niedziela, 27 października 2013

od Sary

Dziś wstałam dość wcześnie. Panował jeszcze półmrok, a cała dolina była we mgle.Trapiła mnie jedna rzecz, przez którą nie mogłam zasnąć. Ale mniejsza o to. Powoli wysunęłam się z łap Dantego, które namiętnie mnie obejmowały. Nie chcąc go obudzić, zrobiłam to bardzo powoli i po cichu. Wyjrzałam z jaskini i podziwiałam widoki, chociaż nie było za bardzo co oglądać, bo ponad połowę tego "krajobrazu" stanowiła ciemny, szary obłok, jakby kurtyna za którą czaiło się mnóstwo niebezpieczeństwa.Wtedy przypomniałam sobie, jak to było kiedyś. Jak siedziałam na ciemnych moczarach. Teraz nigdy bym tam nie wróciła, bo wiem że moje miejsce jest tutaj. Ale dziś coś mnie kusiło, żeby sobie tam pójść. Wyszłam więc z jaskini i powoli podreptałam w znajomy mi rejon. Gdy dotarłam już na miejsce spojrzałam na "drzewo bólu" te o które najpierw rzuciłam Saj'Jo potem bezlitośnie szarpnęłam nią po czym puściłam w nurt rzeki. Ale wtedy ona zaczęła się topić i przypomniało mi się o tym, że ona boi się wody.Wyciągnęłam ją, położyłam koło drzewa i bezszelestnie uciekłam niewidoczna dla innych. Nasza przyjaźń rozpoczęła się w naprawdę dziwnych okolicznościach. A ostatnio nawet kiedy przechodziłam obok Saj'Jo nie zwróciłam na nią uwagi, nawet nie było zwykłego "Cześć". Zrozumiałam, że zaniedbuję naszą przyjaźń. Ale ona mogłaby się odezwać, lecz też zostaje bez słowa. Zachowujemy się jak wrogowie, szukający dobrej chwili na atak przeciwnika. A przecież kiedyś było całkiem inaczej. Sama nie wiem jak do tego doszło, ale chcę jak najszybciej to jakoś odkręcić. Chociaż nie mam ochoty iść do Saj'Jo. Zostanę tutaj i pomyślę nad kilkoma innymi sprawami, a z nią spotkam się później. Ten basior, którego tutaj widziałam, ach... ile załatwiłam tutaj spraw, właściwie dzięki temu miejscu pożegnałam dawne życie na zawsze. Ostatnie najgorsze miesiące wypełniają teraz pogodne dni pełne komplementów Dantego i w ogóle jego obecność w moim życiu jest całą radością, jaką trzymam w głębi siebie. Chociaż czasem nie ukazuję moich emocji. 
Klapnęłam się pod drzewem i obserwowałam powoli opadającą mgłę. Nagle zauważyłam jakiegoś basiora, to nie był Dan, ale pachniał swojsko, czyli musiał być z naszej watahy, ale najwyraźniej jeszcze nie miałam z nim kontaktu. Basior podszedł do mnie i zaczął rozmowę.


Kto dokończy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz