niedziela, 15 grudnia 2013

od Nuki - cd. Aishy; do Aishy


Obudziłem się w jakiejś jaskini. Aisha leżała na drugim jej końcu. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Usłyszałem kroki. Byli to ci, którzy nas zaatakowali. Zamknąłem oczy, udając, że nadal jestem nieprzytomny. Dowódca podszedł do mnie i zaśmiał się szyderczo. Szturchnął mnie łapą, aby upewnić się, że nadal „śpię”.
- To ten? - basior spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
- Tak, sir...
- A więc na co czekamy? Zabijemy go... - warknął.
„Zabijemy...” - te słowa szumiały w mej głowie niczym echo w opuszczonym budynku. Szybko jednak zrozumiałem - bez walki się nie obejdzie. Otworzyłem oczy i najszybciej jak umiałem skoczyłem na basiora, który stał najbliżej. Reszta wilków nie kryła oburzenia. Warknęła tylko i skoczyła w moim kierunku. Zacząłem uciekać. Biegłem przez korytarze w jaskini. Była ona bowiem tak obszerna, że łatwo można było się w niej zgubić. W końcu byłem na tyle daleko od nieprzytomnej Aishy, by móc zacząć walkę. Nie chciałem, aby użyli jej jako zakładniczki. Odwróciłem się w ich kierunku i uśmiechnąłem się zdradziecko. Ruszyli w moją stronę, ale odskoczyłem. Walka trwała dłuższą chwilę, lecz zorientowałem się, że długo już nie wytrzymam. Skoczyłem więc na grzbiet jednego z nich, gdy reszta wilków rzuciła się na niego, ja wybiegłem z pomieszczenia. Za sobą rozniecałem ogień, a gdy ten zajął już całą powierzchnię jaskini, ruszyłem w stronę wyjścia. Basiory goniły mnie, z trudem przedzierając się przez płomienie. Niestety zagonili mnie w „kozi róg”. Spojrzałem za siebie, nerwowo szukając wyjścia. Stanąłem z nimi oko w oko. Z mojego gardła wydarło się głuche warknięcie, po czym znów ruszyłem do ataku. Oni mieli przewagę liczebną, lecz ja miałem moc ognia, która to bardzo ułatwiała mi walkę w wysokiej temperaturze. W starciu odniosłem parę głębokich ran, lecz nie przeszkodziło mi to w powtórnym ataku. Dopiero najgłębsza rana, którą to zadał mi dowódca wrogów, sprawiła, iż nie mogłem dalej walczyć. Mimo to oni wciąż napierali na mnie, sprawiając, że po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach, kaszlałem krwią, a z mojego ciała odstawały kawałki skóry. Jednym słowem - obraz nędzy i rozpaczy. Nie miałem już sił, lecz próbowałem wytrwać do końca. Zacząłem biec w stronę ściany skalnej, których w tej jaskini mało nie było... Biegłem wprost na nią, a gdy byłem wystarczająco blisko, wyskoczyłem do góry i odbiłem się od ściany, wykonując obrót w powietrzu. Wylądowałem za basiorami. Zmierzałem w kierunku pomieszczenia, w którym ostatni raz widziałem Aishę. Leżała tam, ciągle nieprzytomna. Podbiegłem do mej przyjaciółki i zarzuciłem sobie ją na plecy. Zauważyłem basiory pędzące w moją stronę. Ich spojrzenia były dzikie i wściekłe. Ja również zacząłem biec w ich stronę, i ku ich zdziwieniu przeskoczyłem nad nimi. Biegłem tak, zostawiając za sobą ślady krwi. Starałem się omijać spadające odłamki sufitu, oraz nie wbiec w ścianę, co było trudne, ponieważ dym był czarny i gęsty. W końcu wybiegłem z jaskini. Uciekałem jak najdalej od ginącej w płomieniach jaskini. Słyszałem jeszcze ich wściekłe krzyki. Gdy odbiegłem na tyle daleko, by czuć się bezpiecznym, odłożyłem Aishę. W pobliżu widać było strumyk, więc tam się ulokowaliśmy. Napiłem się, po czym obmyłem swoje rany. Polałem Aishę wodą, a ta powoli otworzyła oczy. Spojrzałem na nią troskliwie i uśmiechnąłem się do niej.

Aisha? : )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz