Pomimo świadomości faktu, że powinniśmy być już na miejscu bitwy, wciąż nie mogłem oderwać wzroku od Arven. Była wyraźnie osłabiona, ale choć słaniała się na nogach, uparcie chciała wziąć udział w walce.
- Ar... - szeptała. - Jeśli wam nie pomogę, zginiecie. Mroczni są silni, nic ich nie powstrzyma... Błagam, najmilszy, weź mnie ze sobą... nie zostawiaj mnie tu samotnej, skazanej na opuszczenie... Nie odtrącaj mnie w decydującym momencie... przecież mnie kochasz... przecież jesteśmy złączeni na wieki... przecież...
- Dobrze, Arven - po dłuższej chwili zwiesiłem głowę nie mogąc słuchać dalej błagalnego szeptu ukochanej. - Chodź z nami, ale proszę cię, uważaj na siebie. Byłbym spokojniejszy, gdybyś wróciła do swej jaskini i odpoczęła tam... ale nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwa tej podróży... zostań z nami, chodź Arv... - z tymi słowy ruszyłem truchtem pilnując jednocześnie by Arven trzymała się mego boku.
Wadera, wycieńczona walką z Dimenticate - Zapomnianymi Duszami - szła tuż koło mnie i pomimo usilnych prób pozostania przytomną często potykała się i upadała.
- Wejdź na mój grzbiet - poprosiłem w pewnym momencie ukochaną. - Polecimy.
Arven tylko skinęła głową i usadowiwszy się wygodnie niemal po chwili zasnęła. Rozwinąłem niewidzialne skrzydła, i z cichym szelestem piór wzbiłem się w powietrze.
- Zdążaj do celu, Dixit - zawołałem za moim przyjacielem i już po chwili zniknąłem w tumanach mgły i chmur.
<Arven?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz