wtorek, 10 grudnia 2013

od Aragorna - cd. Dixita; do Dixita

"Zaistniała szansa na odmianę naszego losu. Wrogie armie koczują przy północnej granicy terytorium watahy szykując się do zadania decydującego ciosu. Jeśli nie zostaną powstrzymane przypuszczą atak na Dziedziniec, tym samym kompletnie nas obezwładniając. Co gorsze zaś, Mroczni nie są sami. Wśród ich oddziałów jest sporo dzikich zwierząt, które sądząc, że czynią dobrze stanęły po stronie ciemności, a także stworzeń, przed których potęgą drżą nawet najznamienitsi wojownicy. Strzeż się, Aragornie" 

 Stałem nieruchomo na kształt kamiennego głazu wodząc niewidzącym wzrokiem po horyzoncie. Kiedy wizja się skończyła, a tajemniczy głos pobrzmiewający w mej głowie ucichł poczułem jak wycieńczony opadam z sił. Jedynie resztki godności powstrzymały mnie przed upadkiem i ostatecznym poddaniem się.
"Jesteś synem Bet - powtarzałem sobie bezustannie. - Nie możesz zrezygnować w decydującym momencie, kiedy twoi nieświadomi niczego bliscy są wystawieni na żer wrogom. Musisz ich ostrzec przed czyhającym naokół niebezpieczeństwem! Musisz zawalczyć o wolność swojej ojczyzny!..."
 Na wpół opanowany przez wycieńczenie stałem czujnie wyprostowany próbując przezwyciężyć prymitywny instynkt nakazujący mi ucieczkę. Tymczasem Dixit, zupełnie nieświadomy mego wewnętrznego rozdarcia rzucił mi spojrzenie pełne wahania.
- Aragornie? - szepnął zbliżając się do mnie. - Co się stało?
Nie odpowiedziałem. Milczałem wpatrując się tępo w przestrzeń, a wraz z oczekiwaniem rósł we mnie gniew. Kiedy czara wściekłości się przepełniła i nieprawdopodobna chęć zemsty rozgorzała gdzieś wewnątrz mnie wiedziałem już jednak co robić. Uniosłem głowę i zawyłem donośnie. 
Niczym nie zmącony, brzmiący czystymi tonami skowyt przerwał ciszę. Chwilę słychać go było w okolicy, jednak niedługo potem zanikł, a milczenie na powrót zaległo ziemię. Nie minęło jednak parę minut, a odpowiedziały mu kolejne i kolejne wycia. Wilki z watahy zaklętego źródła przekazywały sobie hasło do ataku.
Rzuciłem spojrzenie pełne satysfakcji Dixitowi. Wpatrywał się we mnie z widocznym zdziwieniem.
- Chodź, przyjacielu. Musimy bronić watahy - z tymi słowami rzuciłem się do przodu.
A za mną nieustępliwie wzrastał tupot ciężkich łap.

<Dixit?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz