sobota, 14 września 2013

Rozdział 11 - od Aishy

 *
Wyprostowałam się z wysiłkiem w siodle i znużona powiodłam wzrokiem po cienkiej linii zamglonego widnokręgu. Wędrowaliśmy już z rzędu którąś godzinę, i jak dotychczas nie widać było żadnych tego efektów, co też wprawiło całą naszą kompanię w zły humor. Zwiesiłam głowę wycieńczona skwarem popołudnia i popędziłam swego wierzchowca. Niestety, Saltus Mortem wyczuwszy moje zdenerwowanie wierzgnął, zarzucił łbem i zarżał ogłuszająco, zapierając się jednocześnie nogami o ziemię. Ścisnęłam piętami jego boki i tym razem, ze złowrogim parsknięciem ruszył żwawiej. Dogoniłam Severusa, który z posępną miną jechał na przodzie naszego sformowania i zdyszana doń zawołałam:
- Nie sądzisz, że powinniśmy minąć już Flumen Mortuis? - Flumen Mortuis, to jest Rzeka Umarłych, było jednym z najbardziej ponurych miejsc w okolicy. Tchnęło śmiercią i sławne było z mrocznych istot, które koczowały u jego brzegów. Miejsce przeklęte.
- Być może - westchnął czarnoksiężnik, jadący z nieprzeniknioną miną u mego boku. - Obawiam się, że mimo tak dokładnego rozplanowania naszej podróży, pomyliliśmy drogę.
- Ależ, Sev! - krzyknęłam zrozpaczona zatrzymując bez zbędnych ceregieli swego Saltus Mortem, który ponowił próby zrzucenia mnie ze swego grzbietu. Ja jednak nie zwracałam uwagi na jego coraz to wymyślniejsze pląsy - Pokaż mi mapę - nakazałam marszcząc swe alabastrowe czoło.
- Proszę - elf podał mi niechętnie spłowiałą stronicę, wyrwaną, jak się domyślałam, z jakiejś księgi. Ściągnęłam brwi studiując dokładnie każdy jej fragment. 
- O ile się nie mylę - zaczęłam donośnym głosem, tak, aby każdy mnie usłyszał. - jesteśmy teraz we wschodniej części Stepów. Niebawem powinniśmy minąć południowe pasmo Gór Skalistych, a potem jeszcze tylko kilkanaście kilometrów dzieli nas od Rzeki Umarłych. Ale - uwaga! - te niewinne kilkanaście kilometrów pozostają we władaniu naszych wrogów! Podsumowując czekają nas jeszcze dwie godziny drogi przez Ogniste Łąki. Czy mam rację? - zwróciłam się do Severusa. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się ciepło i podprowadził ku mnie swego rumaka.
- Masz rację, masz - szepnął mi do ucha, a ja wtuliłam twarz w jego płaszcz. 
- Dzięki - wymamrotałam. Chłopak tylko zachichotał, a ja kątem oka zauważyłam, że wszyscy obecni odwrócili taktownie wzrok. Westchnęłam z lubością, ale nagle usłyszałam echo odległego ryku. Wzdrygnęłam się, podskakując ze zdziwienia w siodle.
- Oho! - mruknęłam bez przekonania, z trudem maskując przerażenie. - Będziemy musieli uważać.
- Czyżby to były...? - Asoka otworzyła szeroko oczy.
- Tak - rzekł Aragorn potwierdzając moje obawy. - To smoki.
- Pytanie tylko jaki klan - szepnęła Arven. - Jeśli są to smoki ogniste, możemy wysłać Morganę jako posłańca. Jeśli należą do powietrznych Credon poleci. Smoki wody i ziemii też da się jakoś udobruchać. Gorzej jeśli będą to smoki...
- Dzikie - wyszeptałam oniemiała z przerażenia. Biały jeleniowaty, którego dosiadałam podskoczył z gromkim rżeniem, a ja ku przerażeniu wszystkich potoczyłam się na ziemię, gdzie ległam bez tchu.
- Aisha! - Severus z wdziękiem zeskoczył ze swego "kopytnego" i podbiegł do mnie. - Wszystko dobrze?
- Jasne - wyjąkałam podnosząc się ciężko. Niespodziewanie jednak usłyszałam czyiś krzyk. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Incantaso zeskakującą naprędce ze swego pegaza.
- Mamo! - zawołałam, ale ona nawet nie spojrzała na mnie tylko wyjąwszy długi sztylet zza pleców skoczyła gdzieś przed siebie. I wtedy dostrzegłam coś co zmroziło mi krew w żyłach. Zamarłam, wstrzymując oddech. Przed Incantaso stał największy smok jakiego w życiu widziałam. I bez wątpienia był to smok dziki.

[Arven? Dokończysz, proszę?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz