Było mi żal Rey’a. Jego towarzyszka leżała teraz na ziemi, mocno krwawiła. Basior siedział obok niej, a z jego oczu kapały łzy. Widać było, że z trudem je powstrzymuje.
- Ona... ona chciała nas uratować.. a sama...- nie dokończył. Popatrzyłam się na niego ze współczuciem.
- Najwyraźniej kolec miał w sobie jad... - spuściłam głowę. Rey nic nie odpowiedział tylko popatrzył się na mnie ze smutkiem.
- Dziękuję... - uratowałeś nas...- usiadłam obok niego
- To nie ja... to była ona.
- Przepraszam!- wykrzyknęłam - to JA cię tu ściągnęłam, to JA chciałam polować! - również zaczęłam szlochać.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Ale... ale nagle coś mnie tknęło... nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale teraz musiałam spróbować! Dla Rey’a zrobiłabym wszystko!
- Odsuń się - powiedziałam już poważniejszym tonem i przestałam łkać.
- Ale... - basior nie zdążył nic powiedzieć, gdy swą mocą odepchnęłam go (sama nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale działałam wbrew swej woli).
Podeszłam do leżącej bez ruchu na ziemi smoczycy i stanęłam przed nią. Moje oczy zabłysnęły w świetle księżyca. Uniosłam się do góry, zaczęła ode mnie bić aura, była czerwona, czerwona jak krew... Ciało Saphiry również się uniosło, po czym z hukiem opadło na ziemię. Kolec tkwiący w jej ciele zabłysnął po czym zamienił się w pył. Powoli zaczęłam słabnąć... opadłam na ziemię, ale nie tak jak Saphira - opadałam delikatnie... powoli. Gdy moje łapy dotknęły ziemi nie wiedziałam co się stało... zemdlałam...
Rey? Udało się? Czy Saphira wyzdrowiała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz