sobota, 21 września 2013

od Aishy - cd. Nuki; do Belli

Prawdę mówiąc, polubiłam Nukę. Był osobą świetnie nadającą się na przyjaciela; szczery, umiejący pocieszyć i godny zaufania. Do tego umiał słuchać, nigdy nie wypytywał mnie o drażliwe tematy próbując prowadzić rozmowę delikatnie i - co wielce mnie cieszyło - z humorem. Jego siostra, Lily, także była osóbką nader zabawną i jakże pocieszną! Głośna, hałaśliwa, wszędobylska waderka. Szczerze? Podbiła moje serce, na co dzień twarde i nie do zdobycia.
Tak więc leżałam w słońcu gaworząc z towarzyskim basiorem i jego uroczą siostrą. Wszyscy byli roześmiani, co chwila ktoś parskał śmiechem. Atmosfera, rzekłabym, rodzinna. I pewnie długo byśmy jeszcze tak siedzieli, gdyby nie dziwny zmysł, który zaczął mnie w pewnym momencie przewiercać od środka. Początkowo go zignorowałam. "Może to tylko głód mnie dręczy?" - łudziłam się. Kiedy jednak wewnętrzny radar zaczął wariować, zerwałam się z miejsca i nie bacząc na Nukę i Lily przymknęłam oczy. Ktoś chciał się przebić poprzez moje bariery! Tylko kto...? Skupiłam się i poczęłam odczuwać otoczenie telepatycznie. Nie to jednak było rozwiązaniem mojego problemu. Sfrustrowana zjeżyłam się i nagle mnie olśniło. To mój instynkt samozachowawczy się tak wyczulił, gdy wyczuł zaledwie trzy kilometry stąd... Bellę! Na moment zmartwiałam, zbyt zaskoczona, aby wykonywać jakikolwiek ruch. Po jakimś czasie otworzyłam jednak oczy i rozłożywszy skrzydła wzbiłam się w powietrze. Nagle dobiegło mych uszu wołanie Nuki:
- Ależ gdzie ty się wybierasz?
Chwilę nie wiedziałam co się dzieje, szybko jednak zdałam sobie sprawę, że to basior o którym zapomniałam woła mnie z ziemi. Teraz stał ze zbulwersowaną miną na powalonym konarze, a obok niego siedziała naburmuszona Lily.
- Muszę załatwić pewną sprawę z wygnaną córką Alf, Bellą. Chyba... wiem jak rozwiązać ten przeklęty konflikt! - zawołałam i momentalnie znikłam ponad koronami drzew. Po jakimś czasie dotarłam do terytorium Saltus Mortem, gdzie też wylądowałam. Zaczęłam nasłuchiwać. Nie dane mi jednak było długo tak stać, gdyż po chwili z boku rzuciła się na mnie rozjuszona Bella.
- Jak śmiesz tu przychodzić?! - zawyła szarpiąc mnie pazurami. Zwinnie odskoczyłam.
- Chwila, chwila - przerwałam jej. Niespodziewanie zesztywniała. - A ty nie powinnaś być przypadkiem martwa?
- Bestio plugawa! - ryknęła wadera i skoczyła w moim kierunku. Błyskawicznie jednak uchyliłam się przed jej ciosem, po czym przygniotłam ją łapą.
- To jak? Będziemy tak walczyć, czy wysłuchasz mnie łaskawie? - mruknęłam.
- Wolę wyzionąć ducha niż Cię słuchać! - wrzasnęła wilczyca.
- Ty już  w y z i ą n ę ł a ś  ducha - odparłam. - Ale wiem jak Cię można uratować.
- Niby jak? - Bella szarpnęła się gwałtownie, ale jej nie wypuściłam.
- Próbował Cię uratować Severus, ale nie był on osobą właściwą. jako że niegdyś sprawował rolę twego przyjaciela - kontynuowałam. - Próbowała uratować Cię Arven, ale ona będąc twą siostrą nie miała tej siły. Hades i Sauron też nie władali takowymi mocami, bowiem tylko jedna osoba może zdjąć ciążącą na tobie klątwę. I...
- I co?! Kto to jest?! - przerwała mi Bella.
- I... to jestem ja - dokończyłam z uśmiechem.
- Co?! - wadera otworzyła szeroko oczy nie dowierzając moim słowom. - Co?!
- Tylko ja mogę Cię uratować, ponieważ jestem twym wrogiem, przeciwnikiem i osobą, która nigdy przy tobie nie była. To ja jestem na swój sposób sprawcą tej klątwy, więc tylko ja mogę Cię wyswobodzić - powiedziałam.
- Nie chcę twej pomocy - warknęła Bella.
- Nie...? - uniosłam brew. - To może to Cię przekona.
Skoczyłam na równe nogi i z głuchym warczeniem rzuciłam się na Bellę. Zacisnęłam szczęki na jej karku i z całej siły rzuciłam nią o pobliskie drzewo.
- Gardzisz moją pomocą? - krzyknęłam. - To pokażę Ci coś!
Podbiegłam do niej i przycisnęłam do ziemi.
- Nie zabiję Cię - syknęłam. - bo ty nie masz duszy. Ja Ci pomogę. To takie złe?
Wadera kłapnęła tylko zębami w powietrzu, nie mogła bowiem mnie sięgnąć.
- Kąsać chcesz? - szydziłam. - Kąsać?
Wstałam i otrzepałam się z ziemi. Bella tylko na to czekała. Ruszyła galopem między drzewami, ale momentalnie zagrodziłam jej drogę iskrzącymi się ogniem. Gwałtownie zahamowała, ale płomienie i tak osmaliły jej futro na grzbiecie i łapach.
- Nie uciekniesz przede mną! - ryknęłam. - Nie dasz rady.
Zbliżyłam się do niej wciąż kipiąca gniewem i złapałam za gardło.
- Więc jak? - szepnęłam. - Mogę Cię uratować, czy "mam cię nękać aż do śmierci"?

<Bella? Wybacz mi tak okrutne traktowanie...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz