niedziela, 3 listopada 2013

od Wicky - do Leo

Pewnego słonecznego popołudnia wyszłam z jaskini i nie obierając konkretnego celu ruszyłam przed siebie. Byłam zamyślona i rozkojarzona. Szłam ze spuszczoną głową, kopiąc kamienie pod łapami. Nagle poczułam mocne uderzenie. Osunęłam się na ziemię niemrawo spoglądając dookoła. Nade mną pochylał się jakiś basior o czarnej sierści. 
- Nic ci nie jest? - spytał ostrożnie. 
- Nie... chyba nie...Jesteś z tej watahy? 
- Jasne - mruknął, chwytając mnie za przednie łapy i delikatnie podnosząc. 
- Dziękuje. - wymamrotałam. 

(Leo? ;>)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz