka!


Imię: Amaranth
Płeć: Samica
Wiek: 4 lata
Cechy: Odważna, miła, zabawna, towarzyska, sprytna, rozsądna, agresywna i bezlitosna jak trzeba.
Stanowisko: Morderczyni
Specjalizacja: Mordowanie, Przywoływanie zmarłych i Wskrzeszanie.
Żywioł: Ogień, Śmierć, Cień
Moce: Czytanie w myślach, zamienianie się w cień i kobietę, sprawianie bólu za jednym spojrzeniem, przewiduje przyszłość, wskrzeszanie, rozmawianie ze zmarłymi, manipulacja, odporność na inne moce.
Patron: Bóg Ognia Fire
Partner: Szuka
Rodzina: Pamięta tylko Ojca.
Co lubi: Rozmawiać ze zmarłymi, chodzić w samotności po niebezpiecznych miejscach, biegać z końmi.
Czego nie lubi: Chamskich wilków, chamstwo = chamstwo.
Przyjaciele: --
Wrogowie: --
Historia: Urodziłam się w niewoli. Moja matka została zastrzelona, na futro. Byłam bardzo wychudzona więc z łatwością przecisnęłam się przez kraty. Po drugiej stronie obozowiska stał mój Ojciec. Lekko schowany w krzakach był niewidoczny dla ludzi. Złapał mnie z futro i zaczął uciekać wraz ze mną. Niestety usłyszałam strzał, a mój ojciec już leżał i krzyczał żebym uciekała. Byłam szczeniakiem więc daleko nie zaszłam więc schowałam się w krzakach. Znalazła mnie po kilku dniach wilczyca, która wykarmiła mnie i wychowała. Potem zaczęłam szukać watahy. I oto znalazłam.
Właściciel: CocoChanel91
 

od Incantaso - cd. Wicky; do Wicky

- No więc dobrze - rzekłam - Co tu robisz i dokąd zmierzasz?
- Musiałam uciec - odparła - Aż dotarłam tu. Ponoć - jak już mówiłam - są tu watahy, wrogie Mrocznym.
- Zgadza się - mruknęłam - Ale na jakiej niby podstawie mam Ci ufać? Czemu bym miała Cię nie zabić?
Wadera poruszyła się niespokojnie i powiedziała:
- Musisz mi zaufać!
- Nie, nic nie muszę! - warknęłam. - Ale możesz ze mną iść.
- Naprawdę? - ucieszyła się nieznajoma i uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, chodź za mną.
Podążyłyśmy powoli ku mojej jaskini. Na początku chciałam nakarmić Wicky, bo opadała z sił. Zastałyśmy tam akurat Hondo, który zmarszczył tylko czoło, przywitał się ze mną i wyszedł z jamy.
- Kto to? - zapytała nieufnie Wicky.
- Mój partner - odparłam dumnie i z godnością uniosłam głowę do góry. Przygotowałam jedzenie dla Wicky i sama zjadłam nieco.
- Teraz opowiadaj - zwróciłam się do niej. I Wicky zaczęła swoją historię.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Od Severusa-cd Belli

Ruszyłem w stronę mojej chatki.Szkoda mi Belli no ale co ja mogę zrobić?Zapadał już zmrok,nagle usłyszałem głos kobiety
-Asantix Samarrow!
A potem tylko palący ból na plecach.Upadłem nieprzytomny na ziemię.Obudziłem się na kamiennym tronie pod postacią człowieka.Ta sama blada skóra,te same czarne włosy do ramion..Nagle zobaczyłem co jest nie tak.Moje ręce,nogi i szyja były przypięte do tronu stalowymi kajdanami.Starałem się uwolnić ale nadaremno.Nagle z ciemności wyszła na czarno ubrana kobieta.
-Witaj Severusie-podrapała mnie pod brodą.
-Beatrix wypuść mnie
-Oh,nie mogę mój wilczku-usiadła mi na kolanach i zaczęła smyrać mnie palcem po piersi.-Sauron chciał cię widzieć,a wiesz...ja tylko wykonuje rozkazy mego pana.
-Zejdź ze mnie.
-Yymm,zadziorny,mrrrr.
-Mówię na poważnie.
-Oh,ty mój wielki czarnoksiężniku.
-Beeatrix zejdź z niego.-usłyszałem syczący głos w końcu pokoju.
-Tak jest panie-pośpiesznie ze mnie zeszła i padła na kolana
Podoba ci się mój zamek.Ssseverusie?-Sauron syknął mi w twarz.-Dementorzy powiedzieli mi że zbliża się tu jakieś zwierze.Chyba twoja koleżanka coo?Wiesssz co robimy z niechcianymi gośćmi?
Do komnaty wszedł śmierciożerca z białym małym jelonkiem na łańcuchu.Maleństwo bardzo się bało i wierzgało.Sauron wziął różdżkę i wypowiedział zaklęcie,,Avada Kedavra!''.Sarniątko zmarło w pierwszej chwili.
-Widzisz?To ssamo może stać się z tobą Snape.-podstwaił mi różdżkę pod gardło.Wiesz jak nie znoszę ludzi którzy nie przestrzegają moich zasad-zaczął razić mnie prądem.-Każdy taki człowiek jest brutalnie karany!-tym razem podciągrął rękaw i pokazał długie pazóry.Przejechał mi nimi po oku.Zaczęła płynąć mi krew.Cała moja twarz była we trwi a ja tylko powstrzymywałem krzyk.
-Ja cię umyję Sevy.-Beatrix wzięła ścierkę i owinęła mi ją wokół głowy zasłaniając oczy.
-Jeśli jeszcze raz nie będziesz mnie słuchał.Zabije cię!-zaśmiał się i zaczął zadawać mi wewnętrzny ból.Tego już nie wytrzymałem i zacząłem się drzeć.Czułem jak ktoś wypala mi wnętrzności.-Saaa już wystarczy.-pogłaskał mnie po głowie.Przestałem czuć zimnął zamkową posadzkę.Zamiast tego poczułem trawę i powiew wiatru.Potem już..zupełnie nic.Usłyszałem w mojej głowie echo.
-Jo Sev..Sev.Seeev,ok?.
Przebudziłem się byłem w moim łóżku już jako wilk.Wciąż bolało mnie oko i miałem tam bliznę.Otworzyłem oczy i zobaczyłem nademną Hondo i Delgado.Chciałem wstać,ale Delgado docisnął mnie do łoża.
-Jesteś zbyt słaby Severusie.Zostań tu.-powiedział Delgado.
-Ale Bella..ona idzie do Saurona-wyksztusiłem.
-Bredzi,ja go przypilnuję-Delgado zwrócił się do Hondo.
-Spadaj cieciu,ja go pilnuję-warknął Hondo.
Nie słyszałem dalszej kłótni do zasnąłem

<Bella?>

niedziela, 28 lipca 2013

Od Belli-cd Saverusa do Saverusa

-Idź sobie-powiedziałam sama do siebie. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić. Odwróciłam się i poszłam przed siebie. Zaczęłam biec tak aby nikt mnie nie widział. Pobiegłam do tajemniczego miejsca o którym wiedziałam tylko ja i Bloodwen. 

Wiedziałam że Severus się mi sprzeciwy więc o niczym mu nie powiedziałam.
-Czy na pewno chcesz to zrobić?-spytał Blood
-Tak, jeśli on jest winien temu zamieszaniu to go zabije
-Wiesz co ci grozi!
-Tak, ale nie zostawię tego w spokoju. Nie byłam szkolona na daremnie. Pokonam go. Nie będę patrzeć na wszystko z dołu. Pozbędę się go. Wiem gdzie jest. Idziesz ze mną?
-Jeśli muszę..
-Nie musisz nie każę ci
-Ale pójdę.
-Wiedziałam! Ty jesteś moim przyjacielem, któremu mogę powiedzieć wszystko i zawsze mi pomoże.-powiedziałam
-Ale wiesz że..-nie dałam mu dokończyć
-Wiem, wiem mogę zginąć. Ale pokonam go !
-Idziemy?
--Owszem-powiedziałam i wytworzyłam portal na ciemną krainę. Wyruszyłam by pokonać Saurona..


Sev co teraz zrobisz???

Od Wicky- do Incantaso.

Tak jak wspominałam, wychowywała mnie siostra. Miała na imię Scarlett i w chwili gdy się urodziłam, miała 3 lata. Moi rodzice zginęli kiedy miałam dwa lata. Ojciec ruszył na walki jako pierwszy. Gdy słuch o nim zaginął, matka ruszyła na poszukiwania. I też zginęła. Scarlett uczyła mnie walczyć- umiała to robić nieźle, bo po miesiącu nauki zabiłam pewnego lwa z Mrocznej Watahy. Od urodzenia uczono mnie, by się z nimi nie zadawać. Broń boże, przyjaźnić.
Byłam więc uczona w całkiem inteligentnej rodzinie. Po ojcu miałam odwagę i nie płakałam gdy dowiedziałam się o jego śmierci. Rosłam szybko i wkrótce moja siostra, musiała mnie opuścić. Poznała pewnego lwa, miał na imię Jessy. Zaprzyjaźnili się całkiem mocno.. później się zakochali. Jedynym problemem było to, że po jednym starciu z Mroczną Watahą, gonili go po całym kraju. Dlatego też, gdy zakochał się w mojej siostrze, nie chcąc jej opuścić, powiedział, że i ona musi uciekać. Ja biegłam po wskazanym przez siostrę kierunku. Mówiła, że są tam wrogie Mrocznej Watasze, watahy.
Przez parę ciężkich dni biegłam nie rozglądając się za siebie. Piątego dnia padłam bez tchu zmęczona biegiem pogrążoną w upale pustyni. Leżałam w cieniu resztę dnia. Później doczołgałam się do wodopoju i piłam. Zasnęłam na brzegu głębokim, ciężkim snem. Wyrwał mnie z niego dopiero jakiś hałas niedaleko mnie. Otworzyłam oczy. Nade mną stała wilczyca o stalowoszarym futrze ogromnych pięknych skrzydłach. Jej lazurowe oczy lśniły, gdy wbijała we mnie swe pazury.
-Ej, w porządku. - wydyszałam, ledwo chwytając oddech.
-Kim jesteś? - spytała wciąż wbijając pazury, lecz słabiej.
-Mam na imię Wicky. Szukam jakiejś watahy z dala od Mrocznej.
-O, dobrze trafiłaś, Wicky. - przestała wbijać pazury i odwróciła wzrok.
-Naprawdę? Należysz do takiej? - spytałam zaciekawiona podnosząc się.
-Tak. - dumnie odparła wadera strząsając z siebie płaty śniegu.
-Yhm. Zabierzesz mnie tam? - spytałam.
-Pewnie. Ale najpierw muszę więcej o Tobie wiedzieć. - odparła uśmiechając się.

Incantaso?

sobota, 27 lipca 2013

Powrót

Witam. Wróciłam wczoraj z wakacji i już do końca sierpnia siedzę w domu. Dlatego spokojnie możecie przysyłać do mnie posty itp. Proponuję także wznowić pisanie powieści. ;)
//Carmen

piątek, 26 lipca 2013

Już Jestem

Już jestem. Przepraszam, że nie było mnie tak długo ale naprawa komputera się przedłużyła. Ale już jestem i mam zamiar być tu przez resztę wakacji. Proszę wysyłać do mnie posty

//Maja666666 (Jasper)

czwartek, 25 lipca 2013

Powitajmy nowego wilka!


Imię: Wicky 
Płeć: samica
Wiek: 4 lata 2 m.
Cechy: oschła, niemiła,
Stanowisko: wypatrująca
Specjalizacja: Dobry wzrok i słuch, czujność, wiele wygranych walk. Zręczne i szybkie zabijanie.
Żywioł: Woda, ogień, ciemność, powietrze.
Moce: komunikowanie się ze zmarłymi, kierowanie wiatrem, rozpalanie ognia jednym chuchnięciem.
Patron: Bóg Ognia Fire.
Partner: tymczasowy brak.
Rodzina: zginęła w czasie walk z Mroczną Watahą.
Co lubi: ciszę, spokój, bezludzia, głusze.
Czego nie lubi: wrzasków, małych wilczków przeszkadzających jej w rozmyślaniach.
Przyjaciele: Incantaso.
Wrogowie: Mroczna Wataha, ludzie.
Historia: Do samodzielności wychowywała ją siostra. Gdy tylko mogła ruszyła przed siebie- nie obrała szczególnie kierunków. Wreszcie po wielu, wielu dniach, dotarła do watahy zwanej "Watahą Zaklętego Źródła".
Towarzysz : gołąb
Właściciel: Wikusia112

niedziela, 7 lipca 2013

od Incantaso -cd. Hondo

- Jak tam chcesz - mruknęłam tylko obrażona i wstałam z koi. Podbiegłam do półek i wyjęłam z tamtąd księgę opatrzoną tytułem: "Zmory świata codziennego", po czym zaczęłam ją wertować. Zatrzymałam się dopiero na setnej stronie.
- Tutaj - szepnęłam - Ten demon nie tylko może spowodować samozapłon, ale żywi się głównie duszami; zarówno ludzkimi, bo te najlepiej zaspokajają jego pragnienie, ale i większych zwierząt. Magicznych zwierząt - poinformowałam basiora.
- I co by to nam miało dać? - spytał mrużąc oczy.
- To, że musimy ostrzec watahę, aby tam nie błąkała się - przerwałam Hondo, bo już pewnie chciał zaprotestować.
- A jeśli nie chcesz nigdzie iść to nie moja sprawa! - warknęłam i zamknęłam oczy. Mój partner chciał widocznie coś jeszcze powiedzieć, ale otworzyłam oko i powiedziałam:
- Przymknij się - po czym oczyściłam umysł. Skupiłam się i wysłałam duszę ku jaskini Carmen i Jaspera.
-Carmen? - spytałam myślami.
- Tak? - usłyszałam jej głos w swej głowie.
- Możemy chwilkę porozmawiać?
- Jeśli to pilne... - westchnęła Carmen.
- Pilne i to nawet bardzo!
- Mianowicie w Puszczy Cienie żyje mistyczne stworzenie. Demon dokładnie mówiąc. Żywi się duszami ludzi i większych zwierząt, które wysysa z ciał ich właścicieli poprzez wsączenie jadu do krwi.
- O czym ty mówisz? - spytała zaaferowana Carmen.
- Byłam wczoraj w Puszczy Cieni, gdyż śledziłam pewną szamankę. Szamankę Mrocznych... - i opowiedziałam jej wszystko - Nie możesz pozwolić wilkom na chodzenie tam. Ja sama o mało nie przypłaciłam tego życiem... - zakończyłam.
- To wszystko?
- Tak... - chciałam już odpowiedzieć, kiedy przypomniałam sobie stado diabolicznych, czarnych wilków. Przecież one były bliźniaczo podobne do Black Demona! - Nie... widziałam jeszcze wraz z Hondo pewne wilki, które były podobne do Black'a - skróciłam jego nazwę - ale nie zrobiły mi nic złego. Jakkolwiek jest, powinnam ci była powiedzieć wcześniej - westchnęłam.
- Nie cofniemy czasu - powiedziała tylko Carmen i zakończyła połączenie.

Hondo stał koło mnie i patrzył na mnie z troskliwością. Odwzajemniłam to spojrzenie. W moim życiu było tyle wilków, które wydawały się być właściwymi. Murdock, Kogotha, nawet Caro... ale nie. To Hondo okazał serce...
- No to cóż... żyjemy - mruknęłam do wilka. Chciałam wejść na leże, ale nagle zabiło mi szybciej serce... podbiegłam do wilka i go przytuliłam.
- Dzięki... - szepnęłam - Uratowałeś mnie...

od Hondo -cd. Incantaso; do Incantaso

-Przepraszam cię In-powiedziałem starając się być poważny-Mnie też denerwuje jak ktoś jest zbyt troskliwy,ale po prostu jesteś najblirzszą mi osobą i za nic nie chcę cię stracić.Może przesadzam.
-Troszeczkę-Incantaso uśmiechnęła się.
-Rano coś upoluję.I obiecuje że przestanę cię traktować jak umierającą.
-To dobrze.Śpijmy-ziewnęła
Uwinąłem się przy niej w kłębek i po chwili zasnąłem.Rano zgodnie z obietnicą wybrałem się na polowanie.Z pomocą Caro,Saj'jo i Sary upolowaliśmy dużego jelenia.Każdy z nas wziął część mięsa.Chciałem zrobić Incantaso niespodziankę i postanowiłem trochę przyrządzić kawał sarniny.Przyrządzić,czyli trochę pod smażyć moim ogniem.Pachniała wspaniale.Takie mięso zaniosłem do jaskini.Incantaso spała więc położyłem delikatnie mięso na ziemi i usiadłem zdyszany.Po chwili zobachyłem jak Incantaso wstaje z koi
-Mmm..co to za zapach?-powiedziała.
-Widzę że lepiej się czujesz.
-Trochę.-samica uśmiechnęła się i dosiadła się do mnie.Popatrzyliśmy nasiebie porozumiewawczo i zaczęliśmy jeść.Mięso było moim zdaniem bardzo dobre.In chyba też smakowało.Chyba wadera na prawdę lepiej się poczuła,bo w końcu wrócił jej apetyt.Po skończonym posiłku otarłem pysk łapą
-Idziesz teraz odpocząć?-spytałem i zabrałem się za oblizywanie kości.
-No..kiedy powiemy o tym Jasperowi?
-No i niby co zrobi taki Jasper?-rzuciłem jedną kość za siebie,a Vitani zręcznie ją złapała i zaczęła gryść
-No przecież może go pokonać.Black Demona.
-O to chodzi że nie.To takie coś jak śmierciożerca,albo cień.
-A ty niby skąd wiesz.?
-Byłem w chacie Severusa po eliksiry.Niestety go nie zastałem,ale zobaczyłem że na stole leży mała puszka.Bez namysłu ją otworzyłem i zobaczyłem tam gałki oczne!Z odrazą cofnąłem się do tyłu i dowaliłem tyłkiem o regał z książkami.Zatrząsł się i spadła mi na głowę cięzka,czarna księga z jakąś dziwnął gwiazdą na okładce.Pozwoliłem sobie trochę poczytać,i dowiedziałem się że to co nazywamy Black Demon,to naprawdę demon!Tyle że zamieszkuje mroczne lasy i boi się światła,jest ogromny,czarny i nie ma skóry na pysku co pokazuje jego wnętrzności,to chyba się zgadza nie?
-No tak.Czyli sugerujesz że jesteśmy bezpieczni?-podniosła brew.
-Tu tak,ale w Puszczy Cieni nie,bo tam bydle żeruje.
-To dobrze.Może jednak lepiej powiedzieć?
-Nieee..Ale In to nie wszystko!Podobno w jego zębach i pazurach jest jad,który powoduje wrzenie krwi.Po dwuch dniach byś dosłownie eksplodowała!Dobrze że mieliśmy gościa od czarnej magii-zaśmiałem się

Incantaso?Zakończysz już tą serię?

od Incantaso -cd. Hondo; do Hondo

- Jak nowo narodzona - uśmiechnęłam się słabo. W rzeczywistości byłam jednak wycieńczona i czułam się strasznie słabo.
- Musimy iść natychmiast do Carmen - powiedziałam, kiedy Delgado, Sev i Kate Lily oddalili się już.
- Nie masz siły, ten jad o mało cię nie zabił! - krzyknął Hondo nieco głośniej niż chciał.
- Wiem i właśnie dlatego musimy iść! Nie rozumiesz? Black demon jest morderczy i gdybyś ty się nie pojawił byłabym teraz... martwa. Nie możemy narażać innych! - błagałam.
- In... Ja wiem, ale teraz to >>ty<< jesteś najważniejsza. Wszystko inne mi wisi! - Hondo wyglądał na zrozpaczonego. Zadrżałam na całym ciele i łzy zaczęły ciec mi po policzkach. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam...
-Ale... - próbowałam przemówić basiorowi do rozsądku - Przecież wiesz, że jeśli ktokolwiek natknie się na tego stwora...
- Nie myślmy o tym teraz - przerwał mi wilczur - Proszę.
- Dobrze - przełknęłam łzy. I teleportowaliśmy się do jaskini. Dopiero teraz zobaczyłam jak Hondo ją ładnie urządził. Ustawił nowe kwiaty i zrobił mi takie wygodne gniazdko. Uśmiechnęłam się.
- Incantaso, co... robił Severus? - spytał nagle basior. Pobladłam. Poczułam jak wspomnienia wracają całą mocą.
- Nie mówmy o tym. Pomógł mi. Tyle. Żyję i jest wszystko ok. A teraz chyba się prześpię... - i zasnęłam. Śniły mi się jednak straszne sny. Czarna magia Saverusa, błyski i ból... Obudziłam się nagle w nocy. Hondo spał, Vitani też, ale zobaczyłam, że koło mojego leża w świetle księżyca lśni srebrzysty kwiat jedno-nocnej konwalii. Kwiecie, które wyrasta w jedną jedyną noc roku... Po chwili zobaczyłam, że obok siedzi Alurien.
- Och, Al - szepnęłam.
- Jak się... hmm... czujesz? - zapytał ostrożnie białozór.
- Nie zachowuj się jakbym już była martwa lub konająca. Lepiej mi było z twoim poczuciem humoru - jęknęłam z żalem.
- Wybacz... - mruknął ptak.
- Nie mów mi, że się martwiłeś- spojrzałam nagle spiorunowana na ptaka, który wpatrywał się tępo w ziemię.
- No, hmm... trochę - mruknął posępnie ptak.
- No nie spodziewałam się tego po tobie - uśmiechnęłam się, a ptak to odwzajemnił...
-Co się dzieje? - spytał nagle zaspany Hondo, który niespodziewanie podniósł głowę.
- Nic - mruknęłam - Wszystko dobrze.
- Jak się czujesz? - spytał nagle basior.
- No ludzie! Wilki i ptaki znaczy... - odchrząknęłam - Jestem żywa, nie musicie się tak martwić!
Hondo i Alurien spojrzeli tylko po sobie i parsknęli śmiechem, jak starzy dobrzy bracia. A ja nic z tego nie rozumiałam...

Hondo?

od Hondo -cd. Incantaso; do Incantaso

Martwiłem się o Incantaso.Nie wiedzieć czemu zaufałem młodej lekarce.Po powrocie do jaskini zacząłem przygotowywać posłanie dla mojej towarzyszki.Zbudowałem je z gałązek,suchej trawy,piór i śerści tak że bardziej przypominało gniazdko niż posłanie.Po skończonej pracy wyjżałem z jaskini.Słońce zachodziło,i postanowiłem odwiedzić In.Gdy jużmiałem wyjść z jaskini Vitani złapała mnie za ogon.
-A ty gdzie idziesz?-wypluła go i starała się zdjąć resztki śerści z pyska.
-Nie twoja sprawa,masz gdzie spać,to śpij.
-Nie mam ochoty,a poza tym idę z tobą!Ej!-nie dokończyła bo złapałem ją za skórę na karku,i położyłem na posłaniu.-Ok,ok zostanę i będę pilnować jaskini.-uśmiechnęła się drapieżnie i przyjęła pozycję do walki.
-Tylko nie pocharataj zbytnio tego napastnika,ok?-parsknąłem.
-Ha ha,bardzo śmieszne.Idź już sobie
-Jak chcesz.
Popędziłem do jaskini lekarzy,by zobaczyć się z moją partnerką.Oczywiście w progu stał Delgado.Zagrodził mi drogę,i warknął.
-A ty tu czego?
-Idę do Kate Lily żeby zobaczyć się z In,więc jeśli nie chcesz znów oberwać to zejdź mi z drogi.
-Daj spokój jesteśmy przyjaciółmi,nie?Poza tym Kate skończyła już zmianę teraz ja zajmuję się Incą,i nie możesz wejść.
-Niby czemu?
-To coś co ją ugryzło wstrzyknęło jej truciznę do krwi,i reraz Severus odprawia tam jakąś czarną magię.
-J-J-Jak to i to ma niby jej pomóc?
-Podobno odprowadza truciznę z ciała.
-Będzie żyć???
-Myślę że Sev zrobi co w jego mocy a wiesz jaką ma moc.
-Wiem,ale i tak się martwię.Dzisiaj śpię tu,przy wyjściu do jaskini
-Jak chcesz.
Położyłem się na miękkiej trawie.Przez chwilę jeszcze patrzyłem w głąb ciemnej jaskini z której co chwila się błyskało.Wkrótce zasnałem.Rano obudziło mnie wycie Severusa.Wstałem i popatrzyłem na niego jak na wariata.Dał mi znak głową że mogę wejść do jaskini.Gdy już się tam znalazłem zobaczyłem Incantaso leżącą na kamiennym stole.Wokoło zebrali się Severus,Delgado i Kate Lily.
-Żyje?-spytałem powstrzymójąc łzy.
Incantaso otworzyła oczy.Od razu zobaczyłem uśmiech na pysku Sev'a.Pierwszy raz tak szczerze się uśmiechnął.
-Jak się czujesz kochanie?-spytałem szczęśliwy.
-Jest już dobrze,nic jej nie grozi,ale jest słaba i musi dużo odpoczywać.-powiedział Dell
-Cicho nie ciebie pytam!No to jak In?

Incantaso?

Od Incantaso -cd. Hondo; do Hondo

Wkrótce razem - już w trójkę, bo z Vitani - ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Nagle jednak Hondo przystanął:
- Powinnaś iść do Kate Lily - zaproponował przypatrując się moim ranom z niepokojem.
- Tak sądzisz? - mruknęłam tylko, ale wiedziałam, że ma rację. Choć starał to nadrabiać miną czułam się okropnie i chciałam, aby się to wszystko skończyło.
- Tak, tak sądzę, In - Hondo spojrzał na mnie z troskliwością.
- Najpierw musimy pójść do Carmen. Zbyt wiele się dzieje, a ona jeszcze o niczym nie wie! To wszystko moja wina - jęknęłam - Powinnam już dawno temu zająć się tymi stworami, a tymczasem co ja robiłam?
- Incantaso, nie obwiniaj się tak - powiedział basior i przytulił się do mnie. W jednej chwili poczułam ulgę.
- Dziękuję - szepnęłam - Ale tak czy inaczej alfy muszą wiedzieć! - chciałam już pójść do jaskini Carmen i Jaspera, ale Hondo zagrodził mi drogę:
- Nie masz siły. Musisz odpocząć - nalegał.
- Jak tam chcesz - stęknęłam - Teleportacja?
- Tak, teleportacja - krzyknął wilczur i w następnym momencie byliśmy przed naszą jaskinią. Hondo pomógł mi wejść do środka, gdzie od razu pacnęłam na miękką koję, a Vitani zaczęła skakać wokół nas.
- Ale ekstra! - zawołała tylko i wbiegła do koi Alurien. Chwilę nic nie było słychać, ale nagle wyleciał stamtąd wkurzony białozór:
- Co to za diablę? - spytał patrząc na Vitani z pode łba.
- To jest... twój nowy przyjaciel - parsknął Hondo.
- Koniec świata! - mruknął tylko Al i wyleciał z jaskini - A i nie wpuszczajcie go do mojej niszy! - zawołał jeszcze.Hondo i ja tylko się śmialiśmy, ale byłam zmęczona i po chwili zemdlałam wycieńczona.
Po chwili się obudziłam i zobaczyłam Hondo, który stał nade mną pobladły.
- Hmm? - sapnęłam - Żyję, jakby ktoś pytał.
- A już myślałem, że jesteś trupem - pokręcił głową mój partner.
- Ale na szczęście nie jestem - uśmiechnęłam się słabo - Chyba jednak pójdę do Kate Lily...
Hodno dotknął mojej łapy swoją i po chwili byliśmy przed jaskinią naszej lekarki. Weszłam do środka, gdzie natknęłam na wilczycę.
- Witaj - burknęłam - Mogłabyś coś zrobić z tymi ranami? - spytałam od wejścia. Wadera zmierzyła mnie bacznym spojrzeniem i westchnęła:
- No to chodź... - i zaprowadziła mnie na koję, gdzie się mną zajęła i dała mi nieprzyjemny i cierpki w smaku eliksir.
- Te rany nie wyglądają dobrze - przypatrywała mi się bacznie, ale i z widczną niechęcią - Co je zadało?
- Że co? - udawałam, że nie rozumiem.
- Co cię zraniło?
- A tam, jakiś obcy wilk - wymyśliłam na poczekaniu. Nie chciałam zdradzać istnienia black demona.
- Czyżby? - Kate Lily podniosła brew.
- Tak, a niby co w ogóle sugerujesz?
- Nic. Ale to nie wygląda na zęby wilka... - warknęła wilczyca i zajęła się opatrywaniem moich ran. Ja w tymczasie rozglądałam się po jaskini i wkrótce zasnęłam zmęczona tęskniąc za Hondo. Choć byłam tego nieświadoma kochałam go bardziej niż sądziłam...

Hondo?

od Hondo -cd. Incantaso; do Incantaso

Gdy Incantaso poszła się ogarnąć poszedłem odebrać nasze drinki.Oczywiście zagadałem się z właścicielem i do krateru wróciłem po dłuższym czasie.Incantaso już tam nie było.,,Gdzie ją znowu wcięło?''-pomyślałem-,,Pewnie za tą mroczną poleciała.Ahh..czy ona zawsze musi pakować się w tarapaty?''Zacząłem podążać jej śladami i zapachem.Oprucz Incantaso wyczułem też inną waderę.Cuchnęła szpikiem kostnym i krwią.Trop prowadził do Puszczy cieni.Od razu nabrałem podejrzeń.Obawiałem się tego co widzieliśmy tu ostatnim razem.Trop doprowadził mnie do krańca przepaści,gdzie nagle się urwał.,,Incantaso ma skrzydła,mogła po prostu przelecieć''-pomyślałem,ale jak ja pokonam przeszkodę?Wziąłem głęboki wdech,i cofnąłem się 3m do tyłu.Z tamtego miejsca wziąłem rozbieg,i nawet się nie spostrzegłem jak znalazłem się w powietrzu i wylądowałem na przeciwnym krańcu odchłani.Popatrzyłem jeszcze raz za siebie,a potem rozległ się głośny chuk,który spłoszył z pobliskich drzew stado gawronów.Tam musiała być In,czułem to.Pogalopowałem przed siebie,niezastanawiając się co mogło wydać owy hałas.Wszaleńczym biegu dostrzegłem między drzewami powolnie,i ciężko stąpające czarne łapy.,,BlackDemon..musiał wyczuć zapach In!''-pomyślałem i rzuciłem się gorączkowo do biegu.Nie widaomo co to dokładnie jest,ani jaką ma siłę.Po kilku marnych minutach szaleńczego biegu,zobaczyłem ranną Incantaso leżącą na ziemi.
-Nic ci nie jest?!-spytałem przerażony.
-Jaja se robisz?!To coś tu idzie.
-Widziałem..No..chodź-stęknąłem i wziąłem In na plecy-Ciężka jesteś.
-Musimy uciekać.Już!-krzyknęła gdy zobaczyła że zza drzew wyłania się czarna postać. Poraz pierwszy w całości zobaczyłem stwora.Był cały czarny oprócz pyska.Nie miał oczu i skóry na pysku co dosłaniało jego krwawe wnętrze.Rzuciłem się z Incantaso prosto na potwora.Przebiegłem zwinnie pod jego łapami i już uciekaliśmy z Puszczy Cieni.Biegliśmy a dokładnie,to ja biegłem długo.Gdy straciłem resztki sił,wbiegłem do jaskini, której ściany zdobiły skóry,wnętrzności i kości zwierząt.Było zupełnie ciemno i cicho.To znaczy prawie cicho.Z głębi korytarza dobiegał szloch
-Poczekaj tu-powiedziałem-Tu jesteśmy bezpieczni.
-Nie powiedziała bym.-zaczęła się rozglądać.
-Wracam dosłownie za minutę.-pobiegłem za głosem w głębi korytarza
Zrobiło się jaśniej,i zobaczyłem małą lwicę uwięzioną w klatce z kości.Obok leżały noże różnego rodzaju,oraz pojemniki.
-Czyżby jakieś chore eksperymęty?-mruknąłem do siebie.
-Nie,nie teraz!Proszę nie róbcie mi tego!-jęczało lwiątko.
-Niby czego?
-To Z-Zecora mroczna szamanka.-wyjąkała-Słyszałam że zajmuje się w-w-właśnie tym!-lwiczka wskazała na noże i rozpałakała się.
-Spokojnie nic ci nie zrobię-zapewniłem.Jakoś udało mi się otworzyć drzwiczki klatki.Gdy lwiątko wyszło zobaczyłem że w jej nodze tkwi mała strzałka-Ej,masz coś na nodze.
-Wiem,właśnie tak mnie tu przywlokła.To strzałka usypiająca,ale już nie działa-lekko się uśmiechnęła.
-Jestem Hondo,dasz radę iść?
-Vitani,tak jest!
Wybiegłem razem z towarzyszką do Incantaso.Wszystko jej opowiedziałem i znów zaczęliśmy uciekać z Puszczy Cieni.Gdy już byliśmy w bezpieczny i normalnym miejscu,zwróciłem się do Vitani.
-Leć już mała.
-No ale..no bo...moi..rodzice nie żyją i....czy mogła bym zostać twoją towarzyszką?
-Eh,pewnie.
-O dzięki,dzięki,dzięki!-lwica mocno mnie przytuliła.
-Dusisz mnie-wykaszlałem.a In tylko się śmiała.

Incantaso?


A to Vitani;




Imię:Vitani
Rodzaj:Zwykły
Gatunek:Lew stepowy
Płeć:samica
Wiek:5miesięcy
Historia: powyżej.


sobota, 6 lipca 2013

od Sary

Razem z Delgado wróciliśmy do jaskini.Wszyscy dookoła śmieli się z nas.Hondo tak bardzo upokorzył Delga.
-Nic ci nie jest?-Spytałam troskliwie.
-nie!-wrzasnął
-Nie krzycz na mnie-odpowiedziałam wkurzona.
-Ach tak niby czemu?!
-Ty się całekim zmieniłeś, całkiem.Odchodzę jeśli będziesz miał zamiar wrócić do dawnego życia to przyjdź do mnie.
-Ale Sa,....sara?-Spytał zdesperowany
Spojrzałam tylko na niego unosząc jedną brew i odwróciłam się dumnie podnosząc głowę. "Przecież ktoś tutaj musi nauczyć tego wilka kto tu rządzi"-Pomyślałam.Dell nie wiedział co ma zrobić.Ale nie byłam już tą samą troskliwą waderą za tamtych czasów.Zastanawiał się co by tu zrobić z tym fantem-Hondo.To było takie upokorzenie.Cały dzień spędziłam wędrując po watasze.Przecież nie wrócę do niego parsknęłam pod nosem.Upolowałam sobie zwierzynę.Tym razem zająca.z konsumowałam go po czym "delektowałam się" pięknem przyrody.Położyłam się i nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam.Obudził mnie szelest, jakiś dziwny szelest i tupot łap.Wstałam uniosłam uszy i zaczęłam rozglądać się dookoła.Z daleka widziałam jakiegoś wilka.Wilka, który nie był z naszej watahy o nie!To nie był ten sam nasz zapach.Nie chciałam zdradzać mu mojego położenia.Zaczęłam powoli i po cichu skradać się ku niemu aby zaatakować go w odpowiedniej chwili.Schowałam się tuż obok w cierniste, kujące krzaki.Ale cóż lepsze to niż mieć na karku wroga-pomyślałam.Patrzyłam na każdy jego ruch.Ku mojemu zdziwieniu on sam wiedział gdzie jestem i rzucił się na mnie.Przygwoździł mnie do ziemi.Był tak gigantyczny i silny.To prawda w naszej watasze kręciły się różne wilki ale nigdy takie.Nie mogłam nic zrobić moja moc była zbyt słaba.Nagle ujrzałam jakiegoś basiora.To był Hondo.
-Hondo!-Krzyczałam.
Podbiegł do mnie i uratował.Zaś samego wilka wypędził z hukiem do mrocznych.
-Hondo jesteś moim bohaterem-powiedziałam zdumiona
-E...tam lepiej nie zaczynaj bo znów będziemy się całować....
-Nie, nigdy.-odpowiedziałam ze wstrętem.
-To dobrze bo nie wiem jak zareagowałaby drugi raz In.
-Hondo przepraszam cię za dell.
-nie ma za co to po prosu zagubiony basior.
-Niestety....-zchyliłam głowę i zrobiłam się smutna.
-Coś ci jest?
-Nie tylko ja muszę już iść.
-Aha rozumiem do zobaczenia.
-Nom-spojrzałam na niego z uśmiechem.
Postanowiłam wrócić do Delgado.Muszę powiedzieć o Hondo.Niech w końcu ta walka się skończy!Moje myśli aż krzyczały ze złości.
-Dell chodź tu!
-Mała wróciłaś!
-Chodź musimy porozmawiać o Hondo.
-Co chcezsz mi mówić o nim?!
-Uratował mnie-przełknęłam ślinę
-Naprawdę?
-NO TAK PRZED JAKIMŚ MROCZNYM.
-Nie not super.
-No wiem-uśmiechnęłam się
-Chcę w takim razie jutro znim porozmawiać idziesz ze mną?
-Dobrze będę cię pilnować!
-Ta....
-Nom.
-Chodź spadź-ziewnął.
-Dobrze i tak już bardzo późno.
Zwinęliśmy się w kłębek i poszliśmy spać.Obudziłam się wcześniej niż Dell.Obudził mnie tupot łap.Sądziłam, że to Hondo.Ale czy coś się stało?Wyjrzałam z jaskini a on bieg w jej kierunku.
-Sara,sara!-wołał.
-Coś się stało?
-No tak.
-Ok pomogę ale chcę najpier coś powiedzieć ja nie chcę już tej walki zostańmy przyjaciółmi.
-No wiem ja też.A teraz chodź mi pomóż Delgado też może iść.-Uśmiechnął się a ja mu to odwzajemniłam.

od Incantaso -cd. Hondo; do Hondo


- Słyszałam, że lubisz się zabawić? - zażartowałam - A tymczasem taki z ciebie twardziel!
- Aha - mruknął tylko zniesmaczony Hondo i skoczył na mnie. Ja jednak z wdziękiem odskoczyłam.
- Diablica... - basior spojrzał na mnie rozbawiony.
- W takim razie, ty jesteś... - zastanawiałam się nad odpowiednim określeniem Hondo. Przekrzywiłam głowę, jakbym chciała się mu przyjrzeć, przed namalowaniem jego wizerunku. Niespodziewanie Hondo ochlapał mnie błotem.
- Ty łotrze! - zawołałam oburzona - Pijaczyno! Rozgwiazdo! Morderco!
- Nieźle ujęte - parsknął śmiechem wilczur i złapał mnie za łapę, po czym przyciągnął do siebie - I co teraz zrobisz?
- To. - szepnęłam i pocałowałam go. Po chwili odwróciłam się i wyskoczyłam z bagienka.
- A ty gdzie znowu? - zawołał za mną wilk.
- Muszę się ogarnąć - odkrzyknęłam i spojrzałam z niesmakiem za swe brudne futro. - Co to, to, to nie! Przecież nie będę łazić po okolicy wyglądając jakbym spała w chlewie! - mruknęłam pod nosem i skierowałam się ku pobliskiemu potokowi. Był czysty, chłodny i orzeźwiający. Cudowny. Wskoczyłam do niego i chwilę próbowałam przezwyciężyć dziki nurt strumienia. W końcu jednak wyszłam z niego i otrząsnęłam się z wody. Moje futro znów było gęste i choć nieco mokre, wyglądało dużo lepiej. Zawróciłam ku bagienku. Jednak Hondo nie dostrzegłam przy brzegu. "Może relaksuje się gdzieś dalej?" - spytałam samą siebie i podbiegłam nad same błocko. I wtedy zobaczyłam tą waderę w ciemnym, utkanym z ciężkiego materiału kapturze. Przeszła obok mnie jakby nigdy nic i pobiegła w kierunku Puszczy Cieni. Udałam się w jej ślad. Stopiłam swoją duszę i całą istotę z jej odzwierciedleniem w cieniu i pobiegłam za wilczycą. Chwilę truchtała w głąb Puszczy, ale po chwili przystanęła, obejrzała się jakby sprawdzając czy nikt jej nie śledzi i wskoczyła do pobliskiej jaskini. Wśliznęłam się za nią. Ujrzałam obszerną komnatę ciosaną w czarnym kamieniu i przyozdobioną szkieletami wilków. Było ciemno i paliła się tylko jedna świeca - którą trzymała bezimienna wadera. Zobaczyłam, że stawia ją ostrożnie na podłodze i sięga po podłużną kość, ale nim cokolwiek z nią zrobiła zwróciła głowę w moim kierunku. Musiała wyczuć mój zapach. Rzuciłam się do ucieczki, ale mój napastniczka była cholernie szybka. I w dodatku miała skrzydła. Pędziłam wśród kamieni i drzew, ale ona wciąż atakowała mnie od góry. Co prawda wciąż mnie nie widziała, ale kierowała się teraz niezwykle wyczulonym słuchem i węchem. Nagle zobaczyłam jednak coś co sprawiło, że zdębiałam. Black demon. Stał na skraju przepaści w której kierunku pędziłam. Poderwałam się do lotu, ale wadera zepchnęła mnie na ziemię i wylądowałam tuż koło czarnej bestii, która uchwyciła mnie za gardziel i targnęła o skały. Dopiero wtedy rozłożyłam skrzydła i bez zastanowienia uciekłam. Po drodze nakazałam mgle zrobić zasłonę dzięki której wydostanę się z Puszczy. Byłam jednak zmęczona i ranna. Upadłam na ziemię i w dali słyszałam tylko zbliżające się kroki potwora...

od Saverusa - cd. Bella; do Bella



-Nic o nim nie wiesz!To cień!Zrodził się z bólu oraz strachu!Ludzie go nie pokonają co dopiero jakieś zwierze-mruknąłem
-Ty też jesteś..-przerwałem jej.
-Nie jestem wilkiem!!!Jestem śmierciożercą,czarnoksiężnikiem oraz człowiekiem!
-Nie..nie możesz być człowiekiem!To te złe istoty!Nie,nie możesz!
-Nie znasz ludzi!Wcale nie są źli!
-Ach tak?Dlaczego ty się tak boisz?!
-Niby czego się boję?!
-Tego całego Saurona!
-Wcale nie!Nie chcę mieć partnerki,nie jestem gotowy na partnerkę i nie chcę byś przezemnie zginęła!Może i mnie kochasz...ale to nie powód do samobójstwa!Jeśli po tej rozmowie znów postanowisz się zabić,to nie moja sprawa!Świadczy to tylko o twojej głupocie i tchurzostwie,za przeproszeniem!Pa Bella.Ja już nie wytrzymuje..Cześć...-mruknąłem i popędziłem do mojej chaty

Bella?Chcesz coś dodać?

Od Hondo -cd. Incantaso; do Incantaso

-I co podoba się?-oparłem się o brzeg krateru wypełnionego błotem.
-Tak,jest bardzo....błotniście?-powiedziała niepewnie wadera.
-Co?..coś się stało,czy jak?
-Nie,nie..tylko ja pierwszy raz kąpie się w błocie.Poza tym,w tej knajpie kręci się wiele dziwnych typów.
-Oh,In.Daj spokój.Wyluzuj się,posłuchaj muzyki i się zrelaksuj-zamknąłem oczy.
-,,Zrelaksuj się''?Dobrze spróbuje
-I bardzo dobrze!Zawsze jesteś taka spięta-objąłem moją partnerkę.
-Nawet tu fajnie-zlustrowała okolicę.
-No ba,dlatego tu przychodzę ,nie?
-No,i już widzę rezultaty tej waszej walki.-zmarszczyła się.
-Co,mam coś na twarzy?
-Nie ale patrz tu-dotchnęła łapą mojej piersi z której sączyła się krew
-Oj,to nic-powiedziałem od niechcenia.
-Niech,ci tam będzie,ale to nie wygląda zbyt dobrze.
-Ty,a może sobie po drinku wypijemy?
-Po..drinku?
-No tak,raz zabrałem na drinka Sarę ale tego nie doceniła.
-Dobra,przestań już o niej mówić.
-Przepraszam,nie wiedziałem że cię to tak denerwuje.
-Nic się nie stało.Jakiego drinka proponujesz?
-Najlepszy jest cytrusowy FireBolt,ale Sorain o smaku owoców leśnych też jest niezły.
-U,widzę że się na tym znasz-zachichotała.
-Taaa,Hondo specjalista do alkocholu-zaśmiałem się.
-Ok,ja wezmę FireBolt.
-Jaaaa..hymm..Mhetu,cynamon i jabłko.
-Ej,o takim mi nie mówiłeś.Ok,ja zostaję przy FireBolt.
-Dobra.Ej Chack!Jeden FireBolt i Mhetu dla nas!-krzyknąłem do barmana.
-Robi się!Dla stałego klijęta na koszt firmy-zaśmiał się gromko.
-Dzięki!No o czym my to..?-znów zwróciłem się do Incantaso.
-No...w zasadzie to o niczym
-No to może zacznijmy...-chciałem ją pocałować,ale odchyliła się i szepnęła.
-Wadera,w kapturze.
-No i co?-warknąłem.
-Na bank,z Mrocznej Watahy.
-Jeny<facepalm>.Daj se spokuj z tą watahą.
-Hondo...-przerwałem jej.
-Przestań.A może wejdziemy na parkiet?
-Nie,mam ochoty.
-A na co masz ochotę?
-Na to!-chlapnęła mnie błotem.
-Incantaso..-warknąłem a potem skoczyłem na nią,po czym zanurzyliśmy się w błocie.Gdy dotarłem na powierzchnię zastałem tam roześmianą Incantaso.Byliśmy cali w błocie.
-No nieźle-zaśmiałem się.

Incantaso?Zakończysz wypad?

piątek, 5 lipca 2013

od Incantaso - cd. Hondo; do Hondo

Nudziło mi się. Hondo, znowu gdzieś zniknął, Carmen zabrała Shirę na spacer w celach czysto śledczych, a reszta wilków wybrała się albo na polowanie, albo drzemała teraz smacznie w swych jaskiniach. Zastanawiałam się właśnie czy nie spotkać się z Arven – w końcu miałam z nią ćwiczyć władanie żywiołami, ale nie miałam na to ani siły ani ochoty.
- Trudno się mówi – mruknęłam i wbiegłam do groty, aby posprzątać. Odchyliłam zasłony z bluszczu, które wiły się wokół wejścia, tak aby światło słoneczzne rozświetliło wnętrze jaskini. Na początku odkurzyłam zabłoconą podłogę, półki i przejrzałam dokładnie wszystkie składniki do eliksirów. Kolejno uporządkowałam księgi i zwoje, wymościłam wygodnie leże i zajrzałam do niszy Alurien. Ptaka jednak nie było w środku. „Na pewno wybrał się na łowy” – przeszło mi przez myśl, ale przypomniałam sobie od razu, że ostatnimi czasy znikał wcześnie rano, czasem nawet godzinę przed wschodem słońca, a wracał do domu późnym wieczorem. Był zamyślony i rozkojarzony. „Czyżby zakochany?” – zastanawiałam się. Kiedy wysprzątałam domostwo, przyozdobiłam je świeżymi kwiatami i kiedy cała jaskinia zsotała wyczyszczona na blysk, wybrałam się na poszukiwania Hondo. Z początku chciałam podróżować lądem, ale po chwili zdecydowałam się jednak na lot. Wzbiłam się z gracją w powietrze i wzleciałam nad okolicę. Z tej perspektywy wszystko wydawało się odmienne. Lete lśniła metalicznie w słońcu, a maki falowały zgodnie w rytm wiatru. Sekretny gaj, który leżał nad Krwawymi Torfowiskami zdawał się być teraz tylko plamą zieleni, ale mój czuły wzrok dostrzegał wszystko mimo odległości. Widziałam wiewiórkę, która przemknęła po pochyłym dębie, widziałam niewielkie ptaki, które przelatywały z gałęzi na gałąź, a i telepatycznie wyczuwałam ich wszystkie nikłe duszyczki. Jednak Hondo jak nie było, tak nie było.
- Nie ma rady, na owady – zlustrowałam jeszcze raz okolicę i skierowałam się ku jaskini Sary. Zobaczyłam, że siedzi przy wejściu i nuci coś pod nosem.
- Witaj, Saro – uśmiechnęłam się niepewnie. Wątpiłam, by przyjęła mnie gościnnie po wczorajszej awanturze. Jak się okazało,byłam w błędzie. Wadera tylko spojrzała na mnie, odwzajemniła uśmiech i odrzekła:
- Miło Cię widzieć, Incantaso.
- Nie widziałaś może Hondo? – spytałam.
- Nie. – warknęła Sara i wyczułam w jej głosie wyraźne napięcie. – Nie szukaj go tu! I jak masz tylko tyle do powiedzenia to idź!
Zanim zdążyła się naprawdę rozgniewać byłam już wysoko w górze i leciałam ku ‘Dziedzińcowi’.
- Hondo musi być tam. Na stówę. – prychnęłam i po chwili byłam w centrum naszej watahy. Niedługo potem dostrzegłam basiora walczącego z Delgado. Szybko się z nim rozprawił i po chwili naokół rozległy się wiwaty.
- Hondo! – zawołałam go.
- Oh, In! – odkrzyknął basior i pobiegł do mnie.
- Co tu robisz? – spytałam z groźną miną.
- Musiałem odzyskać pozycję w stadzie. Musiałem się z nim rozprawić… I dobrze o tym… - nie skończył, bo skoczyłam na niego i upadł na wybrukowany dziedziniec.
- Łotrze, czy ty musisz być takim niegrzecznym chłopcem? – spytałam z figlarną miną.
- A co? Wolisz takich lalusiów, jak tamten idiota? – wskazał na Delgado.
- Oczywiście, że nie. – żachnęłam się – Ale musisz zawsze tak niespodziewanie znikać?!
- Już dobrze, już dobrze – uśmiechnął się – Ale wiesz czemu to zrobiłem?
- Tak, sama bym tak zrobiła – odrzekłam po chwili zastanowienia –Chodź, ty bałwanie!
Roześmiani ruszyliśmy do domu, ale nagle Hondo przystanął.
- Chcesz się zabawić? – mrugnął do mnie.
- Tak, ale przecież… lodowisko się roztopiło, czyż nie?
- A nie wiesz, że są jeszcze inne miejsca na imprezowanie?
- Na przykład? – dopytywałam.
- Masz ochotę na kąpiel?
- Oh, - byłam zaskoczona – Ale jaką?
- Błotną! – parsknął śmiechem Hondo na widok mojej zaskoczonej miny – No co?
- Prowadź – odparłam bez chwili wahania. Hondo zaprowadził mnie nad spore bagno.
- No chodź! – uśmiechnął się i wskoczył w sam środek błotnistej mazi.
Hondo? Może dokończysz?

UWAGA!!

Ja Maja666666 będę nieobecna gdyż mój komputer zostanie zabrany do naprawy(tak naprawdę już jest w naprawię i piszę z laptopa kuzynki). Nie wiem do kiedy będę nieobecna. Moderatorem na czas gdy nie będzie mnie ani koniary zostanie Igas. Proszę wszystkie opowiadania wysyłać do niego.

//Jasper

Od Belli-cd Saverusa

Skoczyłam za nim w przepaść. I kto tu skacze do dziury-pomyślałam z lekkim oburzeniem. Złapałam go i położyłam już na powierzchni.
-Wolę zginąć i cię kochać. Nie obchodzi mnie to co się ze mną stanie?! Ja cię kocham!
-On cię zabiję !
-Nikt nie jest niezwyciężony! Nawet on! Ty myślisz, że  mnie zabije. Ale to nie prawdapowiedziałam


Sev co teraz zrobisz?

Od Saverusa-cd Belli

-A ja wolę byś nie umarła z mojej winy.-wypiąłem dumnie pierś.
-Mogę nawet zginąć.
-Nie jestem wart śmierci kogoś tak wyjątkowego.
-Kocham cię.Dlaczego tego nie powiesz?Dlaczego się nie przyznasz.
-Bo nie powinienem.Jak się zakocham stracę moją potęgę i będę m-m-mugolem-powiedziałem z odrazą.
-Czyli kim?
-Czyli wilkiem bez nad przyrodzonych mocy.Twoja siostra miała by z tego satyswakcję.
-I tylko o to chodzi?!Boisz się stracić moce?!
-Nie!Nie dość że stracę moce,ty zginiesz!
-Wolała bym..
-Nie wolała byś!Nie wiesz co mówisz.Śmierć jest straszna,wiem bo sam już umarłem przed wcześnie.Dlaczego się mnie uczepiłaś?!Dlaczego zmuszasz mnie do miłości?!.,,Pokochaj mnie albo rzucę się do dziury'' to twoja logika?!
Bella miała już otworzyć pysk by coś powiedzieć,ale poszedłem na sam kraniec klifu pod którym było może i bez namysłu skoczyłem.Poczułem wiatr opływający moją twarz,a w końcu wodę.Było ciemno.Umiałem oddychać pod wodą,jest to moja ulubiona moc(zaraz po odporności na czytanie w myślach).Zastanawiałem się co ona robi.Pewnie sobie poszła..Chyba.Nie chcę jej skrzywdzić,ale ona mnie szantarzuje do miłości.Nawet jak bym chciał nie mogę jej pokochać.Wypłynąłem na brzeg i skierowałem się do mojej chaty.Musiałem..odpocząć

Od Incantaso-cd Shiry


Od Incantaso - do Shiry
Kiedy dotarliśmy wreszcie wraz z Hondo do jamy nakazałam mu odpoczynek, a sama zaczęłam się przygotowywaniem eliksirów zdrowotnych. W ciągu ostatnich kilku tygodni nauczyłam się dość sporo z tej dziedziny magii. Teraz siedziałam w swoim kącie przy biurku, gdzie na ogół ważyłam mikstury. Wyjęłam niewielki kociołek z dębowej szufladki i wrzuciłam tam sproszkowaną skórkę węża Eskulapa, szczyptę pyłków z Szkarłatnych Maków* (ich nadmiar grozi samozapłonem) oraz próbkę przywracając zdrowie mazi. Szybko wymieszałam wszystkie składniki i postawiłam kocioł na ogniu.
- No, no, jeszcze chwila, rozgwiazdo – zawołałam do rannego basiora. Z oddali dobiegł mnie znudzony głos Hondo:
- In, czy zamierzasz tam spędzić całą noc? – jęknął.
- Nie, głuptasie. Po pierwsze jeśli nie zauważyłeś jest dzień, a po drugie już kończę! – krzyknęłam.
- Dobrze, już dobrze… - stęknął tylko wilk i tyle go słyszałam. Kiedy mikstura była gotowa przelałam ją do drewnianej michy i skierowałam się ku Hondo.
- Masz – wetknęłam mu w łapy naczynie.
- Co to jest? – spojrzał na eliskir,a potem na mnie.
- To ci pomoże – obiecałam. – A, i nie wychodź dziś z jamy! Opatul się najlepiej kocem, znajdziesz go w drugiej niszy od wejścia. Jeśli byłbyś głodny…
- Incantaso! – przerwał mi zdecydowanym głosem wilczur – Nie zachowuj się tak, jakbyś była moją matką!
Spojrzałam tylko na niego rozbawiona i parsknęłam śmiechem.
- Wedle twojej woli, paniczu – mrugnęłam do towarzysza porozumiewawczo i podbiegłam do wyjścia z jaskini.
- A ty, gdzie się wybierasz? – spytał nagle Hondo marszcząc czoło.
- Muszę się przejść. – skrzywiłam się nieznacznie – Zaraz wrócę i tak nie będę się za bardzo oddalać – uśmiechnęłam się.
- Niczego ci nie zabraniam – mruknął Hondo – Ale chciałem wiedzieć…
- To już wiesz… - podbiegłam do niego i trąciłam go nosem w pysk – Niebawem wrócę… - i wybiegłam.
Dzień miał się ku końcowi. Słońce powoli skrywało się za horyzontem, a nad Krwawe Torfowiska wypełzała właśnie srebrzysta mgiełka. Pobiegłam na patrol w okolicy. Dość długo nie słyszałam nic oprócz szelestu łapek gryzoni, które umykały przede mną do jamek i borsuków, które nie były zachwycone perspektywą spotkania ze mną. Niedługo potem wyczułam jednak mocny zapach innego wilka.
- Wadera. – skwitowałam ślady tym komentarzem i pobiegłam za świeżym jeszcze i nie ostygłym tropem. Aby być niezauważona skorzystałam ze swych nowych mocy. Stopiłam się z cieniem tak, aby zużywać zarazem mniej energii i przeobraziłam swoją duszę w jej odzwierciedlenie w cieniu. Teraz byłam po pierwsze niewidzialna, ale nikt nie mógł też telepatycznie wyczuć mojej istoty. Biegłam właśnie w kierunku rzeki, kiedy ślad się urwał. „Podejrzane…” – pomyślałam i zbadałam najbliższe drzewa. Tropu jak nie było tak nie było. „Podejrzane” – powtórzyłam i poczęłam przyglądać się czubkom traw. Jeden z nich właśnie się rozprostowywał. „Była tu. Na pewno…” – moje myśli krążyły wśród drzew, aby wyczuć jej duszę. Niestety nikogo nie wyczuły. Biegłam dalej w ślad nikłego tropu. I nagle ją zobaczyłam. Stała mniej więcej 50 metrów ode mnie na polanie, wylegując się w blasku księżyca. Była bardzo ładna, ale na jej twarzy widać było niepokój i obawę. Jeszcze bardziej skryłam swoje myśli i podkradłam się. Nie słyszała mnie, ani nie widziała. W końcu stałam w odległości kilku metrów od niej. Na szczęście wiatr mi sprzyjał, gdyż wiał w moją stronę i nie mogła mnie wyczuć. Nagle wilczyca wstała, a ja rzuciłam się na nią. Siła niespodziewanego uderzenie rzuciła nią o skalną ścianę pobliskiej jaskini. Obejrzała się zaskoczona, ale widocznie mnie nie dostrzegała. Zdjęłam zasłonę, bo nie chciałam walczeć jak ostatni tchórz, ukryta przed wzrokiem potencjalnego wroga. Rozłożyłam majestatycznie skrzydła, po czym złożyłam je jak do pikowania i niczym wąż skoczyłam na nią i ukąsiłam w szyję. Nie pozostała mi dłużna. Ledwo odkoczyłam, podbiegła i chwyciła za tylną łapę. Odwróciłam głowę, złapałam ją za kark i rzuciłam o ziemię, po czym przygwoździłam do ziemi.
- Jak się zwiesz, zwinna wilczyco? – spytałam. Mimo woli odczuwałam dla niej podziw. Okazała się szybka jak wąż i choć nie przewyższała moich umiejętności i mogłabym ją pokonać, zaskoczyła mnie precycją swoich ataków. Za każdym razem, chybiła o kilka cm od mej szyi. Inaczej rzecz ujmując, spodobała mi się.
- Shira – wycedziła obca i zmierzyła mnie morderczym tonem – A ty?
- Nie twoja sprawa, milady - uśmiechnęłam się drapieżnie – Co robisz na tych terenach?
- Ah… łowy itp. – mruknęła lekceważąco wadera.
- Nie jesteś z Mrocznej Watahy? – spytałam podejrzliwie.
- Nie. Moja rodzina pochodziła, ale ja nie! – krzyknęła Shira.
- To chodź ze mną – uśmiechnęłam się przyjaźnie – I choć na chwilę mi zaufaj.
W drodze do jaskini Carmen i Jaspera (bo tam chciała zaprowadzić właśnie Shirę) rozmawiałyśmy. Shira opowiedziała mi o swojej przeszłości, nieszczęśliwej historii z rodziną, która jej nienawidziła, o ucieczce z watahy Mrocznych i o długiej podróży. Ja z kolei opowiedziałam jej o swoim dotychczasowym żcyiu – oh, od kiedy ja się zrobiłam taka wylewna? – i o watasze oraz jej członkach. Nim się obejrzałyśmy stałyśmy przed Jaskinią Pary Alfa.
- Musimy zawiadomić Carmen o twoim przybyciu – rzekłam i zapukałam w ścianę. Po chwili z otworu wyłoniła się Arven.
- Witaj, In – rozpromomieniła się – Kogoś szukasz?
- Dokładnie, nie wiesz, gdzie jest twoja mama? – spytałam odwzajemniając uśmiech.
- Jeśli chcesz mogę ją zawołać – odparła, zlustrowała wzrokiem Shirę i wkroczyła do jaskini.
- Jest młodą samicą alfa? – zapytała cicho Shira.
- Tak. – powiedziałam, ale nim echo mojej odpowiedzi przebrzmiało stała przed nami Carmen we własnej osobie.
- Witajcie – rzekła i podejrzliwie zerknęła na moja towarzyszkę – A kim ty jesteś? – zwróciła się do niej.
- Jesetm Shira. Spotkałam się z Incantaso i ona zaprowadziła mnie tutaj. - powiedziała bez strachu wilczyca.
- W takim razie… czy mogłbyśmy porozmawiać w cztery oczy?– spytała Carmen.
- Oczywiście – uśmiechnęła się niepewnie Shira.
- To my spotkamy się później – mrugnęłam do niej – Ah, i Carmen? Muszę Ci powiedzieć o kilku bardzo ważnych rzeczach. Ale to może zaczekać…
- Dobrze – rzekła Carmen i po chwili obie zniknęły w ciemnym lesie…

Shiro? Opowiesz mi o tej waszej rozmowie?

Od Hondo-cd Delgado

Po wszystkim co się zdarzyło chciałem zostać sam.Wczesnym rankiem uciekłem z jaskini do lasu.Długo siedziałem tam i rozmyślałem o tym lalusiowatym nowym wilku.Heh,biedaczek,nie zamieniłem się w demona.Tak na prawdę nie poznał mojej potęgi.Mógłbym go przecież zagryść na śmierć,gdyby nie to że w tamtym dniu zatrułem się padlinął którą zjadłem nad rzeką.Jak niby miałem walczyć skoro czułem jak by mi ktoś chciał wyrawć mi wnętrzności?Dobrze że przyszła moja In.Pokazała palantowi kto tu jest lepszy.Odpoczywałem sobie w cieniu drzew aż tu przedemnął stanął Severus i Caro.
-Wiesz co mówi o tobie ten nowy?-zaczął Caro.
-Co?-warknąłem.
-,,Ooo,ten Hondo jest słabiutki,i to ma być ten prawie najsilniejszy basior''?-powiedział Severus głosem małej wilczycy.
-Komu tak mówi?!-wydarłem się
-Jak to komu?Wszystkim!-krzyknął Caro.
-Ja go rozerwę!
-Jest na ,,dziedzińcu''.Powodzenia-mruknął zadowolony Sev.
-O,to nawet dobrze.Teraz ja go upokorzę!Przed wszystkimi!
-Jest tam też Sara.
-Świetnie!
Pognałem do samego centrum watahy.O tej porze było tam mnustwo wilków,a ja szukałem tylko fioletowego kurczaka.W końcu go znalazłem.Rozmawiał sobie z Cleo.Podeszłem do niego.
-Idź stąd Hondo.No chyba że znowu chcesz odemnie dostać-wilk przyjął postawę do walki.
-o,nie nie nie,teraz ty dostaniesz odemnie!-przygwoździłem go do ziemi.-Lubisz sobie rzucać innymi o drzewa,co?!A lubisz jak ktoś rzuca tobą?!-wziąłem basiora za kark i rzuciłem nim o skałę,potem podbiegłem do niego i zacząłem podduszać.
-Hondo zostaw go!-krzyknęła Sara,ale popchnąłem ją na ziemię.
-Nie wasz się jej tknąć!-krzyknął wilczur.
-Ojoj,za późo-powiedziałem głosem szczeniaka i rzuciłem się na basiora
Zaczęła się zacięta walka w której miałem przewagę.Szarpałem go za skórę we wszystkich zakądkach ciała.Wilk wył z bólu.Na końcec przygwożdziłem go do głazu i szepnąłem do ucha.
-Mam Sarę aktualnie pod ogonem,ale ty cuchniesz mi na kilometr mrocznymi.Masz zostawić mnie i Incantaso w spokoju bo następnym razem urzyję już mocy.
-D-d-dobrze-powiedział wystraszony i opadł na ziemię.Podałem mu łapę i pomogłem wstać
-Taka skrucha to mi się podoba.Zmiataj do Sary i już nie zawracaj mi głowy.
Wilk podkulił ogon i rzucił się do ucieczki.W koło mnie zebrała się grupka gratulujących mi wilków.Odzyskałem reputacje jednego z tych silniejszych wilków w watasze.Uczciłem to z Incantaso w mojej ulubionej bagiennej knajpie.

wtorek, 2 lipca 2013

od Sary

Byłam tak wkurzona na Dega za to co zrobił, że ach bym kogoś ugryzła.Ale przy nim chciałam zachować dla siebie tę złość.Z drugiej strony byłam dumna z jego czynu, ponieważ jeszcze żaden wilk się dla mnie tak niepoświęcił i jeszcze te jego piękne słowa.Ale on walczył z Hondo jeden z najpotężniejszych wilków z watahy.O dziwo on normalnie się zachowywał i miał to gdzieś.Chyba nie wiedział, nie znał siły basiora.
-Sara nie myśl o takich rzeczach przecież ten Hondo jest słabituki- rzekł zirytowany moją posatwą do jego czynu.
Cofnęłam się kilka kroków do tyłu i spojrzałam zdziwiona jakbym mówiła "Ale ty jesteś potężny aż się boję".
-Słoneczko błagam bądź trochę poważna dobrze?spytał
-Tak jasne ale z kąd posiadasz taką moc?
-Naprawdę mam ci opowiedzieć tę historię?
-Tak naprawdę.
-Usiądź wygodnie a ja zacznę paplać-uśmiechnąłem się.
Więc ty byłaś małą waderą i twoja mama siedziała obok ciebie tak?
-Tak przytaknęłam pewna siebie ani trochę wystraszona.
Przyszedł fioletowy wilk ze skrzydłami.I zabił na sam jej rozkaz twoją matkę.
-Tak!-kolejny raz przytaknęłam głośniej.
Był bardzo podobny do mnie przypomnij to sobie.
-Fioletowy,wielkie potężne skrzydła,jego dumna postawa.-przypominałam.
Ależ nie myśl, że to ja wręcz przeciwnie to był mój ojciec.
Zaczęłam warczeć ostrzegawczo z myślą "Daj mi, że spokój musze to przemyśleć!"
-Nie dam po prostu mów co sądzisz.
-Więc twój ojciec to zrobił a z kąd te twoje moce?-spytałam spokojnie.
-On podarował mi moce twojej matki.A ja teraz podaruję je tobie.
-No dobra dlatego potzrebowała moich?
-Twoje są silne ale jeszcze silniejsze połączone z twojej matki siłami.
-Więc co mam zrobić?
-Na razie podaj mi swoją łapę.
Podałam mu łapę jedną trzymał a drugą położył na moim czole.Kazał mi oczyścić umysł ze wszystkich myśli.I wtedy poczułsm wewnętrzny spokój.
-Właśnie stałaś się potężna-uśmiechnął się a ja mu to odwzajemniłam.
-Lecz będziesz wyglądać nieco inaczej.