sobota, 30 listopada 2013

od Nuki - cd. Dixita; do Aishy

- Czemu nas wybrał? - spytał się mnie zdziwiony basior.
- Ponieważ i ty i ja mamy żywioł ognia, a razem możemy zdziałać wiele.
- To znaczy....?
- To znaczy, że możemy wytworzyć np. burzę ognia - odpowiedziałem dumnie.
- Ale przecież wiele wilków również ma żywioł ognia....
- Tak, bardzo wiele wilków go posiada, ale my jesteśmy przyjaciółmi, więc będzie się nam dobrze razem pracowało - uśmiechnąłem się. - A poza tym nie narzekaj, ponieważ to wielki zaszczyt bronić watahę... Ale i obowiązek...
- Wiem, nie narzekam, ale...
- Cicho!! - przeszkodziłem mu.
- Dobra, dobra... już nie będę, ale niepotrzebnie się denerwujesz...
- Mówiłem cicho!! Ktoś próbuje się wkraść na nasze tereny!
- Aaa... to co robimy?
- Na razie siedź cicho, a ja zobaczę o co chodzi... - zanim Dixit powiedział cokolwiek, ja zdążyłem już zaczaić się w krzakach. Dałem znak łapą, aby Dixit również ukrył się w wysokiej trawie. Ten wykonał polecenie, a ja zacząłem czołgać się w stronę, z której dobiegał hałas. Ujrzałem jelenia, który wierzgał, ponieważ zaplątał się w sidła łowieckie. Zawołałem Dixita;
- Spójrz na to... - wskazałem na jelenia.
- Przynajmniej nic nam nie grozi... - odetchnął z ulgą.
- Nie był bym tego taki pewien...
- Przecież to tylko sidła!
- No właśnie, sidła łowieckie! - warknąłem.
 W tym samym momencie padł pierwszy wystrzał. Krzyknąłem do przyjaciela, żeby uciekał, a ja podbiegłem do jelenia i wyplątałem go z sideł. Drugi wystrzał zdołałem ominąć, lecz z trzecim nie było tak łatwo. Kula trafiła między moje żebra. Zacisnąłem zęby z bólu, upadłem. Miałem nadzieję, że Dixit jest już bezpieczny. Usłyszałem kroki. Mój oddech był szybki i płytki. Kłusownik podszedł do mnie, lecz ja nie zważając na ból, wyrwałem się z jego rąk i zacząłem uciekać. Biegłem najszybciej jak mogłem. Oglądnąłem się za siebie. Po człowieku nie było już śladu. Biegłem okrężną drogą, tak aby nie zwabić go do innych wilków. W końcu wpadłem do jaskini alf. Łapy ugięły się pode mną. Upadłem centralnie pod łapy Carmen. Widziałem ją jakby przez mgłę, lecz wiedziałem, że muszę ją ostrzec..
- Carmen, ja... kłusownik... na terenach watahy... - wymamrotałem wpół przytomny. - Nie przejmuj się mną... ratuj watahę...


Ostatnim obrazem jaki zarejestrowałem wzrokiem była Aisha. Potem otoczyła mnie ciemność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz