Wszyscy poszli na zwiady, a ja jak ta baba pilnowałem obozowiska. Położyłem się pod cieniem drzew i przymknąłem powieki.
"Eden, biała wilczyca, która dołączyła do nas wczoraj w lesie..."
- Ezukae! - przerwał mi myślenie Rey.
- Co zno... - przerwałem widząc go całego zdyszanego z wywieszonym jęzorem.
- Nie pytaj się, tylko chodź! - nie patrząc na mnie pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Nie zostało mi nic innego jak pobiec za nim.
Wybiegliśmy poza las. Tam zobaczyłem... Ogromną smoczycę, a u jej stóp Shandowa i Venaię, oraz Shidę, In, Lili i Eden.
Stałem i nie mogłem się ruszyć. W końcu to nie jest żaden ze znanych mi smoków. Czy Shandow, albo Venaia mają taką postawę? Przysadzista i...
- Ezukae! Chodź i się nie gap! - Rzuciła roześmiana In... "Jak ja lubię jej uśmiech..." pomyślałem i rzuciłem się biegłem w dół zbocza.
Długo rozmawialiśmy o przeszłościach, przyszłościach...
~ Widzę, że wyczekujecie czegoś. I słusznie - Po tych słowach podniosła się na dwie łapy i zatrąbiła donośnie. Po chwili usłyszeliśmy pomniejsze, ale także donośne ryki smoków! Odgłosy pochodziły znad wschodniego nieba. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem stada smoków.
Mknęły niczym gwiazdy szmaragdowe, a zobaczywszy to Shandow i Venaia jednocześnie poderwali się do lotu. Ale pramatka smutno patrzyła za nimi. Shida zapytała;
~ Czyżbyś rana, że nie możesz lecieć?
~ Mam strzaskane skrzydło.
Shida zajęła się skrzydłem smoczycy, a w tym czasie wszystkie smoki wylądowały.
Usłyszeliśmy jedno wycie... I kolejne... I jeszcze jedno...
- Nasi ruszają do walki - Powiedziała ożywiona In.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz