Pocałowałam Dixita. Spojrzałam głęboko w jego oczy i po raz pierwszy ujrzałam w nich niepewność i strach. Próbowałam rozpalić w nim iskierkę nadziei. W końcu on też powinien wiedzieć...
- Nie bój się, skarbie - uśmiechnęłam się. - Może nie uwierzysz, ale...
Dixit spojrzał na mnie uważnie.
- Tak? W co miałbym nie uwierzyć?
- Nadciągają posiłki - wyjaśniłam. - Pomogą nam smoki.
- Skąd wiesz? - Dixitowi opadła szczęka.
- Rozmawiałam z Carmen. A ja jej wierzę.
- Ja też ci wierzę - zapewnił mnie szybko Dixit i pocałował w policzek.
- Może wygramy tę wojnę - wtuliłam głowę w pierś Dixita.
- Ale przecież Mroczni mają ogromną przewagę! Nawet smoki nam nie pomogą wygrać bitwy!
- Nie doceniasz tych przedwiecznych istot - oburzyłam się. - Smoki potrafią zdziałać więcej niż myślisz!
- Wierzę ci - zapewnił mnie mój ukochany.
- To cześć - powiedziałam. - Muszę się przygotować do bitwy.
- Tylko wróć w jednym kawałku.
Nasze wargi znów się spotkały w długim, namiętnym pocałunku...
Rzuciłam tylko przelotne spojrzenie Dixitowi i zbiegłam z wzgórza. Gdy już znalazłam się w dolinie, zawyłam. Nocną ciszę przeszył czysty skowyt, zagrzewający do walki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz