- Coś z moją księżniczką? – zapytałem. Usłyszałem ponaglające „kraaa” w odpowiedzi. Wzbiłem się więc w powietrze i pomknąłem za ptakiem.
Kiedy tylko wylądowaliśmy na niewielkiej polanie podbiegłem do Saj’Jo.
- Co się stało maleńka? – zapytałem pospiesznie,
- Mi nic. Ale Destiny miała mały wypadek. Mógłbyś obejrzeć jej łapę? – zapytała czarna wilczyca.
- No ładnie, to ja omal zawału nie odstałem... – pokręciłem głową i sapnąłem.
- Sorki, to przeze mnie. Mówiłam, że nic mi nie jest – odpowiedział Destiny z dużym uśmiechem.
- Spoko, spoko, tylko żartowałem z tym zawałem – puściłem do niej oko. – No to obejrzyjmy tę kontuzję.
Przyjrzałem się łapie. Lekarzem nie byłem co prawda, ale jak moje zdolności przydały się po raz kolejny. Nieopodal rosło nerialium, ziele o właściwościach leczniczych, konkretnie przyspieszało regenerację. Roztarłem je w łapach i obłożyłem nim kończynę młodszej wilczycy.
- No i powinno być dobrze. Tylko radzę unikać wypadków.
- Taa... Kto jak kto, ale ty to nie powinieneś pouczać innych kundlu! – znajomy warkot wiecznie wściekłego Kagatha zepsuł mi nastrój.
- Jak ty się do mnie zwracasz wyliniały skunksie? – warknąłem na swojego wrednego towarzysza.
- Lepiej chodźmy, zanim zacznie się an dobre – usłyszałem jak Saj’Jo zwraca się do Destiny.
(Destiny? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz