-Lili?!-krzyknąłem. Nie czekałem ani chwili dłużej położyłem ukochaną na plecy i popędziłem przez las. Pojawiłem się na łące. Nie zatrzymałem się. Zbiegłem do lasu po drugiej stronie. Pędziłem ile sił miałem w łapach. Pojawiłem się na wzgórzu. Zbiegłem w dół. Położyłem Lili koło małego jeziorka. Odwróciłem się tyłem do wody i zacząłem badać Lili. Nagle wiatr zaczął powiewać moją sierść. Odwróciłem się. Woda była w kolorach tęczy. To co zobaczyłem później było niesamowite. Z jeziorka pił wodę jednorożec tęczy. To najrzadziej spotykany jednorożec.
Był białej maści, a grzywę i ogon miał tęczowe. Czubek jego rogu błyszczał się niczym gwiazdy.
Spojrzał na mnie oczami i stuknął złotym kopytem.
-Wiem że to nie ja porozumiewam się z wami. Lecz proszę pomóż mej ukochanej-powiedziałem.
Jednorożec podszedł do mnie. Schylił głowę w stronę Lili i lekko purpurowymi chrapami powąchał ją. Potem rogiem dotknął rany po ugryzieniu. Gdy skończył stanął w dumniej pozycji. Popatrzył na mnie. Kiwnąłem głową na znak podziękowania. Jednorożec o tęczowej grzywie zniknął.
Gdy minęło pięć minut Lili obudziła się. Wiedziałem, że nie mogę powiedzieć o spotkaniu z jednorożcem. Bo jeśli ktoś spotka jednorożna pod żadnym, pozorem nie może o tym nikomu powiedzieć.
Lili?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz