Weszłam niespiesznie do jaskini Sary i Hondo. Kilka minut wcześniej rozmawiałam z Jasperem, zatrzymał mnie po tym jak Carmen poszła zobaczyć się Sarą. Przywódca wysłuchał dokładnie całej historii, zganił moje zachowania, ale wiedziałam, że mnie rozumie. On znał mnie najlepiej. Wiedział, że wataha jest dla mnie wszystkim. Zgodził się ze mną i Carmen co do tego, że wrzucenie Sary ze stada nie jest właściwą decyzją, tym bardziej nie teraz gdy była ranna. Postanowił jednak, że wilczyca zostanie do odwołania zawieszona w obowiązkach. Miała też absolutny zakaz opuszczenia okolic leży. Mnie przypadł przykry obowiązek przekazania jej tych wieści.
Tak więc stanęłam przed Sarą chcąc przekazać jej słowa Jaspera gdy nagle z pomieszczenia obok wyszedł Hondo
-TY!- Warknął i rzucił się na mnie.
Odskoczyłam, ale zachwiałam się przy tym, Sara nieźle mnie sponiewierała i nie do końca wróciłam jeszcze do siebie.
Szary basior znowu skoczył w moją stronę, znów uskoczył tym razem z trudem
-Czekaj!- zdołałam wrzasnąć.
-Na co mam czekać?- wrzasnął szczerząc kły. –Aż znowu ją skrzywdzisz? Rozszarpię Cię!
Wiedziałam, że jest źle. Byłam silna owszem, ale Hondo potrafił zmieniać się w demon, jeśli to zrobi rozedrze mnie na strzępy to było pewne. I kiedy wilczur już szykował się do kolejnego ataku między nas wbiegła Sara. Chodziła trudem, widać było, że ją boli.
-Zostaw ją proszę….- wyjąkała spoglądając wystraszona na Hondo.
-Odsuń się aniołku.- warknął.
-Nie. Proszę. Zostaw ją. Nie rób jej krzywdy, ona mi pomogła.
Stałam spięta czekając na rozwój wydarzeń.
Hondo może teraz Ty coś napiszesz? Tylko nie krzywdź mnie proszę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz