poniedziałek, 4 listopada 2013

od Shidy cz.1

Na nos spada mi kropla zimnej wody z drzew. Od razu się obudziłam.Zaczęłam się rozglądać gdy nagle mój wzrok utkwił na czymś zielonym i owalnym. Jak jajko. Zimna "skórka" tego jajka była poprzecinana żyłkami, przez które jakby przechodził prąd. Żyłki jaśniały jasną zielenią.
Przemieniona w człowieka wzięłam je na ręce.Nagle zimną, poranna ciemność przeszył blask. Przede mną stała biała sowa. Swoimi wielkimi oczami spoglądała raz na mnie a raz na jajo.
- Dlaczego siedzisz tu sama z tym smoczym jajem?
- Powiedziałaś "smoczym"? - wstrząsnął mną dreszcz. Na kolanach trzymałam jajo jednego z tych potężnych władcy nieba! Z ciekawością sięgnęłam umysłem w głąb jaja.Tam słychać było jedynie bicie małego serca i szarego umysłu,który nic z tego co się za skorupą jaja działo nie rozumiał. Spojrzałam jeszcze raz na sowę. 
- Widocznie jesteś nowa... Nie należysz do żadnej tutejszej watahy? - mówiąc przekręciła łebkiem w prawo.
- Nie.Nie wiem nawet gdzie jestem... - nagle od środka zaczęło coś pukać w jaju.
- Wybrał cię
- Kto?
- Smok. Czyżbyś nic o smokach nie wiedziała? - Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo oto skorupka pękła.Wezbrały we mnie emocje,a sowa ciągnęła dalej.
- Na rękach trzymasz jajo... - mały skrawek skorupki odpadł.
- A w prawdzie smoka, który przywiąże się do ciebie i nie będzie niemym stworzeniem,jak to niektórzy myślą... - teraz właśnie odpadła prawie, że cała skorupka .Z jaja wyłonił się mokry smok o ciemnozielonych łuskach na grzbiecie,o barwie liści buku,i nieco jaśniejszych na brzuchu. Jakaś nieznana siła wmawiała mi żebym dotknęła pisklaka. Uczyniłam to. W moim umyśle błysły myśli młodego umysłu, który zdawał się być do kogoś bardzo przywiązany,dokładniej do mnie o bardzo mglistych myślach.Dopiero po chwili zauważyłam że na szyi mojej pojawił się naszyjnik w kolorze łusek smoka.





- Teraz nadaj jej imię - młody smok z niepokojem wpatrywał się w sowę. Po raz pierwszy w życiu nie potrafiłam opanować myśli. Jak ją nazwać...  - Szmaragdowa, Gresien, Weridis. Tak! Wiem - Venaia - powiedziałam patrząc w oczy smoka.Ten jakby zrozumiał, że to jego imię i w jego myślach poniosło się ciche echo...Venaia... W tym właśnie momencie sowa znikła, a na jej miejscu ukazała się bransoletka ze srebra z wyrytymi znakami. Nie wiedziałam co to znaczy i nie bardzo mnie to interesowało. Musiałam się dowiedzieć jak najwięcej o smoku. Musiałam także znaleźć miejsce na nocleg. Robiło się coraz zimniej i dopiero teraz sobie uświadomiłam, że wyklucie Viridis zajęło cały dzień. Nieco wykończona patrzyłam z podziwem na smoka.Cały czas martwiło mnie jak przeżyje zimę w lesie. Sama dałabym sobie radę, jestem "włochata", w przeciwieństwie do smoka. Smoczyca zaczęła się trząść. Postanowiłam wziąść ją na ręce i spróbować podnieść się w powietrze. Jednak byłam zbyt wykończona, aby ze smokiem podlecieć. Smok owinął się dookoła moich nóg i próbował się ogrzać, lecz były to próby daremne. Przemieniłam się więc w wilka. Smok odskoczył patrząc się na mnie i próbując odgadnąć moje zamiary. Dopiero gdy dotknęłam jego umysłu uspokoił się. Nie bardzo pasowało mi spanie na ziemi. Przeszłam się do przodu,a smok podążał za mną. Powinien umieć się wdrapywać... Po około godzinnym marszu znalazłam rozłożyste drzewo,które tworzyło jakby dom. Na dole miało dziuplę, a na górze rozłożyste dwie grube gałęzie tworzyły drugie,bezpieczne piętro. Wskoczyłam na górę,ale Venaia leżała tylko na wpół żywa i patrzyła na mnie. Musiałam z powrotem zeskoczyć, chwycić ją delikatnie zębami za kark i ponownie wskoczyć na górę z pisklęciem.Ta, wystraszona nagłą zmianą położenia zaczęła piszczeć, ale ja się tylko położyłam i przyciągnęłam do siebie. Smoczyca wtuliła się w moje futro.

Nad ranem obudziła mnie Venaia, cały czas piszcząc i mnie szturchając. Z jej myśli wynikało jedno - była głodna.I co ja miałam począć? Przekazałam jej w myślach, że ma tu siedzieć i schować się w małej dziupli na piętrze.Gdy się schowała, ruszyłam w las. Wszędzie było ciemno, jakby las był opustoszały. Nagle moją uwagę zwrócił szelest w krzakach. Wyskoczył z nich zając i pobiegł nadzwyczajnie szybko. Biegłam za nim ile tchu w piersiach, ale nie mogłam go do gonić. Biegnąc za nim zdałam się słyszeć szum. Był coraz głośniejszy i stawało się coraz jaśniej. Nagle wbiegłam na polanę pełną zieleni. Po środku stała fontanna. Wokół rozciągał się zapach innych wilków.A zając przepadł! Hmm...Tutaj jest cieplej. Muszę coś szybko upolować i przyprowadzić tu Venaie.Tak myśląc wzlaciałam w kierunku Venaii.
Zastałam ją ledwie żywą z głodu.Gdy zobaczyła upolowanego cietrzewia rzuciła się na niego i poczęła wyrywać pióra. Po kilku minutach zostały tylko kości. Zmieniłam się w człowieka ze skrzydłami,wzięłam smoka na ręce i poleciałam w kierunku fontanny. Smok napawał się wyjątkowo lotem. Gdy wędrowałam spotkałam czarnego wilka z żółtym naszyjnikiem. Sierść na brzuchu miała wrzosowy kolor. Pił właśnie z fontanny ,gdy wylądowałam po drugiej stronie łąki.
Spojrzał na mnie, ale najbardziej jego uwagę przyciągała sycząca smoczyca.
Przypuściłam atak na jego myśli.
- Sądzisz żę dasz mi radę? - z jego gardła wydarł się charczący śmiech, gdy przemienił się w człowieka. Uczyniłam to samo. Skupiłam się na obronieniu Venaii. Za żadne skarby nie mogę pozwolić, aby wdarł się do mojego umysłu. Tak więc skupienie było jedyną bronią. Krążył dookoła muru myślowego, by znaleźć choć jedną szparę. Nic to nie dało. Zaatakował mnie.
- Nie powinno cię tu być... bo nikt ci nie pomoże - Odpierałam ataki jak mogłam, ale to on okazał się lepszym szermierzem. Na walce, a na rozmyślaniach czy Venaię oszczędzi,nie potrafiłam się bronić. Pozostała mi tylko jedna taktyka - lot. Rzuciłam zaklęcie na Venaię, która została przeniesiona do miejsca pobytu zeszłej nocy. Sama wzleciałam w górę. Leciałam nie z zaklęcia, a na własnych skrzydłach. Za to basior musiał wznosić się o własnych zaklęciach. Zanim wzniósł się na równą wysokość ze mną, runęłam na niego. Jego czary wykańczały go. Lecz przeniesienie smoczycy także odebrało mi wiele energii.
Mieliśmy równe szanse. Jedyne co, to wykończyć go wzlotami w górę i w dół. Tak więc spadłam na niego, celując mieczami w brzuch. Podnosząc się za pomocą magii nie dał rady uciec.W momencie gdy miecze zanurzyły się po kość, zamienił się czarnego ducha i znikł.Wylądowałam ciężko na ziemi.Venaia była daleko, a ja byłam głodna i zmęczona. Postanowiłam zamienić się rybę, bo to nie kosztowało mnie żadnej energii, a mogę się pożywić i odpocząć. Jednak myśli o tym co się dzieje z Venaią nie dawały mi spokoju.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy się obudziłam. Po zamienieniu się z powrotem z ryby w wilka. Ułożyłam się do snu na drzewie. Nie obudziłam się sama.To kłębiące się myśli smoka mnie obudziły. Nie wiem w jaki sposób,ale smok mnie odnalazł i wdrapał się na drzewo, na którym spałam.W zębach trzymała tą bransoletę,w którą zamieniła się sowa.Ten dziwny zbieg okoliczności bardzo mnie zadziwił. Ale mniejsza z tym. Wyczerpana marszem Venaia... zaraz... Na nodze ma czerwoną szramę! Skupiłam się na tym jednym fakcie.Siły nie mam żeby to uzdrowić, ale jeśli tego nie zrobię smok wykrwawi się na śmierć!! Tak więc skorzystałam z rzadziej używanego żywiołu  -wody. Zaniosłam w zębach Venaie nad fontannę na środku łąki.Wsadziłam ją do wody i zamoczyłam ręce. Czary podziałały i nie wyciągnęły ze mnie zbyt dużej ilości energii. Zadowolona poszłam na spacer z Venaią.
Smoczyca po kilku ciężkich dniach była zahartowana. Z dnia na dzień rosła. Jej mięśnie się już dosyć rozbudowały, lecz nadal skrzydłami umiała tylko od czasu do czasu machać. Postanowiłam na wielkiej polanie zacząć ją uczyć latać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz