Gdy wieczorem przechadzałem się po lesie, stało się coś dziwnego... usłyszałem krzyki, krzyki szczenięcia.
Wtedy cała historia sprzed laty do mnie powróciła, widziałem ją, widziałem jak uciekała, jak zniknęła w tłumie walczących wilków... To musiała być ona, MOJA SIOSTRA!!! Właśnie w tej chwili pobiegłem w głąb lasu, chciałem zobaczyć, dlaczego ona tak krzyczy! Zobaczyłem ogromnego, czarnego wilka który ją trzymał. Musiałem zareagować. Wyszczerzyłem kły i tylko czekałem, aż mnie zobaczy. Spojrzał na mnie, a ja warknąłem.
Nuka?!- wykrzyknęła, a ja wpatrzyłem się w te jej wielkie, lśniące oczy. I to właśnie był błąd... bo nim się obejrzałem, dostałem potężny cios w głowę. Wiedziałem, że muszę ją ratować. Otrząsnąłem się i ruszyłem do walki, ale on był silniejszy ode mnie i jednym ruchem łapy sprawił, że znów znalazłem się na ziemi. Basior zaśmiał się tylko i spojrzał na mnie z pogardą:
- Jest ci do śmiechu?- syknąłem
- Zamknij się, dobrze wiesz, że mnie nie pokonasz... Jesteś taki żałosny...- znów się zaśmiał i odepchnął moją siostrę, a ona upadając straciła przytomność
- Zostaw ją!- krzyknąłem wściekły jak nigdy dotąd
- „Zostaw ją?”, tylko na tyle Cię stać?- On również się mocno wściekł, widocznie nie podobało mu się moje towarzystwo...
Właśnie w tej chwili rzuciłem się na niego, ale tym razem zręcznie uniknąłem jego ciosu. Używając swojej mocy, zacząłem biegać wokół niego z super szybkością, porywając przy tym moją siostrę za kark. Wróciłem na swoje miejsce, a ją położyłem obok.
- Gorzko tego pożałujesz!- wrzasnąłem
- Zobaczymy- wtrącił basior, oczepując z futra resztki kurzu którym obsypałem go podczas biegu.
- Zakład?- spytałem się z pewnością w głosie
W tym samym momencie łapą przytuliłem do siebie nieprzytomną Lili, a przed basiorem pojawiły się płomienie. Oczywiście same się nie pojawiły, musiałem im trochę pomóc... Basior wyraźnie się zdziwił, ponieważ uciekł z wystraszoną miną. Ja zgasiłem płomienie, a Lili otworzyła oczy. Spojrzała na mnie półprzytomnym wzrokiem i znów zasnęła. Obróciłem jej głowę... mocno krwawiła.
Lili... ja... przepraszam- zwiesiłem głowę
Nie bój się wezmę Cię do lekarza - powiedziałem pewny siebie i wziąłem młodą waderę na plecy. Zacząłem biec jak najszybciej potrafiłem. Miałem do wyboru:
Biec dłuższą, ale bezpieczniejszą drogą przez las,
Czy dużo krótszą, ale też o wiele niebezpieczniejszą drogą przez tereny Mrocznej watahy.
Musiałem wybrać jak najkrótszą drogę więc znów zacząłem pędzić ścieżką. Gdy byłem już na terenie wroga, dwa basiory zagrodziły mi drogę:
- Kogo my tu mamy- powiedział ten większy
- Pewnie się zgubił, biedaczysko- powiedział drugi z sarkazmem
Basiory zaczęły się do mnie przybliżać
- Ależ chłopaki- próbowałem załagodzić sytuację- ja nie jestem groźny – zacząłem się cofać, w tym samym momencie rzuciłem Lili pod krzaki (tak rzuciłem, ale nie mocno, ponieważ nie chciałem, żeby te basiory przyczepiły się też do niej)
Nagle do basiorów doszła jakaś wadera. Wyglądała dumnie i doniośle.
- Suńcie się matoły- powiedziała do basiorów, a oni posłusznie odsunęli się
- Kim jesteś i skąd przybyłeś?!- spytała się
- Jestem sobą, a przybyłem ze swojej watahy- odpowiedziałem
- Jaśniej proszę!- krzyknęła, a ja ani myślałem odpowiadać
- Czyli nie chcesz gadać, tak?- podparła pazurem mój podbródek, a ja potrząsnąłem głową- Zaraz się z tobą policzymy...- stwierdziła
- Ja nie biję kobiet- wciąż dogadywałem
- I bardzo dobrze, ja nie będę się bić- wadera odeszła z uniesioną głową i usiadła na głazie który leżał tuż obok. W tym samym momencie dwa basiory rzuciły się na mnie. Jakież było zdziwienie wadery gdy z doskonałą precyzją omijałem ich ataki.
Byłem już wykończony walką (trudno się dziwić ich było dwóch, a ja jeden), gdy nagle przyszedł trzeci basior, znacznie większy od tamtych.
- Witaj Hiko, moja córko- zwrócił się do wadery siedzącej na głazie
- Witaj ojcze- odrzekła Hiko (ta wadera)
Właśnie wtedy dwa basiory czmychnęły w głąb lasu.
- Tchórze- stwierdził z pogardą
Nie miałem już siły walczyć... wiedziałem, że basior chce bójki...
Podbiegłem do Lili, okryłem ją swoim ciałem, nie chciałem, żeby cierpiała... po policzku spłynęła mi łza...
Basior wziął zamach...
I nagle jakby gwiazda, z nieba sfrunęła wadera, uderzyła w basiora, tym samym sprawiając, że zemdlał.... Hiko uciekła, zaoszczędzając sobie bólu.
Basior się ocknął
- Uciekaj!- wrzasnęła
- A ty?!- spytałem się, porywając przy tym moją siostrę
- Dam sobie radę- zapewniła
- Dziękuję! – odkrzyknąłem już w biegu
Byłem wycieńczony, biegłem ile sił... W końcu dobiegłem do chatki lekarskiej...
Wbiegłem do niej, w środku stała Kate (Kate Lilly)
- Co się stało?!- spytała przerażona
- Nic... ja...- powiedziałem ostatkiem sił, pokazując im Lili-proszę zajmijcie się nią...- w tej chwili wszedł Delgado, a ja zamknąłem oczy i straciłem przytomność...
Delgado? Kate Lilly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz