Wybrałem się na teren Saltus Mortem. Pogoda w porównaniu do poprzedniego dnia była ładna. Szedłem tam, by obejrzeć i zbadać młodego księcia - Selekceta. Gdy byłem już na miejscu, wszedłem do jaskini pary Alpha. Zastałem tam Shalassę,i leżącego obok niej Selekcet'a, a trochę dalej Sanguinema.
- Dobrze że już przybyłeś - powiedziała Shalassa.
- Jak się czuje twój syn? - podniosłem brew.
- Jest zdrowy, ale jednak chcę byś wziął go na przegląd.
Małego jelonka obudziła nasza rozmowa . Podniósł łebek i spojrzał na nas swoimi czerwonymi oczami.
- Zabiorę go do mojej chaty - kiwnąłem głową
- Pójdę z tobą. Nie wątpię w twoją potęgę, czarnoksiężniku, ale teraz przed wojną, w lesie grasują mroczni, a ja nie chcę by mojemu synowi coś się stało.
- Rozumiem twą troskę Shalasso - powiedziałem ze spokojem przyglądając się Selekcetowi - Wiesz może jak idą przygotowania do wojny?
- Tak, Griveos trenuje wojowników i obmyśla strategie. A na domiar złego nie mogę stanąć do boju - Łania podniosła się z miejsca
- Czemu?
- Przez Selekceta. Jeśli on straci i matkę i ojca to długo nie pożyje. A ja tak bardzo chciałam posmakować krwi wroga!
- Taka rola matki - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Ruszajmy już - zarządziła samica Alpha, delikatnie trącając nosem małego jelonka. Po krótkiej chwili maluch wstał chwiejąc się jeszcze na swych długich nogach. Z trudem ruszył za nami i przez cały czas szedł między nogami matki. Shalassa nie wydawała się być zadowolona. Gdy weszliśmy do lasu napięcie wzrosło.
- Shalassa, przestań syczeć - mruknąłem
- Czuję zapach wilka - syknęła.
- Gdzie? - spytałem odwracając się do niej.
-Tam - wskazała pyskiem krzaki i przyjęła pozycję obronną.
Powoli podszedłem do zarośli i je odgarnąłem.Zobaczyłem waderę o złotej sierści i rudej grzywie.
- Bella? - nie wiedziałem czy to na pewno ona. Przecież prawdziwa Bella się popsuła. Aisha na pewno dała radę zdjąć z niej klątwę - Co ty do diabła robisz w tych krzakach?
<Bella?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz