Wycieńczona odemknęłam powieki i potoczyłam błędnym wzrokiem dookoła. Nade mną rozpościerało się nocne niebo, usiane tam i ówdzie licznymi gwiazdozbiorami, naokół zaś panowała cisza, zakłócana jedynie monotonnym szumem pobliskiego potoku. Uniosłam ciężko głowę, chcąc zobaczyć więcej i niespodziewanie obsunęła się pode mną ziemia, a ja - bezbronna wobec grawitacji - runęłam. "Obsunęła się pode mną ziemia?" - nie, jedynie zakręciła mi się w głowie, świat nagle zawirował miejscu sprawiając, że potknęłam się i upadłam. Żadnych trzęsień ziemi, żadnych kataklizmów. Tylko noc i senna cisza.
- Aisha? - niespodziewanie usłyszałam szept tuż koło ucha. Obróciłam minimalnie głowę chcąc zobaczyć potencjalnego wroga, ale przede mną rósł tylko krzew dzikiej róży. "Ewidentnie wariuję, skoro odzywają się do mnie nawet rośliny" - pomyślałam i znudzona oczekiwaniem wstałam. Najpierw ostrożnie uniosłam tylne nogi, kolejno ugięłam mięśnie przednich, a na sam koniec delikatnie podniosłam głowę. Udało się.
- Aisha, co ty wyprawiasz? - mruknął do mnie niezadowolony krzew. Zirytowana rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Jakże się zdziwiłam, kiedy okazało się, że owym "krzewem" był wilczur.
- Kim jesteś? - warknęłam obnażając kły. Nie minęła chwila, a na powrót wylądowałam w trawie. "Chyba muszę coś poćwiczyć zmysł równowagi" - pomyślałam zrezygnowana i nie zadając sobie trudu uniesienia głowy ze ściółki powtórzyłam pytanie, tym razem kierując je w głąb ziemi:
- Him ekteś? - wymamrotałam.
- Aisha, zrozum, że to nie czas na zabawy. Musimy wracać na tereny watahy - tajemniczy basior trącił mnie nagląco nosem. Zdenerwowana uniosłam łeb:
- Ego chesz? - warknęłam. Ach, no faktycznie. Trawa w pysku. - No - prychnęłam w końcu pozbywszy się wszelkich korzonków i roślin tkwiących między zębami - czego chcesz, bałwanie?
Wilk zamarł zdziwiony. Dopiero po chwili zrozumiałam, że przede mną stoi Nuka. Staliśmy tak więc naprzeciw siebie, zaskoczeni. Nuka moim rozdrażnieniem, ja widokiem Nuki.
- Przepraszam - szepnęłam po jakimś czasie zmieszana. - Nie poznałam cię...
Basior tylko przewrócił oczami, uznając to jakby za słaby argument i ruszył przed siebie. Po kilku minutach dołączyłam do niego zmęczona, pomimo faktu, że ledwo słaniałam się na nogach.
<Nuka? Wiem, wena nie domaga...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz