Szedłem przez las tropem Shidy. Moje myśli jak rzadko
były całkiem zmącone. Czemu jest samotna? Czemu nie zostaje z
watahą, lata po górach?.. Nagle moją uwagę przykuł hałas, z
doświadczenia wiedziałem, że walki, ale był bardzo odległy. Postanowiłem
zmienić kierunek i ruszyłem dźwiękom bijatyki.
Gdy dotarłem na miejsce było już po wszystkim. Na śodku leżał mroczny
basior, fakt przyznam,że ogromny. Dalej leżała wadera, ohhhh.. Jej
strzaskane skrzydło... Zbliżyłem się do niej.
- Kim jesteś? - szepnęła.
Przekręciłem głowę, aby lepiej obejrzeć skrzydło.
- Ezukae - odparłem. - A ty?
- Jesteś z Watahy Zaklętego Źródła, czy tak? - otworzyła wycieńczone oczy.
Przytaknąłem.
- Jestem Incasto, samica Beta w twojej watasze. Jeśli Ci to nie sprawi
problemu... mógłbyś mi pomóc? - popatrzyła na mnie pełna nadziei. I jak ja
mam jej pomóc? Rozdarłem koszulę i zawinąłem jej skrzydło. Strasznie
krwawiło. Hmm... Ściemniało się. Postanowiłem "wyczarować" domek na
drzewie.Tak więc uśpiłem zmęczoną waderę i zacząłem czarować. Najpierw
skupiłem się na podłodze. Złączyłem trzy gałęzie. Gdy wyścieliłem
gałęziami dokładnie ubiłem.... no i można stwierdzić,że mam miejsce jako
takie do wypoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz