-O Bogowie jakim cudem się tak urządziłaś dziewczyno.- Westchnęłam pakując sobie nieprzytomną Sarę na plecy. Jak najszybciej mogłam pognałam do jaskini lekarki. Niestety nie zastałam jej. Na całe szczęście Kate Lilly miała wszystko poukładane i opisane, wzięłam więc miksturę z napisem „Szybko leczy rany i krwotoki-Wypić całość” i wlałam zawartość do pyska Sary. Zakrztusiła się i jęknęła przez sen, ale zaczęła oddychać nieco spokojniej.
-Rety dlaczego to ja zawsze muszę wyciągać Cię z tarapatów. Fakt uratowałaś mnie raz, ale…pff…- Mruknęłam.
Próbowałam wyczuć kto ją tak użądził, ale nie miała na sobie żadnego obcego zapachu. Fakt cuchnęła Hondo na kilometr, ale to było normalne, przecież byli parą. Położyłam się niedaleko śpiącej wadery i sama zasnęłam. Obudziły mnie czyjeś kroki. To był Hondo.
-Przyszedłeś zapytać co z twoją dziewczyną czy posprzeczać się ze mną?
-Raczej to pierwsze- powiedział. Był dziwny, spokojny, skruszony. To nie było do niego podobne.
-Co się dzieje?- Zapytałam- O ile nie zwykłam się Ciebie bać , to teraz zaczynasz mnie przerażać.
-Bo to ja ją tak urządziłem- Wyszeptał
-Co?!- Warknęłam i byłam już gotowa rzucić się na niego.
-Uspokój się! Po pierwsze daj mi wytłumaczyć, po drugie wyjdźmy bo ona się obudzi, a dalsze komplikacje mi nie potrzebne.
Wyszliśmy więc z jaskini. Cały czas miałam się na baczności.
-Słucham- Powiedziałam, a on zwiesił głowę.
-Pokłóciliśmy się…- zaczął, oj bardzo korciło mnie żeby odszczeknąć, że to nie powód do zrobienia jej czegoś takiego, ale powstrzymałam się- To chodzi o ten nasz cały związek. To jakoś tak wyszło. Na początki po prostu bawiła mnie jej naiwność, wystarczyło kilka miłych słówek, a ta już latała cała w skowronkach. Zazwyczaj tego nie robię, raczej wolno się przywiązuję i jestem oszczędny w słowach.- Szczerość Hondo zaskoczył mnie do tego stopni, że postanowiłam mu nie przeszkadzać.
-No więc jakoś tak wyszło z tym naszym związkiem. To całe posądzenie Sary o zdradę wydawało się zbliżyć nas do siebie, ale później wszystko zaczęło się walić. Opowiedziałem jej nawet o swoich byłych, a ona wściekła się, krzyczała jak to mnie nienawidzi, jaki jestem nieczuły i samolubny. Wiem, że mało kto mnie lubi, ale jej słowa naprawdę zabolały. Straciłem panowanie nad sobą, powiedziałem wiele niemiłych słów, że urządzę ją tak jak swoje byłe, ale to nie prawda. Mam wiele na sumieniu, ale nie skrzywdziłbym kogoś na kim mi zależy… No i kiedy wściekłem się tak na poważnie to zaatakowałem ją. Może i nie byłoby tragedii gdyby mi nie oddała. Na dodatek zraniła mnie posądziła o zdradę o to, że jestem z mrocznej watahy, a to nie prawda, ja po prostu jestem p części demonem moja krew już taka jest.
Hondo zaczął łazić w kółko, machając nerwowo ogonem i strzygąc uszami.
-Ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić, lubię ją. Tak strasznie mi przykro, Bogowie gdybym mógł cofnąć czas…
Nie tylko ja słuchałam słów basiora. Słyszałam jak Sara budzi się i staje u wylotu jamy, przysłuchując się wszystkiemu. Hondo też ją w końcu zauważył. Podszedł do niej powoli.
-Wybaczysz mi? – Zapytał skruszony.
-T… Tak, chyba- Wyjąkała Sara.
-To może nie mówmy o niczym Carmeni Jasperowi, co?- Zapytał basior z nadzieją.
-Nie wiem czy cokolwiek się przed nią ukryje, tym bardziej, ze ja tu jestem, no chyba, że nauczę się cicho myśleć- Mruknęłam
Pozostała dwójka zaśmiała się cicho. Nie wiem czy będą kiedyś razem, ale mam taką nadzieję
Kto chce niech kończy może Carmen albo Jasper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz