czwartek, 19 września 2013

Od Jaspera-do Carmen

Wojna miała zacząć się już niebawem. Udałem się więc na zwiady. Nie mogłem siedzieć i czekać. Nie byłem taki. Jeśli nie będę śledzić mrocznych to pójdę zapolować na jakiegoś dzika lub jelenia. Dawno nie widziałem Carmen. Musiała gdzieś chodzić na terenie watahy. Nie myślałem już o niej bo usłyszałem szelest. Szybko zareagowałem i stanąłem w pozycji obronnej. Przede mną pojawili się mroczni. Trzy basiory skoczyły na mnie w jednej chwili. Odtrąciłem ich od siebie zanim zdołali coś mi zrobić. Ugryzłem pierwszego w kark przecinając tętnicę. Z drugim nie poszło najgorzej. Ale pozostał trzeci.. Był silny. Tak silny jak ja. Nigdy jeszcze nikt nie dorównywał mi siłą. Jednocześnie rzuciliśmy się na siebie. Walka trwała dłuższą chwilę. Basior uderzył mnie łapą w głowę. Odtrąciłem go ale znowu się na mnie rzucił. Odgryzł mi kawałem ucha. Zacisnąłem zęby. Nie będę jęczeć z bólu. Stworzyłem kulę magi i cisnąłem w wilka. Padł martwy. Ja odeszłem. Nie miałem zamiaru spędzić na terenie mrocznych ani chwili dłużej. Zacząłem biegnąć przez las. Przebiegałem koło małego źródełka. Zobaczyłem lilię na jego środku. Postanowiłem ją zerwać...
Wtedy pojawiła się ona. Wróżka wielkości mojej łapy. Zaczęła mówić.:

"Zerwij lilię wodną moją, lecz ukochanej jej daj.
Jeśli ona też cię kocha spodoba jej się ten dar.
Ale jeśli cię nie kocha, jeśli ktoś inny w sercu krąży jej.
Wrócisz tu i pochłonie cię tafla jeziora"

Zniknęła. Nic nie mówiłem i zerwałem lilię Nie możliwe jest żeby piękna wadera o brązowej gęstej grzywie okazała się osobą o dwóch wcieleniach. Przecież ja kocham ją, a ona mnie. Gdyby tak nie było nie było by watahy i niczego. Odwróciłem się i ostatni raz spojrzałem na źródełko i pobiegłem na skraj lasu. Czułem że to tam musi być Wadera mojego serca. Stał tam też basior Leo. Położyłem lilię i powiedziałem
-Chciałem ci coś dać. Ale widzę że jesteś zajęta..-powiedziałem i wziąłem lilię do pyska. Zacząłem odchodzić...

Carmen???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz