sobota, 30 listopada 2013

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Carmen stała niezdecydowana na progu jaskini wpatrując się z niewysłowionym żalem w konającego u jej stóp basiora. I choć wiedziała, że ten prędzej czy później umrze trudno jej było podjąć właściwą decyzję. Wahanie trwało jednak krótko. Samica Alfa słysząc odgłosy zbliżających się intruzów pochyliła się ciężko i trąciwszy nosem bok wilka zwróciła głowę w kierunku zagrożenia. 
Dziki skowyt przedarł ciszę, a ona spiąwszy mięśnie łap rzuciła się do przodu.

***
"Oczy jego pałały ogniem, żywsze od nurtu Miliare
Szept niósł się echem, piękna jak słońce, płonęła twarz Fire." 

- Co o tym twierdzisz, Severusie? - spytałam przeczytawszy ukochanemu fragment poematu, którego szczegóły właśnie zgłębiałam. 
- Proste jak struna, niesmaczne jak ciasto z dyni - brzmiała diagnoza mojego partnera. Severus siedział na trawie z miną zniecierpliwionego dziecka, znudzony niewyszukanymi rymami czytanej przeze mnie książki.
- Powinieneś okazać nieco więcej szacunku dla sztuki - mruknęłam pod nosem, elf mnie jednak zlekceważył.
- Sztuka jest... - zaczął, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem. 
- Kocham Cię - szepnęłam.
- Ja Ciebie też - odparł, wtem jednak znieruchomiał.
- Coś nie tak? - zdziwiłam się, ostatnio bowiem w watasze nie działo się nic ciekawego.
- Na naszym terenie jest... - w tym samym momencie ja też to poczułam. Unoszoną przez wiatr ulotną woń.
- ...człowiek - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Carmen zbiera oddziały wojowników i magów - kontynuował Severus, nagle jednak zbladł. - Nuka... Nuka jest rany - wydusił w końcu. 
Nawet huk armaty nie otrzeźwiłby mnie bardziej niż ta niespodziewana wiadomość. Przerażona zerknęłam na ukochanego.
- Jaskinia Alf, spiesz się - rzucił. Ruszyłam pędem w kierunku szukanej groty. Przerażenie i strach dodawały mi skrzydeł, galopowałam więc jak nigdy dotąd. W pewnym momencie zderzyłam się z jakimś wilkiem, chyba Merwanem, nie zwróciłam jednak na niego uwagi i skoczywszy na równe nogi biegłam dalej. Po kilkunastu minutach dopadłam do szukanej jaskini. Wewnątrz leżał zbroczony krwią Nuka. Ledwo dostrzegalnie podniósł głowę kiedy mnie zobaczył. Chciał coś powiedzieć, jednak ściśnięte bólem gardło nie pozwalało mu na wyduszenie jakiegokolwiek słowa.
- Spokojnie - szepnęłam do niego. - Już wszystko dobrze, zaopiekuję się tobą. 
Drżąc na całym ciele podeszłam do najlepszego przyjaciela i uklęknąwszy nie opodal położyłam sobie na kolanach jego ciężki łeb. 
- Słuchaj mnie, Nuka - rękami drżącymi od nerwów przeczesywałam jego długie futro. - To, że kocham Severusa, nie znaczy, że nie kocham też Ciebie. Jesteś dla mnie jak brat, najlepszy na świecie brat, rozumiesz? Proszę, nie umieraj. Spróbuj to przetrwać, dobrze? Słyszysz mnie?! - nagle ciało basiora znieruchomiało. 
- Nie - wymamrotałam. - Nie zgadzam się! Nie możesz mi tego zrobić, Nuka! Błagam,  nie!!! 
Nuka nie żył. Byłam tego pewna.
Rozwścieczona do granic możliwości podniosłam się z klęczek. Nie płakałam, pozwoliłam tylko na to, aby panowało milczenie. W pewnym momencie jednak gniew sprawił, że postanowiłam się poświęcić. Za osobę, dzięki której stałam się istotą z sumieniem. Za osobę, dzięki której zaczęłam innej patrzeć na świat. Za Nukę.
Pełna determinacji dotknęłam prawą dłonią swego serca. Kiedy wreszcie wyczułam kryjącą się w nim moc skoncentrowałam się na czarowaniu. Na powrót uklęknęłam koło basiora i musnęłam palcami jego klatkę piersiową, pod którą spoczywało nieruchome serce. Potem zaś dotknęłam swoje serce, jego, swoje. Powoli traciłam siły, on zaś je zyskiwał. Po jakimś czasie przeniosłam na basiora wystarczająco dużo mocy, by mógł się obudzić z letargu. 
Teraz to ja umierałam.
On zaś rósł w siłę.

<Nuka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz