Ostatni czas był dla naszej watahy naprawdę trudny. Szczeniak Gangesy i mała Sonia znów się zgubili. Tym razem w lesie i to niedługo po całej tej aferze ze Smoczymi Wojownikami. Carmen zabroniła opuszczania terenów leży w pojedynkę więc chcąc nie chcąc musiałam godzić się na towarzystwo. Każdy był spięty i nerwowy. Miałam już serdecznie dość całej tej atmosfery.
Kiedy tylko słońce schowało się za linią horyzontu wymknęłam się na długi spacer po lesie. Wiedziała, że Carmen mnie za to zgani. Potrzebowałam jednak ciszy. Chwili na oddech, możliwości słuchania się dla odmiany we własne myśli, a nie podenerwowane poszczekiwania innych.
Biegłam więc pędem przez las. Niewidoczna dla nikogo. Zatrzymałam się dopiero przy granicy naszego terytorium. Wciągnęłam głęboko do płuc zapach nocy szukając czegokolwiek podejrzanego i niestety znalazłam. Obcy wilk, tuż przy strumieniu. Pachniał źle, krwią i śmiercią. Podbiegłam bliżej ukryta w gąszczu przyjrzałam mu się, Jego ciało znaczyły blizny. Jego wygląd mówił to samo co zapach, był niebezpieczny i nie miał dobrych zamiarów. Jeszcze raz zlustrowałam teren i zobaczyłam drugiego wilka. Był nieco mniejszy niż ten pierwszy, ale równie nieprzyjemny. Walka z dwoma przeciwnikami nigdy nie była łatwa. Miałam jednak przewagę.
Spięłam mięśnie i skoczyłam do przodu. Niewidoczna i szybka jak wiatr śmignęłam na pierwszego wilka, tego większego. Jeśli cios będzie precyzyjny zginie od razu, być może uda mi się zaskoczyć też drugiego, jeśli nie i tak będę mieć większe szanse w bezpośrednim starciu.
Tak jak przewidziałam mój cios całkowicie. Uderzenia było precyzyjne i zabójcze. Moje ataki zostawiały spore rany, ale żar jaki im towarzyszył zatrzymywał krwawienie. Szybka, czysta śmierć.
Drugi wilk widząc swego upadającego towarzysza skoczył do ucieczki. Był szybki. Goniłam go jednak, nie mogłam tak po prostu pozwolić mu uciec. Zaatakowałam, zraniłam go jednak nie zabiłam, a on smagnął cieniem w moją stronę. Nie kontynuował jednak ataku. Uciekł.
Zapuściłam się zbyt daleko na nie swoją ziemię. Porzuciłam więc pogoń i wróciłam w znane mi rejony. Biegiem puściłam się do domu, mając nadzieję, że jednak nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Myliłam się. Nie zdążyłam nawet wejść do jaskini, a już wpadłam na Carmen. Jak podejrzewałam nie była zachwycona…
Carmen czekam na Twoją reakcję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz