Czułem się inaczej... Czułem, iż jestem w stanie zrobić wszystko. Nie
czułem bólu, nie cierpiałem. Wstałem. Nie miałem pojęcia co się stało.
Lecz nagle... nagle ujrzałem obok konającą Aishę. Zrozumiałem co
zaszło... Moja przyjaciółka oddała za mnie życie! Nie mogłem pozwolić,
aby umarła... i to przeze mnie. Leżała teraz nieruchomo na ziemi, pod
postacią wilka. Musnąłem łapą jej policzek;
- Aisho, nie pozwolę, abyś umarła... Przysięgam! - zarzuciłem wilczycę na grzbiet.
Biegłem najszybciej jak mogłem, ażeby ma przyjaciółka jak najszybciej
znalazła ukojenie. I nie chodziło tu o śmierć. Jeszcze oddychała i choć
nie był to oddech normalny, jeżeli można nazwać coś czymś "normalnym",
był on płytki i wolny. Nie mogłem pozwolić, aby wadera tak bliska mojemu
sercu umarła. I choć nie kochałem jej tak, jak ona Severusa, kochałem
ją tak, jak kocha się siostrę, czy brata. Była ona wilczycą, która mnie
rozumiała, a ja rozumiałem ją. Wbiegłem do chatki jej partnera -
Severusa. Nie było go w swym domku, więc musiałem działać instynktownie.
Wiedziałem, że gdy Severus się o tym dowie, pewnie mnie udusi, ale
miałem to gdzieś. Teraz liczyła się moja przyjaciółka. Odłożyłem waderę
na podłogę, a sam zacząłem nerwowo przerzucać kartki w księdze mikstur. W
końcu, ku mojemu zdziwieniu, ujrzałem to, czego szukałem. Wstąpiła we
mnie nadzieja. Wyrwałem tą kartkę, i zacząłem szukać składników. W końcu
uzyskałem wymarzoną miksturę. Nie miałem pojęcia, czy zadziała, ale
gorzej już być nie może... Przerzuciłem Aishę na drugi bok, a ja
rozwarłem jej pysk i wlałem wywar. Po upływie dwóch, trzech minut, Aisha
zaczęła się przebudzać. Ucieszyłem się wielce, że mi się udało. Jakież
było jej zdziwienie, gdy ujrzała światło dzienne. Chwyciłem ją za łapę, a
ona spojrzała na mnie niewyraźnie. Musnąłem jej pysk nosem i
uśmiechnąłem się. Byłem szczęśliwy. Szczęśliwy, że ktoś taki jak ona
będzie ze mną jeszcze przez lata.
Aisha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz