- Nie... chyba... - wymamrotałem. Byłem przemoczony do suchej nitki, a
moje futro ciążyło mi niezmiernie. Zresztą Natalie też nie była zbyt
sucha...
- Nuka, wracajmy do watahy, tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie...
- Racja - przytaknąłem, ale mój wzrok utkwił teraz na obolałej łapie wadery. - Ale najpierw, Natalie, opatrzymy twoją łapę...
Zanim wadera zdążyła zaprzeczyć, ja zmierzyłem ją ostrym wzrokiem.
Wadera momentalnie zamknęła usta, a ja pobiegłem do wypatrzonego
wcześniej drzewa. Zerwałem trzy liście. Dwa odłożyłem obok wadery, a
jeden napełniłem wodą z rzeki. Przytrzymałem łapę wadery. Na początek
jednym liściem starłem krew z futra, po czym jeszcze raz, tym razem
dokładnie, obmyłem zranione miejsce. Kolejny liść zawinąłem wokół łapy,
po czym zawiązałem źdźbłem trawy. Spojrzałem na waderę i uśmiechnąłem
się do niej.
Natalie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz