W głowie miałem tylko widok Aishy spadającej w błękitne płomienie. Wokół
słyszałem tylko złowrogi świst i widziałem jak niepokojąco szybko
zbliżam się do ziemi. W locie jeszcze zdążyłem wyciągnąć zza plecy dwa
ostrza, zanim wylądowałem z gracją na jednym kolanie. Wszędzie unosił
się dym, a po Aishy nie było śladu. Wstałem i rozejrzałem się. Niegdyś
wysoka trawa była teraz doszczętnie wypalona, wokół mnie płonęły niskie
płomienie błękitnego ognia, i pomimo tego że było go mało, tumany dymu
oraz popioły przysłaniały mi resztę świata. Nagle zobaczyłem w oddali
sylwetkę, która była coraz bliżej. Przypominała trochę demona który z
pełną prędkością biegł w moją stronę. Cofnąłem się o krok i z lekkim
zdziwieniem, a za razem przerażeniem parzyłem na zbliżającą się postać.
Instynktownie wyciągnąłem miecze i przyjąłem bojową pozycję. Nagle zza
chmury czarnego dymu wybiegła białowłosa elfka z dwoma jeleniowatymi.
- Aisha - szepnąłem i podbiegłem do niej.
- Severus! - krzyknęła uradowana i ruszyła w moją stronę. - Znalazłam ich! Wynośmy się!
- Gdzie? Nie widzimy nawet gdzie jesteśmy - syknęła Eriena, biała Samica Saltus Mortem.
- Nie martw się wystarczy że… - zaczęła spokojnie Aisha, ale jej przerwałem.
- Tędy - wskazałem wschód. - Jeśli pójdziemy tędy, dojdziemy do rzeki, a potem reszta nas zauważy.
- Jesteś pewien? - spytała Aisha ścierając z czoła pot. Żar był nie do
zniesienia. W jej lazurowych oczach zatańczyły płomienie. - że jeśli
się nie wydostaniemy... - spuściła wzrok. - Spotka nas śmierć, a reszta
prawdopodobnie się zgubi i nie wróci do watahy. Bez nich wataha może
zginąć. Mroczni ich wybiją!
Przez chwilę panowała cisza. Słychać było tylko trzask płomieni i przeciągłe, ponure syknięcie Griveosa.
-Jestem pewien - skinąłem głową. Nagle płomyk palący się metr koło nas
powiększył się niepostrzeżenie - Aisha na Griveosa! - ryknąłem dosiadając
czarnego jelenia.
- Co z Erieną?! - krzyknęła Aisha kurczowo trzymając mnie z tyłu.
- Będzie biegła z tyłu, nie martw się o nią, WIO! - popędziłem wierzchowca, który zręcznie omijał płomienie, w zabójczym tempie.
- Eriena, jesteś?! - krzyknęła Aisha.
- Tak, tuż za wami! - odkrzyknęła łania.
- Świetnie - szepnąłem do siebie mocno ściskając lejce Griveosa - Może się udać! - krzyknąłem do towarzyszy.
- Widzę na drodze przeszkodzę! - syknął Griveos w nieprzerwanym galopie.
Wychyliłem głowę za jego łeb i zobaczyłem przewrócone drzewo, którego w
żaden sposób nie dało się ominąć. Przynajmniej tak uważałem...
-Skaczemy! - zarządziłem
Wierzchowiec nic nie odpowiedział. Parsknął niczym koń i przyśpieszył
jeszcze bardziej."Dalej, no dalej"- myślałem. Drzewo było coraz
bliżej, a ja miałem coraz większe wątpliwości czy przeżyjemy. Nagle
czarny jelenio-podobny stwór o czarnej maści odbił się od ziemi, i
znaleźliśmy się w powietrzu. Griveos wylądował ciężko pośród płomieni.
Szczęśliwa Aisha odwróciła się by zobaczyć gdzie jest Eriena i wtedy
oboje zobaczyliśmy tylko jej przednią nogę i głowę która żałośnie
zwisała z pnia przewróconego drzewa. Była zbyt słaba by biec dalej. Nie
udało jej się ominąć przeszkody. Aisha wrzasnęła coś w stylu głośnego;
Nie!! I tak nie słuchałem. Byłem zajęty patrzeniem jak białą łanie
pożerają płomienie. Nawet Griveos zwrócił głowę w stronę umierającej.
Energicznie pociągnąłem go za lejce i po krótkiej chwili wydostaliśmy
się ze "płonącej pułapki" ,i byliśmy już tuż przy rzece, która była
niemalże cała czarna od popiołu. Zrozpaczona Ai wciąż patrzyła na
pożar.Gdy Griveos ponownie spróbował skoczyć i przeskoczyć rzekę w
najwęższym jej miejscu, lecz gdy miał już się odbić od podłoża, jedna z
jego nóg zawadziła o korzeń pobliskiego dębu. Po chwili widziałem już
tylko szarawą przestrzeń i parę białych kul ulatujących w górę.
***
Obudziłem się na skąpanej w słońcu plaży tuż przy rzece, tylko tak jakby
wewnątrz jakiegoś wąwozu. Miałem piasek na twarzy, we włosach…
wszędzie. Podniosłem twarz i zobaczyłem Incantaso bacznie mi się
przyglądającą. Obok mnie leżała Aisha wtulona w sierść potężnego Griveosa.
<Incantaso?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz