sobota, 5 października 2013

Rozdział 13 - od Aragorna

Z ponurą determinacją spoglądałem na potężne orły zbliżające się z każdą chwilą coraz bardziej. Choć z daleka wydawały się być normalnej wielkości ptakami, z bliska zauważyłem z jak imponującymi stworzeniami mieliśmy do czynienia. Istoty te wielkością bowiem przypominały dorosłe smoki. miejsce zaś ptasich piór zajmowały oślizgłe, lśniące perliście łuski, które tym bardziej upodabniały potwory do smoczysk. Ich haczykowate dzioby były złociste, w wielkich łapskach trzymały pochodnie gorejące błękitnym ogniem, Ogniem Umarłych. Trzeba wiedzieć, że Ogień ten posiada niezwykłą moc pożywiania się ludzkimi ciałami, a gdy się nasyci, rozprzestrzenia się tym szybciej im więcej zwłok znajdzie w pobliżu. Jest więc bardzo niebezpieczny, poza tym gdy raz zapłonie, nigdy nie zgaśnie, będzie nękać więc świat do końca swego niekończącego się żywota. 
Nie miałem pojęcia dlaczego tak potężną rzecz dostały pośledniejsze potwory. Przepraszam, czy ja właśnie napisałem "pośledniejsze"? O nie, ci wysłannicy piekieł na pewno nie byli pierwszymi lepszymi sługusami ciemności, którzy napatoczyli się nam na drogę. Były to bowiem nieśmiertelne demony, mające niesamowitą siłę i całą paletę magicznych mocy, którymi bili na głowę nawet naszych najpotężniejszych magów, takich jak Arven, Severus bądź Aisha. I jakby tego było mało, potężnych orłów dosiadali majestatyczni rycerze, odziani w krwistoczerwone, połyskujące zbroje. Całość więc tworzyła straszny, ale jakże piękny obraz, który nawet najodważniejszym mężom ścinał krew w żyłach. 

Nie wiem jak zdołałem zobaczyć tyle szczegółów w tak krótkim momencie, który poprzedzał błyskawiczny atak sił ciemności. Dość jednak, że nim ogarnęła mnie łuna światła, które biło od Ognia Umarłych zobaczyłem całe otoczenie, jako obraz złożony z najmniejszym detali. Widziałem skamieniałą z przerażenia twarz Arven, Severusa, który ochroniał własnym ciałem Aishę, Incantaso spinającą piętami swego pegaza, Hondo wraz z Asoką, ich oczy utkwione we mnie, patrzące błagalnie z jakąś prośbą... To wszystko choć trwało ułamek sekundy wstrząsnęło mną do głębi. Nie było jednak czasu na rozważania. Gdy orły upuściły płonące pochodnie na polanę, na której akurat się znajdowaliśmy zrozumiałem, że nie mam czasu na zbędne rozpatrywanie sytuacji. Popędziłem Morganę do lotu krzycząc jednocześnie:
- Mamo, oddaj swego pegaza Aishy i Severusowi, a sama dosiądź smoka Hondo! Asoka, gdy Incantaso i Hondo wzbiją się w powietrze idź za ich przykładem!... - krzyczałem cały czas kołując nad polaną.
- Ale co z Saltus Mortem? - zawołała z dołu Aisha. Jej głos aż drżał od rozpaczy. - Nie możemy ich tak zsotawić! Umrą!
- Musimy ratować własne życie! - odkrzyknąłem. Nie chciałem skazywać na śmierć pięknych jeleniowatych, ale wiedziałem, że jeśli zechcemy im pomóc, sami zginiemy. 
- Ar!!! - wrzasnęła rozdzierająco Aisha i dostrzegłem łzy spływające jej po policzku. - To też są żyjące istoty, one też mają swoją historię, swój umysł i swoje rodziny! Nie możesz teraz ich złożyć w ofierze Płomieniom! 
 Zagryzłem wargi. Nie mogłem nic zrobić.
- Do góry! - zakomenderowałem sztywno. - Zostawcie Saltus Mortem, musimy lecieć do Imperium Gryfów!
Wszyscy posłusznie się wzbili w niebo i już po chwili powietrze aż drgało od nadludzkich istot. Policzyłem smoki; był Septimus, Credon, Morgana ze mną i Arven, Chacko z Incantaso i Hondo, Amy z Asoką, Dark Shadow z Severusem i Aishą... tak wszyscy.
Już chciałem pokierować cały oddział ku górze, gdy usłyszałem czyiś krzyk. Odwróciłem się tknięty złym przeczuciem. To Severus wrzeszczał jak opętany. Ale czemu? 
Dość szybko zauważyłem, że patrzy z przerażeniem na tonące w ogniu stepy. "Czego on tam jeszcze szuka? Chyba nie zależy mu tak na Saltus Mortem jak Aishy?... No właśnie! A gdzie jest Aisha?" - tysiące myśli przemykało przez mą głowę. I nagle poczułem lodowaty chłód. Aisha nie dosiadała pegaza In. Aisha musiała skoczyć w płomienie, chcąc ratować Saltus Mortem. "Moja siostra znajduje się wśród Płomieni! Ona jest w ŚMIERTELNYM niebezpieczeństwie!!!" - krzyczała moja dusza. Nikt, oprócz mnie i Seva nie dostrzegł jeszcze nieobecności elfki.  Wszyscy odlatywali już ku zachodowi, w stronę wolnej od ognia przestrzeni. Arven popędziła Morganę widocznie niezadowolona z mej ślamazarności. Ona też nie wiedziała prawdy o Aishy. Opadłem ciężko na siodło, wiedząc, że dla mojej kochanej siostry nie ma już szans. Ogień szybko mordował ludzi, elfy, wilki. Nie pozostawiał nic.
Rozejrzałem się nieprzytomnie dopiero, gdy oddaliliśmy się już daleko od hulającego Ognia. Zauważyłem, że nie ma Severusa. On widać skoczył za Aishą, nie mogąc znieść myśli jakoby jego ukochana miała zginąć. Westchnąłem. Ubyły dwie osoby z naszej załogi...

<Severusie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz