Niezmiernie zdumiony niespodziewanym zajściem stałem nieruchomo pod drzewem z głową zadartą ku górze i - co było wręcz pewne - wyglądałem jak idiota.
- Przecież to nierealne - mruczałem do siebie. - Ale widocznie piękne kobiety tak mają - zawsze pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie i nim się obejrzysz już znikają.
Sfrustrowany ruszyłem w drogę powrotną. Dopiero, gdy znalazłem się pod jaskinią przypomniałem sobie o polowaniu. Zawróciłem więc ponownie i skierowawszy swe kroki ku pobrzeżom Puszczy rozpocząłem łowy. Nie minęło jednak kilka minut, kiedy usłyszałem tuż za sobą ostrożnie stawiane kroki. Wstrzymawszy oddech obróciłem się powoli - za mną stała owa nieznajoma, lubująca wysokości wadera.
- Spłoszyłaś mi śniadanie - wycedziłem przez zęby spoglądając z wściekłością na wilczycę. Ta jednak, nie robiąc sobie nic z mojego gniewu, zachichotała.
- Cóż, dla ciebie to zapewne wielki problem - uśmiechnęła się pod nosem. - Ale nawet dla takiego kiepskiego łowcy znajdzie się pociecha - w tym lesie jest dużo zajęcy - mruknęła z właściwą nauczycielom nutą pobłażliwości.
- Kiepskiego łowcy, powiadasz? - zmrużyłem oczy zapomniawszy nagle jak wiele dla mnie znaczyła ta urocza, lecz niezwykle wkurzająca wadera.
- Dokładnie - kiwnęła głowa. - Skoro od czasu kiedy się widzieliśmy nie udało ci się jeszcze nic upolować jesteś bez wątpienia najgorszym łowcą jakiego widziałam w życiu - stwierdziła.
- Ach tak? - warknąłem. - To pokaż mi łaskawie co potrafisz.
- Proszę bardzo - wilczyca tylko się uśmiechnęła, po czym niespodziewanie skoczyła w bok, odbiła się od pnia pobliskiego drzewa i poszybowawszy nad ziemią złapała w locie dzikiego gołębia. Choć całe to przedstawienie nie trwało dłużej niż kilka sekund oczarowało mnie swym wdziękiem i urokiem.
- Tak się poluje - wadera wyszczerzyła do mnie zęby z satysfakcją.
- Jak się nazywasz? - szepnąłem i spojrzałem z lękiem w oczy wilczycy, z obawą, aby ta nie rozwiała się w powietrzu, jak to robiła wcześniej.
<Ayline, mistrzu? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz