Milczałam jak zaklęta, a niewypowiedziane słowa gniły na dnie mej duszy niczym warstwy butwiejącego drewna. Drewna, które z szlachetnego materiału zamieniło się w spleśniałe deski, nic nie znaczące okruszyny.
Niechętnie przeniosłam wzrok na wstrząsane konwulsjami ciało Destiny. Jej nieskazitelnie białą sierść pokrywały szkarłatne plamy krwi. Oddychała nieprawdopodobnie szybko, chrapliwie, jakby każdy oddech miał być tym ostatnim. Złamana noga sterczała pod dziwnym kątem, znużone serce biło z każdą minutą coraz słabiej...
Nie wiem kiedy podjęłam decyzję, dość, że w pewnym momencie podniosłam nieprzytomną waderę z ziemi i ostrożnie zarzuciłam ją sobie na plecy. Chwilę potem już unosiłam się w powietrzu, zajadle zagarniając powietrze skrzydłami. Wilczyca nieprawdopodobnie mi ciążyła, mimo to wciąż leciałam, wciąż uparcie dążyłam do celu. Czułam jak obolałe mięśnie odmawiają ruchu. "Raz, dwa, raz, dwa" - szeptałam do siebie przez zaciśnięte zęby. - "Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila!"
Kiedy już byłam pewna, że upadnę, wycieńczone skrzydła odmówią ruchu wypatrzyłam w oddali granicę Mrocznego Lasu. Gdzieś tam była chatka Severusa. Gdzieś tam czekał na mnie mój ukochany...
Znużona wylądowałam i chwiejnym krokiem podbiegłam do progu domku czarnoksiężnika. Upadłam na schodkach nie mając siły się podnieść. Nagle drzwi się otworzyły, poczułam znajomy zapach pledów, soczystych jabłek, nasion krwawnika... i zemdlałam.
<Destiny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz