Wciąż słyszałem jeszcze dudnienie. Obraz przed moimi oczyma był częściowo zamazany. Zdałem sobie sprawę że klęczę na czymś... lub na kimś. Uniosłem głowę i Go zobaczyłem. Króla królów, boga bogów, stworzyciela wszystkich wymiarów. Zobaczyłem Elerata. Był ogromny, a ja klęczałem na jego ogromnej człowieczej i boskiej zarazem, dłoni. Od jego twarzy bił niewyobrażalny blask i nie mogłem jej dostrzec. Jednak czułem, że wzrok tytana był skierowany na mnie. Postać wydała mi się tak serdeczna i pełna miłości że chciałem aż skoczyć na niego i go wyściskać. Byłem niestety zbyt słaby by zrobić cokolwiek. Wiedziałem jednak, że to TEN Elerat.
- Jesteś tak … tak … tak - wyciągałem ku niemu rękę, zupełnie zapominając że przecież klęczę na jego dłoni. - Blisko…
- Spokojnie… - przemówił. Jego głos był niezwykły. Pełen miłości i troski.
- Co się stało? Czemu tu jestem? - wyszeptałem.
- Ty, dziecię co za młodu w zwierzę się zmieniło dostałeś się na łono bogów, gdyż zginąłeś w odmętach wody, którą sam stworzyłem - powiedział donośnym głosem.
- Nie… Co z Aishą?! Co z resztą!? - Mój oddech się załamał, byłem przerażony choć w głębi serca zrobiłbym wszystko, by zostać w tym raju.
- Ona i z tobą zginęła - wyraźnie posmutniał.
- Masz mi za złe że zmieniłem się w wilka? - wyszeptałem wpatrując się w jeden punkt.
- Nie, Severusie - te słowa dodały mi otuchy.
- Czemu jestem tu z tobą? Czemu nie trafiłem do Ereziusza?! To on jest bogiem zła i... - nie dokończyłem. Bóg podniósł swą drugą dłoń i przyłożył mi swój palec do ust. Przy jego rozmiarach , palec zajął mi pół twarzy.
- Nie jesteś zły. Po ojcu odziedziczyłeś mroczne moce, lecz po matce dobre serce. Ty jesteś bogiem mroku, rycerzem sprawiedliwości, a Aisha boginią twoją, która strzeże cię od złego.
- Ale przecież Aisha urodziła się jako wilk - zdziwiłem się. Powoli odzyskiwałem siły.
- Ona także na tyle jest dumna i prawa by człowiekiem się porodzić. Daję ci drugą szansę. Idź i zło zwalczaj!
- Przysięgam! - wstałem na nogi i wyciągnąłem zza plecy moją laskę. - Zabiję wszystkich mrocznych, którzy spróbują wejść nam w drogę.
- Mroczni są źli, lecz tylko dla wilków. Chodzi mi o demony wymiaru ludzkiego. To je pokonać musisz. Ereziusz! To twój wróg nad wrogi.
- A… skąd wiedziałeś o Aishy?
- Ja znam każdą myśl każdego stworzenia. Opłakuję każdą śmierć i raduję się każdymi narodzinami - Uniósł swą dłoń na której stałem ku górze. - Odnajdź Incantaso i Aishę w pustce pomiędzy wymiarowej i znajdź drzwi do życia - Powiedział i nagle wszystko rozbłysło.
***
Mój bark zarył w piasek, nogi poleciały do góry a włosy sunęły po gruncie niczym mop. Obolały opadłem na piach. Wokoło było słychać pogwizdywanie wiatru,
i nic po za tym. I wszędzie piasek. Cholerny piach aż po horyzont. Nagle
zobaczyłem przed sobą Incantaso. Wyciągnąłem do niej rękę.
- Incantaso… Gdzie... gdzie jest reszta? - stęknąłem.
- Wątpię, abyśmy ich kiedykolwiek spotkali – wstała z piasku. – Oni żyją, my… nie.
- Wiem…- kaszlnąłem. - To znaczy nie... my ani NIE żyjemy ani żyjemy.
- Jak to? - zdziwiła się.
- Jesteśmy …prochem - wziąłem w garść trochę piasku i uniosłem, na tyle wysoko na ile byłem w tym stanie.
- Do rzeczy Sev - usłyszałem za sobą słodki głos Ai.
- Aisha! - powiedziałem radośnie i wyciągnąłem ku niej dłoń, lecz nagle poczułem na twarzy zimny, śliski, mokry język. Aisha zachichotała - Griveos?!
Wstałem na nogi, jeszcze się przy tym chwiejąc i znów wyciągnąłem laskę.
- Co wy no to by "wrócić do życia"? - uśmiechnąłem się lekko. A elfice popatrzyły na siebie nawzajem.
Długo szukaliśmy drzwi, które mogły by nam zwrócić nasze dusze, ale w końcu…
Obudziłem się na mokrej, pachnącej trawie, dokładnie koło rzeki w której zginąłem. Wstałem i otrzepałem się z popiołu. Zobaczyłem na horyzoncie sylwetkę, która coraz szybciej się do mnie zbliżała. Zobaczyłem że to Hondo, który z wielkim uradowaniem biegnie w moją stronę z rozwartymi ramionami. Jego białe włosy falowały na wietrze. Ja także rozłożyłem ramiona (no skoro facet chcę się przytulić…).Widząc jak blisko mnie jest już mój przyjaciel wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i czekałem aż wysoki mężczyzna się na mnie rzuci. Nagle jednak zdałem sobie sprawę że on wcale nie biegnie do mnie tylko do Aishy a ja po prostu się wydurniam. Gdy Hondo już mnie ominął i dopadł swą córkę, ja zdałem sobie sprawę że on zawsze będzie mnie miał "pod ogonem" i uśmiechnąłem się lekko widząc jak mężczyzna raduje się z wesołej nowiny, że jego małżonka i córka żyją. Zaraz potem przybiegła cała reszta. Arven rzuciła mi się na szyję.
- Severus, ty żyjesz! - krzyknęła radośnie, ale zaraz ze mnie zeszła i dodała poważnie. - To znaczy, bardzo się cieszę.
- Co się z wami działo?! - wykrzyknął Aragorn.
- To długa historia… - Incantaso przewróciła oczyma wciąż się uśmiechając.
- Opowiedzcie! - Asoka zmarszczyła brwi. -Wszystko na wieczornym ognisku!
- No…dobra - uśmiechnąłem się lekko.
Szybko nastał zmrok. Rozbiliśmy obóz w lesie, a Hondo przez cały czas nie odstępował Incantaso na krok. Aisha najwidoczniej była z siebie dumna że udało jej się uratować ojca Mustafara i partnera Ashy – Griveosa. Potem wszyscy troje opowiadaliśmy o tym co się stało z naszego punktu widzenia, a Asoka wszystkie te trzy wersje zapisała w księdze "Podróż po pokój". Sama ją tak nazwała i moim zdanie powinna jeszcze trochę pomyśleć nad lepszym tytułem. W końcu wszyscy poszli do swoich namiotów. Oczywiście ja spałem z Aishą (Hondo o tym nie wiedział, bo w przeciwnym wypadku by mnie rozszarpał) Przez całą noc rozmyślałem o tym co się zdarzyło. A co jeśli Elerat nie dał mi drugiej szansy? Wiem już czego nie zrobiłem i co zrobić muszę! Wyjąłem z sakwy pierścień mojego ojca. Ten sam którego kiedyś zniszczyła Bella.
- Aisha wstawaj - szepnąłem delikatnie szturchając ją w ramię.
- Po co? - mruknęła.
- Choć ze mną.
- Nie dość ci wrażeń na dziś? - odwróciła się.
- Proszę - wziąłem ją za rękę.
- No dobra, niech ci będzie.
Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie panowała ciemność, a niebo było bezchmurne. Wziąłem głęboki wdech, i gwizdnąłem. Ziemia zadudniła i z ciemności wyłonił się Griveos. Wsiadłem na zwierzę i gestem dałem znać elfce, żeby zrobiła to samo. Pogalopowałem w najciemniejszy zakamarek lasu, lecz Aisha milczała. Trzymała się kurczowo mojego ubrania, i rozglądała się na boki. W ciągu krótkiego czasu, Saltus Moretm pokonywał bardzo duży dystans, i już po paru minutach w oddali było widać małe, błękitne światełka .Aisha zmrużyła oczy. Po chwili Griveos zwolnił i zaczął truchtać. Byliśmy na miejscu. Z ogromnego dębu, w którego wnętrzu było błękitne światło wylatywały kule energii, które latały po całej tej niezwykłej polanie. Nie była to ogromna, groźna kula, lecz malutka przyjazna kuleczka, która dawała światło i nadzieję tym, co zbłądzili.
- Jeeeej - wyszeptała Aisha, po czym oboje zsiedliśmy z rumaka. - To jest… niezwykłe - dotknęła delikatnie jednej z kuleczek.
- Prawda? - ścisnąłem w dłoni pierścień. - Zabrałem cię tu nie bez powodu.
- Yhym..?
- Aisho….- uklęknąłem i pokazałem jej pierścień. - Czy zechcesz zostać mą boginią?
<Aisha?>
- Incantaso… Gdzie... gdzie jest reszta? - stęknąłem.
- Wątpię, abyśmy ich kiedykolwiek spotkali – wstała z piasku. – Oni żyją, my… nie.
- Wiem…- kaszlnąłem. - To znaczy nie... my ani NIE żyjemy ani żyjemy.
- Jak to? - zdziwiła się.
- Jesteśmy …prochem - wziąłem w garść trochę piasku i uniosłem, na tyle wysoko na ile byłem w tym stanie.
- Do rzeczy Sev - usłyszałem za sobą słodki głos Ai.
- Aisha! - powiedziałem radośnie i wyciągnąłem ku niej dłoń, lecz nagle poczułem na twarzy zimny, śliski, mokry język. Aisha zachichotała - Griveos?!
Wstałem na nogi, jeszcze się przy tym chwiejąc i znów wyciągnąłem laskę.
- Co wy no to by "wrócić do życia"? - uśmiechnąłem się lekko. A elfice popatrzyły na siebie nawzajem.
Długo szukaliśmy drzwi, które mogły by nam zwrócić nasze dusze, ale w końcu…
Obudziłem się na mokrej, pachnącej trawie, dokładnie koło rzeki w której zginąłem. Wstałem i otrzepałem się z popiołu. Zobaczyłem na horyzoncie sylwetkę, która coraz szybciej się do mnie zbliżała. Zobaczyłem że to Hondo, który z wielkim uradowaniem biegnie w moją stronę z rozwartymi ramionami. Jego białe włosy falowały na wietrze. Ja także rozłożyłem ramiona (no skoro facet chcę się przytulić…).Widząc jak blisko mnie jest już mój przyjaciel wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i czekałem aż wysoki mężczyzna się na mnie rzuci. Nagle jednak zdałem sobie sprawę że on wcale nie biegnie do mnie tylko do Aishy a ja po prostu się wydurniam. Gdy Hondo już mnie ominął i dopadł swą córkę, ja zdałem sobie sprawę że on zawsze będzie mnie miał "pod ogonem" i uśmiechnąłem się lekko widząc jak mężczyzna raduje się z wesołej nowiny, że jego małżonka i córka żyją. Zaraz potem przybiegła cała reszta. Arven rzuciła mi się na szyję.
- Severus, ty żyjesz! - krzyknęła radośnie, ale zaraz ze mnie zeszła i dodała poważnie. - To znaczy, bardzo się cieszę.
- Co się z wami działo?! - wykrzyknął Aragorn.
- To długa historia… - Incantaso przewróciła oczyma wciąż się uśmiechając.
- Opowiedzcie! - Asoka zmarszczyła brwi. -Wszystko na wieczornym ognisku!
- No…dobra - uśmiechnąłem się lekko.
Szybko nastał zmrok. Rozbiliśmy obóz w lesie, a Hondo przez cały czas nie odstępował Incantaso na krok. Aisha najwidoczniej była z siebie dumna że udało jej się uratować ojca Mustafara i partnera Ashy – Griveosa. Potem wszyscy troje opowiadaliśmy o tym co się stało z naszego punktu widzenia, a Asoka wszystkie te trzy wersje zapisała w księdze "Podróż po pokój". Sama ją tak nazwała i moim zdanie powinna jeszcze trochę pomyśleć nad lepszym tytułem. W końcu wszyscy poszli do swoich namiotów. Oczywiście ja spałem z Aishą (Hondo o tym nie wiedział, bo w przeciwnym wypadku by mnie rozszarpał) Przez całą noc rozmyślałem o tym co się zdarzyło. A co jeśli Elerat nie dał mi drugiej szansy? Wiem już czego nie zrobiłem i co zrobić muszę! Wyjąłem z sakwy pierścień mojego ojca. Ten sam którego kiedyś zniszczyła Bella.
- Aisha wstawaj - szepnąłem delikatnie szturchając ją w ramię.
- Po co? - mruknęła.
- Choć ze mną.
- Nie dość ci wrażeń na dziś? - odwróciła się.
- Proszę - wziąłem ją za rękę.
- No dobra, niech ci będzie.
Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie panowała ciemność, a niebo było bezchmurne. Wziąłem głęboki wdech, i gwizdnąłem. Ziemia zadudniła i z ciemności wyłonił się Griveos. Wsiadłem na zwierzę i gestem dałem znać elfce, żeby zrobiła to samo. Pogalopowałem w najciemniejszy zakamarek lasu, lecz Aisha milczała. Trzymała się kurczowo mojego ubrania, i rozglądała się na boki. W ciągu krótkiego czasu, Saltus Moretm pokonywał bardzo duży dystans, i już po paru minutach w oddali było widać małe, błękitne światełka .Aisha zmrużyła oczy. Po chwili Griveos zwolnił i zaczął truchtać. Byliśmy na miejscu. Z ogromnego dębu, w którego wnętrzu było błękitne światło wylatywały kule energii, które latały po całej tej niezwykłej polanie. Nie była to ogromna, groźna kula, lecz malutka przyjazna kuleczka, która dawała światło i nadzieję tym, co zbłądzili.
- Jeeeej - wyszeptała Aisha, po czym oboje zsiedliśmy z rumaka. - To jest… niezwykłe - dotknęła delikatnie jednej z kuleczek.
- Prawda? - ścisnąłem w dłoni pierścień. - Zabrałem cię tu nie bez powodu.
- Yhym..?
- Aisho….- uklęknąłem i pokazałem jej pierścień. - Czy zechcesz zostać mą boginią?
<Aisha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz