-Hej Carmen-Uśmiechnęłam się wesoło, jakby nic nigdy nie zaszło.
-Witaj, ale ci wesoło-Roześmiałyśmy się.
-Szczerze nigdy nie czułam się lepiej.Należę do tej watahy prawie od samego jej powstania.Tutaj jest mój dom.Chociaż początki były naprawdę trudne, teraz tutaj jest mój, właściwie nie tylko mój, ale i wszystkich wilków z watahy raj.To jest nasze miejsce i ja nie pozwolę by mroczni je odebrali.Nie poddam się bez walki.Mogą mnie zabić, ale umrę szczęśliwa jeżeli wataha ocaleje.A tak skoro o tym mowa, to mówiłam ci o wizji?-Spytałam.
-Wiesz to bardzo ciekawe co mówisz, miłe słowa, ale ta wizja?Ty masz wizje?-Zdziwiła się.
-Tak samo zareagowałam.Widziałam walkę, walkę naszą z mrocznymi.Zbliża się wojna-szepnęłam.
-Więc stąd te słowa o poświęceniu.-Westchnęła.
-Taj, a ja czuję się na siłach tak jak nigdy, nawet gdybym miała w przyszły dzień odejść, to nie przemowałabym się tym, gdyż walczyłabym do ostatniej kropli krwi.Aż do samej śmierci.
-Sara skąd wiesz, że nadejdzie twój czas?-Spytała niedowieżając.
-Przecież przeżyłam tu wiele, ale wojna to zbyt dużo niż sądziłam.
-Nie martw się poradzimy sobie, przecież mamy ciebie, Hondo, Leo...i resztę-Zapewniała.
-leo-zakręciła mi się łza w oku.
-Coś nie tak?-Spytała
-Leo nie jest moim prawdziwym bratem, on jest mi obcy.Jego matka wmawia mu, że jesteśmy rodziną....Ale ja ja nie mam z nim nic wspólnego-Powiedziałam dumnie.
-Mówisz to jakbyś była dumna, cieszysz się z tego?-Spytała zdziwiona.
-No w pewnym sensie to nawet tak.-Uśmiechnęłam się
-Wiesz możesz zadawać mu wielkio ból skoro on o tym nic nie wie...
-Są teraz ważniejsze sprawy niż to....
-Jakie?-Zaciekawiła się Carmen.
-Słuchaj ja chyba.....
-No co?-Dopytywała alfa
-Będę mieć dziecko z Danem, ale on nic nie wie, a to są tylko przypuszczeniam dowiedziałam się o tym kilka dni temu, a nawet nie wiem co on o tym sądzi-martwiłam się.
-To wspaniale, porozmawiaj z nim pewnie się ucieszy-Uśmiechnęła się.
-On taki nie jest, nie dawno się na niego fochnęłam, a teraz boję się na niego spojrzeć.-Mruknęłam.
-Och....-Westchnęła smutno
-Wiesz mopgłabyś coś dla mnie zrobić?-Spytałam
-Zależy co.-Odpowiedziała twardo
-Ale obiecaj no proszę-W moim głosie zadrżała nutka depresji, która miała na celu przekonać Carmen.
-No niewiem Saro-Popatrzyła na mnie.
-Przecież jesteśmy przyjaciółkami-Uśmiechnęłam się.
-Powinnaś mu sama o tym powiedzieć-Powiedziała rozważnie.
-Ach te przeklęte czytanie w myślach-Westchnęłam gniewnie.-No proszę spytaj, go co on by na to powiedział ok?Pójdziemy tam razem, dodasz mi otuchy.
Carmen?Dokończ proszę :-) (Ps. moja wena twórcza w końcu powraca :D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz